Microsoft kończył rok o włos od tytułu najbardziej wartościowej firmy na świecie
Nie Apple i tym bardziej nie Google czy Amazon - to Microsoft miesiąc temu osiągnął najwyższą kapitalizację rynku. Tytułu nie utrzymał zbyt długo, ale rynek mu sprzyja. Szkoda tylko, że tak wiele rzeczy poszło nie tak.
To był bardzo burzliwy rok dla Microsoftu. Analizując małe fragmenty jego działalności możemy dojść do skrajnie przeciwnych wniosków. Na jednych polach – szczególnie jeśli chodzi o rynek chmur obliczeniowych – odnosi spektakularne sukcesy, ale uwagę większości entuzjastów elektroniki użytkowej firma kradła poprzez niejedną swoją wpadkę. I choć Wall Street jest pełne entuzjazmu to prezes Satya Nadella nadal ma wiele do naprawienia wewnątrz jednej z największych i najważniejszych firm na świecie. Nie tylko informatycznych.
Największym problemem Microsoftu staje się Windows. To produkt nadal zbyt dochodowy, by móc przestać na nim polegać, a zarazem zbyt wiekowy, by móc z nim coś sensownego zrobić. A przecież próbowano i to na wiele sposobów. Windows miał być wszędzie, trafić na nowoczesne urządzenia nowej generacji. A tymczasem jedynym segmentem, na którym się jako tako zadomowił poza pecetami, były tablety. A przecież tym rynkiem i tak rządzi i dzieli iPad. Xboksa pomijamy, bo to dość specyficzny przypadek użytkowy.
Windows bez wątpienia jest problemem.
Piszę to jako użytkownik, który zdecydowanie nie widzi w przewidywalnej przyszłości możliwości przesiadki na inną platformę, z subiektywnych powodów rzecz jasna. Nie jestem kompatybilny z filozofią użytkową stojącą za macOS-em. Nie zmienia to faktu, że coraz częściej sukcesem Windowsa staje się brak porażek w jakimś analizowanym okresie.
System ten został rozdarty na pół, w dość dosłownym tego słowa znaczeniu. Część czytelników intuicyjnie założy, że mam na myśli jego „starą” i „nową” część, ale nie – do tego problemu wrócimy za chwilę. Bardziej mam na myśli organizację pracy wokół Windows w Microsofcie. Satya Nadella podjął kolejną próbę naprawienia bałaganu, jakim dla jego firmy jest ten sztandarowy system operacyjny. Dział Windows przestał istnieć. Jego warstwa wewnętrzna (jądro i inne systemowe fundamenty) są teraz pod opieką działu serwerowego i Azure. Jego warstwa zewnętrzna trafiła do działu rozwoju aplikacji.
Czy to oznacza, że w końcu z Windowsa zniknie potężny bagaż archaicznych technologii bez zrywania kluczowej dla wielu strategicznych partnerów Microsoftu zgodności wstecznej z prehistorycznymi aplikacjami? Taki jest rzekomo plan. Windows ma stawać się coraz bardziej modułowy, a według niektórych przecieków już w przewidywalnej przyszłości możemy się spodziewać jego zupełnie nowych wersji, w których obsługa „klasycznych” technologii jest nie tylko sztucznie blokowana (jak w Trybie S czy nawet Windows RT), ale również w których modułów niezbędnych do ich obsługi już nie będzie.
Microsoft zorientował się też przy okazji katastrofy, jaką była październikowa aktualizacja Windows 10, że jego program Windows Insider jest źle zarządzany. Krytyczne usterki wykryte przez beta-testerów zostały zignorowane, bo były zgłaszane „zbyt rzadko”. Trafiły więc w efekcie do produkcyjnej wersji aktualizacji Windows, w wyniku czego kilka tysięcy użytkowników bezpowrotnie straciło swoje dane. Firma zobowiązała się do zmiany sposobu, w jaki jest prowadzony i analizowany program testów Windows Insider. Zobaczymy, czy dotrzyma słowa.
Jeden element Windows już odniósł porażkę. Internet Explorer Edge znika z powierzchni Ziemi.
Od kiedy Microsoft rozwija przeglądarkę internetową? Tak na dobrą sprawę, to „od zarania dziejów”. Internet Explorer był przez wiele lat jedyną (znaną zwykłym użytkownikom) drogą do odczytania sieci Web, dlatego to właśnie on przez długi okres odpowiadał za jej kształt i rozwój. Jego hegemonię przełamał dopiero Firefox, a później Chrome, by wreszcie być dobitym przez rynek przeglądarek mobilnych.
Odpowiedzią na nowe realia był Edge, a więc Internet Explorer odchudzony ze wszystkich przestarzałych i powodujących problemy rozwiązań. Przeglądarka Microsoftu okazała się całkiem niezła, ale zabrakło jej zbyt wiele cech, by zwrócić uwagę zachwyconych Chrome’em użytkowników. Przez pierwsze lata Edge walczył o byt, nigdy nie wychodząc poza rynkowy margines.
Microsoft w końcu się poddał: po dekadach prac nad rozwojem przeglądarki firma Nadelli stanie się współtwórcą Chromium, stanowiącego fundament takich przeglądarek, jak Chrome czy Opera. Nowy Edge (jeżeli zachowa swoją nazwę) ma wprowadzać innowacje w warstwie aplikacyjnej, a więc w interfejsie czy dodatkowych funkcjach. Mechanizmy do przetwarzania witryn internetowych będą jednak technologią pochodzącą od Google’a i Apple’a.
I tak na dobrą sprawę mało udany. Najciekawszymi nowymi urządzeniami Microsoftu okazały się być dopieszczone wersje Surface Pro, Surface Laptop i Surface Studio. Ostatnie z urządzeń to dość niszowy sprzęt. Sztandarowe tablety i laptopy z Redmond otrzymały procesory najnowszej generacji, nową wersję kolorystyczną i to tyle. Są niezmiennie świetne, jednak w tym roku niespecjalnie innowacyjne.
Dwie nowe propozycje sprzętowe od firmy są dość kontrowersyjne. I wygląda na to, że kiepsko się sprzedają. Surface Go to przedziwna konstrukcja, która subiektywnie akurat bardzo mi odpowiada. Obiektywnie jednak są to urządzenia z tanimi, energooszczędnymi i mało wydajnymi procesorami i bazowymi podzespołami z obudową, wyświetlaczem i resztą peryferiów klasy premium. Efekt? Elegancki, wygodny, fajny i dość kosztowny tablecik, ograniczony przez swoją niską wydajność.
Drugą nowością są słuchawki, w projekcie których podjęto dość dziwne decyzje. Z jednej strony są one ponoć z materiałów bardzo wysokiej jakości, mają świetne przetworniki i mają być niesamowicie wygodne. Z drugiej zaś nie obsługują nowoczesnych kodeków Bluetooth, na dodatek wbudowanej w nich Cortany nie da się wyłączyć, co znacząco obniża czas pracy na akumulatorze. Nie wspomnę o tym, że asystentka Microsoftu wydaje się być wygaszana, a jej rola redukowana do pomocnika w obsłudze Windowsa i usług tej firmy.
Bez wątpienia był to rok Xboksa.
Szerzej o tym napisałem w osobnym tekście, do lektury którego zachęcam. Warto jednak przypomnieć chociażby o opracowaniu gamepada dla osób niepełnosprawnych, o szybkim rozwoju usługi Xbox Game Pass, o zapowiedzianej usłudze strumieniowania gier czy też o przejmowaniu licznych studiów deweloperskich i zakładaniu nowych. To był doskonały rok dla fanów marki, perspektywy są jeszcze lepsze.
No i nie zapomnijmy o wielkim mariażu ze światem open-source.
Znamiennym jest fakt, że na wieść o tym, że Microsoft przejmuje GitHuba świat… nie zamarł. Co jeszcze nie tak dawno temu było nie do pomyślenia. Twórcy Windowsa właścicielem jednej z najważniejszych platform do rozwoju otwartego oprogramowania? Pewnie, to ważne wydarzenie, a Spider’s Web i reszta mediów o tym trąbiła. Gigant wyłożył na ten cel aż 7,5 mld dol. Relatywnie mało osób protestowało, a kilka autorytetów ze świata open-source wyraziło wręcz entuzjazm, określając Microsoft jako jednego z najlepszych możliwych opiekunów dla tej platformy.
Microsoft pod koniec rządów Steve’a Ballmera i przez całość dotychczasowych Satyi Nadelli wyraźnie jest sterowany w stronę otwartości i dostępności. Aktywnie uczestniczy w rozwoju otwartego oprogramowania, otwierając również liczne swoje technologie i narzędzia. Stosunkowo niewielki bunt społeczności deweloperów po przejęciu GitHuba jest prawdopodobnie jedną z najlepszych ilustracji zmian, jakie dokonały się w Microsofcie.
Ostatnie lata Microsoftu to przede wszystkim sukcesy w B2B. Firma nadal jednak chce być istotna dla konsumentów.
Według ostatniego kwartalnego sprawozdania finansowego, Microsoft odnotował 29,1 mld dol. przychodu, co przełożyło się na zysk netto w wysokości 8,8 mld dol. To, odpowiednio, 19- i 34-procentowe wzrosty względem analogicznego kwartału w roku ubiegłym. Firma Nadelli zarabia ogromne pieniądze.
Jej głównym źródłem przychodów są Windows, Azure i Office 365. Usługi są dynamicznie rozwijane. Biurowy pakiet Microsoftu jest wręcz za dobry i zbyt opłacalny, przez co niebezpiecznie zbliża się do pozycji monopolisty. Azure nadal musi gonić Amazon Web Services, ale wiatry wydają się sprzyjać właśnie gigantowi z Redmond, który już od pewnego czasu z powodzeniem zyskuje nie tylko nowych klientów, ale i dotychczasowych partnerów rywala. Pozostaje felerny Windows.
Microsoft nadal czeka na „następną wielką rzecz”, która uczyni telefony gadżetem przeszłości. Obawiam się jednak, że prędko się tego nie doczeka. Co więcej, już teraz przegrał walkę o nowy rynek, jakim jest konsumencki „ambient computing” – usługi takie, jak Alexa czy Asystent Google niemal wypchnęły Cortanę poza rynek smart home i Internetu rzeczy. Jedyną więzią Microsoftu z konsumentami pozostają więc urządzenia do gier wideo i do pracy.
Podobno jest na to plan i podobno jest z nim związany w jakiś sposób Windows. Przyszły rok będzie więc oczekiwaniem na pierwsze konkretne informacje związane z dalszym rozwojem systemu Microsoftu. Sama firma będzie miała się niezmiennie doskonale: jej chmura i technologie SI znajdują uznanie i licznych klientów. Tylko o tych konsumentów trzeba będzie zawalczyć. A sam Xbox, Office i gamingowy PC (bo nawet Skype zaczyna umierać) to nieco zbyt mało.