Nie wierzyłem, że tani obiektyw może być tak dobry. Sigma 56 mm f/1.4 - recenzja
Nie spodziewałem się, że obiektyw kosztujący mniej niż 1800 zł może być aż tak dobry. A jednak – Nowa Sigma 56 mm f/1.4 jest cudowna.
Rok temu od identycznych słów swoją recenzję innej Sigmy zaczął Marcin Połowianiuk. I podobnie jak rok temu Sigma 16 mm f/1.4, tak i teraz Sigma 56 mm f/1.4 zdaje się przeczyć wszelkiej logice.
Nowa Sigma 56 mm jest dostępna w wersjach pod bagnet Sony E (gdzie stanowi ekwiwalent 85 mm dla pełnej klatki) oraz micro 4/3 (gdzie ma ogniskową o ekwiwalencie 112 mm). Przetestowałem obiektyw z Olympusem OM-D EM1 mk II i powiem wprost – na kilka tygodni zapomniałem, że mam w aparacie matrycę wielkości paznokcia.
Sigma 56 mm f/1.4 C nie ustępuje jakością wykonania obiektywom pod pełną klatkę.
Choć jest to obiektyw z serii Contemporary, to poza brakiem pełnego uszczelnienia nieznacznie tylko ustępuje konstrukcyjnie serii obiektywów Art. Jest bardzo solidny, wytrzymały, a do tego cudownie wręcz lekki i poręczny. Ma zaledwie 280 g masy, średnicę filtra 55 mm i długość niecałych 60 mm.
Dla porównania: pełnoklatkowa Sigma 105 mm f/1.4 waży aż 1645 g i mierzy 115 mm długości. To obiektyw, który ledwo mieści się w dużych torbach fotograficznych. Tymczasem Sigma 56 mm f/1.4 wejdzie nawet do kieszeni kurtki…
Pod względem możliwości nowa Sigma również nie ma się czego wstydzić.
Na co dzień używam tylko systemowych szkieł Olympusa, które cechuje błyskawiczny autofocus. Spodziewałem się, że Sigma nie będzie pracować równie dobrze, ale bardzo się myliłem – AF jest bezbłędny, szybki i precyzyjny. Praktycznie nie zdarzyło mi się zrobić tym szkłem nieostrego zdjęcia, a jeśli już, to z winy mojej, nie obiektywu.
Ciekawie rozwiązano też kwestię ostrzenia manualnego. Podobnie jak w Sigmie 16 mm, również tutaj mechanizm jest krokowy. I chociaż to wciąż system focus by wire (szybkość zmiany ostrości zależy od szybkości obrotu pierścienia), to Sigmę 56 mm można bardzo łatwo „wyczuć” i pracować na niej przy filmowaniu niemal równie komfortowo co na obiektywach do lustrzanek. Tym bardziej, że pierścień zmiany ostrości jest spory i wygodny w obsłudze.
Od strony użytkowej naprawdę nie sposób czegokolwiek zarzucić Sigmie 56 mm.
Pod względem jakości obrazka to po prostu petarda.
Gdy zrobiłem pierwsze zdjęcia Sigmą 56 mm f/1.4 zwyczajnie opadła mi szczęka. Przypomnijmy: mówimy o obiektywie kosztującym niespełna 1800 zł, zapiętym na korpus z miniaturową matrycą. Według wszelkich prawidłowości obrazek powinien być co najwyżej OK. Tymczasem obrazek produkowany przez ten duet jest niesamowity.
Wewnątrz malutkiego szkiełka znajduje się aż 10 elementów w 6 grupach. Przekłada się to na niemalże kompletny brak wyraźnych wad optycznych. Ok, w warunkach „laboratoryjnych” Sigma 56 mm odrobinę winietuje na „pełnej dziurze” i ma sporą dystorsję, jednak są to wady w pełni zrozumiałe w tej cenie, a do tego śmiesznie łatwe do poprawienia przy obróbce. A nader wszystko – w warunkach „rzeczywistych” praktycznie w ogóle nie przeszkadzają.
Rozmycie tła również jest niesamowite jak na tę klasę obiektywu (i jak na micro 4/3). Przyczepić mógłbym się w zasadzie tylko do nieidealnego kształtu kulek bokehu, którym czasem zdarza się też delikatna „cebulka”, ale byłoby to naprawdę czepialstwo dla czepialstwa. Sigma 56 mm f/1.4 przepięknie rozmywa tło, nawet podpięta pod aparata Olympusa. Wyobrażam sobie, że na Sony A6500 czy A6400 efekty byłyby jeszcze bardziej spektakularne.
Tym obiektywem po prostu chce się robić zdjęcia.
Przez kilka tygodni, jakie Sigma 56 mm spędziła w mojej fotograficznej torbie, zrealizowałem kilka zleceń komercyjnych, zrobiłem wiele zdjęć dla Spider’s Web i sporo fotografowałem dla przyjemności. Wykorzystałem też nowy obiektyw do nagrania 100 proc. wideo o Asystencie Google w Polsce:
Sigma reklamuje swój nowy obiektyw jako „obiektyw do portretów”. Osobiście portretów w zasadzie nie robię, ale na potrzeby recenzji uwieczniłem swoje zwierzaki (w bardzo złych warunkach oświetleniowych) i jak widać, ostrość w centrum kadru jest niesamowita, jak na tę klasę obiektywu:
Za te pieniądze nie ma się nad czym zastanawiać.
Za 1800 zł nie da się kupić lepszego obiektywu tego typu pod micro 4/3. Po stronie Sony E również nie znajdziemy drugiego szkła o takiej ogniskowej, który chociażby zbliżałby się stosunkiem jakości do ceny do nowej Sigmy.
Ja już zdecydowałem, że o ile nie pozbędę się swojego Olympusa, Sigma 56 mm f/1.4 ląduje w mojej torbie. Za te pieniądze nie ma się nawet nad czym zastanawiać.
Problemem może być jedynie sam zakup, bo… tak jak rok temu przy Sigmie 16 mm, tak i teraz pierwsza partia obiektywów rozeszła się momentalnie, i aktualnie w większości sklepów obiektyw jest niedostępny.
A to mówi samo za siebie.