REKLAMA

Rechot z upadku polskiego Showmax jest pusty i bezrefleksyjny. Nie ma żadnego powodu, by oblewać tę klapę

Czytając wasze komentarze, jak również przyglądając się opiniom internautów w sieci, generalnie nie mogę oprzeć się takiemu dziwnemu wrażeniu, że z powodu upadku polskiego Showmax odczuwacie... satysfakcję?

ShowMax będzie obsługiwał rozdzielczość 1080p - filmy i seriale w Full HD
REKLAMA
REKLAMA

I ja to rozumiem. Też w pierwszej chwili miałem takie dziwne poczucie satysfakcji. Że nie dałem się uwieść, oszukać, dopłacić do tego całego Ucha Prezesa. Że byłem odporny na zaloty Podręcznej i dedykowane mi filmy Patryka Vegi. Że gdzie się ten Showmax pchał, gdy obok Netflix i HBO GO. Że z czym do ludzi.

Czy to podejście jest mądre - nie wiem. Na pewno bardzo ludzkie. To taka nasza mroczna strona naszej duszy.

Ale już tak na spokojniej analizując, to naprawdę nie ma się co cieszyć, że Showmax okazał się aż taką klapą. Że kiedy już kurz opadł, emocje nieco zelżały i kiedy wyjaśniło się, że platforma miała prawo żyć w sumie wyłącznie dlatego, że wciskano ją razem z abonamentami w Play, a przeciętny widz nie mógł tam znaleźć za wiele ciekawych dla siebie rzeczy, to jednak czyniła ona polskie media lepszym miejscem.

Pomijając tak oczywiste kwestie jak rywalizacja cenowa pomiędzy obecnymi na rynku podmiotami, oddziaływanie na ceny Player.pl, Ipli, a być może również HBO GO, Showmax czynił zadość brakom licencyjnym swoich konkurentów. Rzeczy publikowane szczególnie w Netflix nie są tam raz na zawsze, platforma nie jest producentem wielu spośród swoich filmów i seriali. Za każdy rok ich obecności płaci słone pieniądze. Podobnie zresztą jak HBO, ze wszystkimi serialami, których nie jest twórcą. Za licencję na emisję Przyjaciół w 2019 r. Netflix dał bagatela 100 mln dol.

Skoro już wiemy, że żadna platforma nie ma możliwości technicznych i finansowych, by zapewnić dostęp do wszystkich filmów, fragmentacja tych usług nie jest aż tak szkodliwa. Alternatywa w zdecydowanej większości nie polega bowiem na „albo będzie w Netflix, albo będzie w Showmax” tylko raczej „albo będzie w Showmax, albo nie będzie wcale”. Bo Netflix już i tak wydał swoje tegoroczne budżety. Więcej platform, to więcej dobrych rzeczy do oglądania. I oczywiście może się zdarzyć tak, że platformy będą ze sobą rywalizowały licencyjnie, jednak w sytuacji, gdy i tak wielu z nas uprawia binge watching, nie ma absolutnie żadnego problemu z tym, żeby październik należał do Netfliksa, listopad do HBO GO, a grudzień do Showmaksa.

Szkoda mi Showmaksa z jeszcze jednego, kluczowego powodu.

Wydaje mi się, że objęli jak najbardziej słuszną strategię adorowania polskiego widza poprzez otwarcie na polskie produkcje. Netflix wprawdzie po kilku latach przypomniał sobie o Polsce (w dużej mierze również z racji regulacji unijnych wymuszających produkcję w krajach Wspólnoty) za sprawą budzącego duże emocje 1983. Showmax jednak od samego początku rozumiał polskiego widza, adorował go, umiejętnie analizował polski rynek medialny, inwestował w dobre formaty.

Doinwestowane przez Showmax Ucho Prezesa to przykład najlepszej satyry politycznej, jaka przydarzyła nam się po upadku komuny. SNL Poland? Trzy półki wyżej od polskich kabaretów, naprawdę bardzo sprawnie zrealizowany show i udana kalka zachodniego formatu. Wykopanie z otchłani YouTube'a Bartosza Walaszka i stworzenie Egzorcysty? Kolejne fenomenalne wyczucie formatu. Korespondowanie z kinowymi gniotami Patryka Vegi, którymi jednak żyją setki tysięcy Polaków? Zaliczone!

REKLAMA

Showmax wykładał w Polsce dużo pieniędzy, fenomenalnie rozpracował nasz rynek i szczerze mówiąc jestem zaskoczony, że nie udało im się przebić do szerszej świadomości. Kto wie, możliwe, że mariaż z Play okazał się dla nich błogosławieństwem i przekleństwem zarazem. Bo choć z trzech wiodących platform streamingowych była to platforma zdecydowanie najsłabsza, była zarazem najbardziej swojska, przaśna, a chyba też ambitna - nawet jeśli nie w treści, to w staraniach. Warto to docenić, warto mieć w głowie, kto tam w Showmax Polska odpowiadał za wizję serwisu i wyłapać tego rodzynka do innych projektów medialnych.

Nie ma się natomiast z czego cieszyć, że platforma odchodzi. Nic nie zyskujemy, wiele tracimy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA