Szczepienia nie muszą być przymusowe, żeby były skuteczne. Polska powinna popatrzeć na kraje, które rozwiązały ten problem
Sejm rozpoczął prace nad obywatelskim projektem ustawy znoszącym obowiązek szczepień. Całe przedsięwzięcie budzi wiele kontrowersji i podzieliło opinię publiczną na dwa zwaśnione obozy.
Zacznijmy od kontrowersji wokół pomysłodawcy, którym jest Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach STOP NOP. Postulaty stowarzyszenia popierane są m.in. przez trzeźwo myślących rodziców, którzy słusznie twierdzą, że noworodki w polskich szpitalach bardzo często szczepione są za szybko, bez przeprowadzenia jakichkolwiek badań sprawdzających, czy dziecko można zaszczepić bez jakichkolwiek przeciwwskazań.
I zanim zaczniecie przewracać oczami: poszczepienne powikłania nie są żadną teorią spiskową. W tym roku, do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynął pierwszy pozew o odszkodowanie za trwały uszczerbek na zdrowiu dziecka wywołany szczepieniem.
Rodzice dziecka, które zachorowało na gruźlicę, uważają, że winę ponosi szczepienie, które według ogłoszonego przez głównego inspektora sanitarnego kalendarza odbywa się w pierwszej dobie od urodzenia dziecka. Problem polega na tym, że tak wcześnie często nie da się ocenić, czy noworodek nie ma np. wrodzonego zapalenia płuc, które samo w sobie jest ogromnym przeciwwskazaniem do szczepienia.
Unijne orzecznictwo potwierdza tę logikę. W sprawie Ilaria Salvetti przeciwko Włochom, 42197/98 z 2002 r., Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, że państwo, które stosuje przymus szczepień i nie zapewnia systemu odszkodowawczego w przypadku wywołanych przez nie powikłań, narusza konwencję o ochronie praw człowieka.
Niektóre powikłania mogą być nawet śmiertelne w skutkach. Przykładowo: jeśli standardowa szczepionka przeciwko gruźlicy zostanie podana dziecku z wrodzoną wadą systemu immunologicznego, to zamiast je uodpornić, zaatakuje jego organizm i może doprowadzić do jego śmierci. W 2011 r. taka sytuacja wydarzyła się w Polsce. Pacjent zmarł.
Istnieje też druga strona medalu.
Oprócz trzeźwo myślących rodziców, którzy słusznie zwracają uwagę na brak badań dzieci przed podawaniem im szczepionek, mamy też bardzo dużą grupę zwolenników teorii spiskowych. Tak, to ci, którzy przy każdej możliwej okazji ostrzegają, że rtęć zawarta w szczepionkach wywołuje autyzm i zamienia dzieci w ubezwłasnowolnione cyborgi. W głoszeniu tej teorii nie przeszkadza im nawet fakt, że badania zlecone przez organizację SafeMinds (która propagowała związek szczepień z autyzmem) tej teorii nie potwierdziły.
Naukowcy, którym powierzono badanie, przy zachowaniu stosownej metodologii szukali jakiegokolwiek związku tiomersalu z autyzmem. Badanie przeprowadzono na makakach, u których nie zaobserwowano zmian w mózgu, charakterystycznych dla autyzmu i wywołanych przez szczepienia.
Organizacja SafeMinds wydała oficjalne oświadczenie, w którym kwestionuje wynik zleconych przez siebie badań. W skrócie wynika z niego mniej więcej tyle: skoro badania niezgodne ze światopoglądem SafeMinds, to z pewnością muszą być fałszywe.
Politycy przyjęli projekt bez głębszych refleksji.
Za dalszym procedowaniem projektu STOP NOP w komisjach poselskich zagłosowało 252 posłów, 158 było przeciw, a dwóch wstrzymało się od głosu. Niestety wynik ten ma się nijak do osobistych przekonań polityków. Wielu posłów Prawa i Sprawiedliwości stwierdziło np. że osobiście są przeciwni zmianie regulacji dot. szczepień, ale głosowali za procedowaniem ze względu na swoją politykę partyjną.
Minister zdrowia Łukasz Szumowski i Elżbieta Rafalska, minister rodziny, pracy i polityki społecznej, pomimo powołania na swoje stanowiska przez Prawo i Sprawiedliwość publicznie krytykują projekt ustawy. Szumowski określa go jako złą inicjatywę, a Rafalska ostrzega, że konsekwencje wprowadzenia ustawy w życie mogą okazać się niebezpieczne.
Podobną opinię wydało Biuro Analiz Sejmowych, które wskazuje, że przyjęcie zasady dobrowolności szczepień przeciwko niektórym chorobom zakaźnym w dużym stopniu zwiększy ryzyko wystąpienia epidemii oraz jest sprzeczne z działaniami podejmowanymi na szczeblu UE.
Nawet teraz, bez żadnych zmian w ustawodawstwie, rośnie liczba dzieci, których rodzice nie wyrazili zgody na ich szczepienie. Odmowy w liczbach podawanych przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego wyglądają następująco:
- 2010 - 3437 odmów
- 2011 - 4689 odmów
- 2012 - 5340 odmów
- 2013 - 7248 odmów
- 2014 - 12681 odmów
- 2015 - 16689 odmów
- 2016 - 23147 odmów
- 2017 - 30089 odmów
Lekarze dość słusznie zauważają, że tak szybko rosnący odsetek rodziców niezgadzających się na szczepienia swoich dzieci ma coraz mniej wspólnego z uzasadnionymi obawami przed powikłaniami, które statystycznie występują dość rzadko. Za lawinowo rosnącą liczbę odmów odpowiedzialne są w dużym stopniu ruchy antyszczepionkowe, które - mówiąc delikatnie - nieco przesadzają z sianiem paniki.
Przymus szczepień w innych krajach i konsekwencje ich profilaktycznej odmowy.
Doświadczenie podpowiada mi, że w kilku następnych tygodniach w mediach rozpocznie się zacięta debata na temat obowiązku szczepień. I - jak to bywa w mediach - nie wszyscy dyskutanci będą trzymali się faktów. Dlatego warto zaznaczyć, że tylko 11 europejskich krajów wprowadziło przymusowy obowiązek szczepień.
Z kolei w 19 państwach, w tym m.in w Wielkiej Brytanii, Szwecji, Niemczech, Austrii, Norwegii, Holandii i Danii, wszystkie szczepienia są dobrowolne. Tamtejsze władze, zamiast nakazywać, po prostu zachęcają rodziców do wykonywania szczepień, m.in przez ich rekomendację i pełną refundację.
Moim zdaniem jest to zresztą najrozsądniejsze rozwiązanie. Z tym, że dobrowolność szczepienia swoich potomków musi iść w parze z dopracowanym systemem edukacji rodziców. Jeśli u dziecka stwierdzono powikłania będące przeciwwskazaniem do podania danej szczepionki, to nie należy mu jej podawać.
Ale nie może być też tak, że nagle wszyscy rodzice zaczną odmawiać szczepień profilaktycznie. Grozi to bowiem epidemią i powrotem chorób, które od dawna w Europie nie występują. Taki wniosek po raz pierwszy pojawił się w 2017 r., podczas szóstego posiedzenia Europejskiej Komisji Weryfikacyjnej zajmującej się zwalczaniem odry i różyczki. Z badań Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynika, że w zeszłym roku liczba osób, które zachorowały na odrę, zaczęła znowu rosnąć.
Wynika to oczywiście z malejącego odsetka dzieci szczepionych na odrę. Badania naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego łączą ten stan rzeczy z coraz większą aktywnością ruchów antyszczepionkowych. Po prostu coraz więcej rodziców daje się przekonać, że szczepionki bywają szkodliwe i profilaktycznie rezygnują z jakichkolwiek szczepień swojego dziecka.
Debata jest jak najbardziej potrzebna.
I tak - głos w tej sprawie zabierze wielu niepoważnych ludzi. Nie oznacza to jednak, że funkcjonujący obecnie system szczepień noworodków jest doskonały. Poszczepienne powikłania potrafią być śmiertelne i nie są historią wyssaną z palca. Z drugiej strony, nie możemy też dopuścić do głosu tylko i wyłącznie przeciwników jakichkolwiek szczepień i doprowadzić tym samym do powrotu groźnych epidemii.
W idealnym świecie każdy rodzic byłby oczywiście świadomy wszystkich konsekwencji związanych ze szczepieniem i nieszczepieniem swojego dziecka, i podejmowałby najlepszą dla niego decyzję, opartą o badania, a nie o spiskowe teorie publikowane w sieci przez przypadkowych ludzi. Mam zresztą nadzieję, że do takiego stanu rzeczy doprowadzi nas dyskusja zapoczątkowana przez przyjęcie projektu STOP NOP. O ile potraktujemy ją bardzo poważnie i rzeczowo.