Spektakularna katastrofa. VIP demo Anthem nie tylko nie działało, ale zepsuło mi Battlefielda V
Od wczoraj posiadacze dostępu do zamkniętego dema mogą testować długo oczekiwane Anthem. Niestety pierwszy dzień testów to katastrofa. Nie tylko dla twórców z BioWare, ale także grających w Battlefielda V oraz Battlefronta 2. Serwery EA najpierw dostały czkawki, a potem wyzionęły ducha. Nie nastraja to pozytywnie.
Koniec długiego tygodnia pracy. Wrzucam do szklanki kilka kostek lodu, zalewam je Pepsi Ginger (tylko Bóg może mnie sądzić) i uruchamiam demo Anthem. W końcu odpoczynek. W końcu chwila relaksu. Oczami wyobraźni widzę już, jak latam w potężnym mechu bojowym, bombardując przeciwników efektownymi salwami z futurystycznych broni. Będę jak Iron Man podczas walki z Thanosem. Tylko że bardziej skuteczny.
Pierwsze rozczarowanie przyszło podczas przemierzania Fortu Tarsis w trybie FPP.
Bastion ludzkiej cywilizacji wyglądał znacznie mniej atrakcyjnie niż na pierwszych zwiastunach BioWare. To akurat jestem w stanie przeżyć. Po kompromitujących trailerach Ubisoftu już żadna manipulacja materiałem reklamowym nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Co innego płynność działania. Nie spodziewałem się, że na PlayStation 4 Pro eksploracja Tarsis będzie tak niezadowalająca.
Nie odnotowałem żadnych gigantycznych spadków klatek, ale samo zwiedzanie sprawia wrażenie fatalnie zoptymalizowanego. Jak gdybyśmy przemierzali uliczki miasta poniżej 30 fps-ów. Nie wiem czy to kwestia kamery FPP, ale spacerując chodnikami Tarsis po prostu źle się czułem. Zwłaszcza po przeskoku z naprawdę płynnego, dobrze zoptymalizowanego Battlefielda. Na PS4 Pro nie mogę mieć żadnego zastrzeżenia do optymalizacji BF-a. Anthem to ten sam silnik, a jednak różnica jakościowa jest gigantyczna.
Liczyłem, że wszystko się zmieni, gdy wyruszę na misję i ubiję jakiegoś potwora.
Mój javelin (mech bojowy) czekał na jednym z centralnych placów fortu. Wskoczyłem do niego, myśląc sobie jak duszne i śmierdzące musi być stanowisko pilota. Moim oczom ukazał się ekran wyszukiwania misji. Zmodyfikowałem ekwipunek, wybrałem pierwsze lepsze zadanie i wywołałem ekran ładowania otwartego świata. Niestety eksploracja dzikiej, egzotycznej planety nie była mi pisana. Pasek postępu uległ zamrożeniu, a ja utknąłem z ekranem ładowania. Zdarza się. To w końcu demo, prawda?
Próba numer dwa. Tym razem już bez konfiguracji uzbrojenia oraz wycieczki po mieście. Znowu ekran ładowania. Ponownie restart. Próba numer trzy. Chciałem być sprytny i zamiast publicznej rozgrywki dopasowującej mnie do trzech innych graczy, wybrałem zabawę solo w trybie prywatnym. Efekt? Kolejne zamrożenie. Próba numer cztery. Zamiast rozpoczynać misję, wybrałem szybką rozgrywkę polegającą na dorzuceniu mnie do już trwającego zadania. Niestety znowu to samo. Za każdym razem pozostawałem na czarnym ekranie z artworkiem BioWare oraz „cenną“ poradą.
Anthem ma wielki problem z działaniem. Co niesamowite, demo zepsuło również inne gry EA.
Zniechęcony wersją demonstracyjną uruchomiłem Battlefielda V. Mam słabość do tej strzelaniny. Nie jest pozbawiona błędów, ale sama rozgrywka została mistrzowsko zrealizowana. Tym większa była moja irytacja, gdy okazało się, że serwery BFV również przestały działać. EA nie odseparowało swoich usług sieciowych, przez co fani Battlefielda cierpieli na tym, że demo Anthem to gigantyczny niewypał.
Mój redakcyjny kolega Piotr Grabiec nie tylko potwierdził, że Anthem leży również u niego, ale także doniósł, iż nie może grać w Battlefronta - kolejną sieciową produkcję Electronic Arts. Sytuacja była więc równie dramatyczna, co komiczna. Nie dość, że wersja demo okazała się porażką, to jeszcze traciliśmy dostęp do swoich ulubionych sieciowych shooterów. No naprawdę EA, to już trzeba się bardzo postarać, żeby tak koncertowo zepsuć swoim klientom piąteczek.
Sytuacja jest dla EA kompromitująca o tyle, że Elektronicy celują w gry tylko po sieci.
Nie jest żadną tajemnicą, iż kierownictwo EA wymusza na podległych studiach projekty z transakcyjnym modułem wieloosobowym. Szefostwo pokazuje swoim pracownikom FIFĘ Ultimate Team i kwoty, jakie zarobił ten tryb. Następnie pyta się, jaką odpowiedź na taki sukces mają główni producenci nowych gier z pozostałych ekip twórczych. Również tych pracujących przy licencji Gwiezdnych wojen. M.in. przez takie podejście gra Star Wars z otwartym światem została anulowana, a w jej miejsce otrzymamy coś mniej rozbudowanego.
Rozumiem, że EA chce iść w mandatoryjne komponenty sieciowe. Kompletnie mnie to nie dziwi, gdy przeanalizuje się, jak wielkie pieniądze generuje Ultimate Team. Jeśli jednak Elektronicy stawiają na sieć, muszą tę sieć okiełznać. Tymczasem przypadek Anthem pokazuje, że infrastruktura sieciowa należąca do EA lub wynajmowana przez EA nie jest w stanie poradzić sobie z takimi sytuacjami jak debiut wersji demonstracyjnej.
To zresztą nie pierwsza infrastrukturalna wpadka Elektroników. Pewnie mało kto pamięta już, jak wielkie problemy z serwerami wystąpiły podczas premiery komputerowego SimCity. Battlefield 4 przez pierwsze tygodnie również praktycznie nie działał po sieci. Battlefield 1 także miał swoje problemy, chociaż w znacznie mniejszym zakresie. Demo Anthem nie działa w ogóle, a do tego wysypuje pozostałe gry EA - Battlefielda V oraz Battlefronta 2.
EA obraziło się na tytuły dla jednego gracza i forsuje moduły wieloosobowe gdzie tylko to możliwe. W porządku, rynek zweryfikuje takie podejście. Niech jednak Elektronicy zadbają o odpowiednią infrastrukturę do zabezpieczenia własnej strategii biznesowej. W przeciwnym przypadku wystawiają się na śmieszność.