REKLAMA

Piękne czasy 8 bitów, 2 wymiarów i Pegasusa. The Messenger to kapitalna podróż w czasy Contry i Ninja Gaidena

Jest coś pięknego w dziełach, które powstały kilka dekad temu. Techniczne ograniczenia 8-bitowej architektury sprawiały, że twórcy gier z lat 80-tych we wspaniały sposób wykorzystywali wizualne sztuczki. Teraz do kreatywnych czasów NES-a i Pegasusa wracają twórcy The Messenger. Do tego z unikalnym twistem.

Recenzja The Messenger - piękne czasy 8 bitów, 2 wymiarów i Pegasusa
REKLAMA
REKLAMA

The Messenger to dwuwymiarowa gra platformowa nawiązująca do wspaniałych korzeni gatunku. Jest tutaj trochę Contry, jest tutaj trochę Castlevanii, ale przede wszystkim jest masa Ninja Gaidena. Tego samego, który w 1988 roku sprawił, że wszystkim opadły szczęki. Pamiętam, jak zachwycały mnie sceny przerywnikowe. Dla nich samych przechodziłem grę raz za razem. Z czasem potrafiłem przebiec tytuł poniżej 2 godzin. Dokumentowało się to zdjęciem aparatu na klisze, a potem wysyłało do redakcji czasopisma.

 class="wp-image-805843"

Czasy się zmieniły, ale sentyment do ośmiobitowych gier i konsol pozostał. Nie tylko we mnie, ale również w wielu doświadczonych deweloperach. Gry retro wyrastają jak grzyby po deszczu, a The Messenger to ich bardzo solidny, niezwykle grywalny przedstawiciel. Walcząc z dwuwymiarowymi demonami czułem, jak gdybym znowu bawił się przy kultowej Contrze. Jakbym siedział przed telewizorem CRT, a moim jedynym zmartwieniem był ojciec wracający z wywiadówki.

The Messenger bawi się pastiszem gier lat 80-tych, dodając do banalnej fabuły tonę humoru.

Nie jest to jednak humor przesadnie eksponowany. Nie kipi od niego na zrzutach ekranu. Na pierwszy rzut oka The Messenger wygląda jak kolejna odsłona dwuwymiarowego Gaidena. Dopiero zanurzenie w dialogi, które są KAPITALNE, pozwala złapać za drugie i trzecie dno rozgrywki. Część postaci niezależnych wie, że uczestniczy w grze wideo. Raz za raz mruga do mnie okiem, nawiązując do dzieł popkultury oraz aktualnej sytuacji w branży.

Byłem szczerze rozbawiony, gdy sprzedawca przedmiotów nawiązywał do Gaidena, mikro-transakcji (których w grze na szczęście nie ma) oraz zwiastunów najnowszych hitów. The Messenger to kopalnia świetnych dialogów. Bycie dociekliwym popłaca, a linie dialogowe zostały napisane po mistrzowsku. Nie sądziłem, że w platformowej grze akcji to właśnie rozmowy z NPC będą bawić mnie najbardziej. Scenarzysta powinien dostać awans.

 class="wp-image-805855"

Oczywiście mięsem Messengera jest zręcznościowa rozgrywka w starym, dobrym stylu.

Początkowo sądziłem, że wzorem klasyków z NES-a do obsługi gry wystarczą jedynie dwa przyciski - atak oraz skok. Producenci czerpią jednak z najnowszych trendów, systematycznie poszerzając wachlarz ruchów bohatera. Tytułowy Posłaniec zbiera okruchy, które następnie może wydawać na dodatkowe umiejętności. Z czasem ninja potrafi wspinać się po pionowych ścianach, rzuca shurikenami i korzysta z linki zakończonej hakiem. Twórcy dbają, aby zawsze było coś do zdobycia i odblokowania.

To właśnie dbałość o zmienność oraz niespodzianki sprawiła, że The Messenger przykuł mnie do ekranu. Syndrom jeszcze tylko jednego poziomu błyskawicznie wchodzi w krwiobieg. Upadki oraz porażki jedynie motywują do dalszej gry. Licznik zgonów rozpoczął naliczanie drugiej setki, a ja ciągle nie mam dosyć. Gdy gra jest dopracowana od strony mechaniki, porażki nie odrzucają. Wręcz przeciwnie - zachęcają do stawania się coraz lepszym, szybszym i bardziej pomysłowym.

 class="wp-image-805846"

W The Messenger każdy skok, każde cięcie i każdy unik jest przyjemny. To jak z Contrą - wydaje się prosta oraz pozbawiona finezji, ale nim się obejrzysz jesteś już na trzecim poziomie i walczysz z bossem. Dokładnie tak samo jest w tym przypadku. Przygody Messengera to solidne i doszlifowane rzemiosło, które cieszy samą rozgrywką. Nie jest ważne, co czai się na końcu. Przyjemna jest sama droga do mety.

Na specjalne uznanie zasługują walki z bossami.

Jak przystało na rasową platformówkę z lat 80-tych, na końcu każdego poziomu czeka wielki, zły i brzydki potwór do ubicia. Walka z najpotężniejszymi przeciwnikami to sama przyjemność. Wrogowie posiadają paletę ruchów których najpierw trzeba się nauczyć, a następnie wykorzystać przeciwko przeciwnikowi. Z wieloma bossami walczyłem po kilkanaście razy, nim w końcu ginęli w kanonadzie wybuchów (a jakże!) i ognia.

Już od pierwszej potyczki czuć, że każdy rywal jest w zasięgu umiejętności gracza. Starcie po starciu, stajesz się lepszy, szybszy i bardziej dokładny. Trening trwa aż do upragnionego zwycięstwa. Kapitalnie to rozegrano, jeżeli chodzi o poziom trudności oraz balans rozgrywki. Jeśli nasz ninja kona, to zawsze wiesz co poprawić. Zawsze widzisz, gdzie popełniłeś błąd. Boss nigdy nie jest zbyt trudny, a ty nigdy nie jesteś bez szans. Mniam.

 class="wp-image-805828"

Gdy po 10 godzinach dochodzisz do połowy gry, czeka na ciebie wielki zwrot akcji.

The Messenger nawiązuje do podróży w czasie, rzucając bohatera między teraźniejszością (przeszłością?) oraz przyszłością. Co absolutnie kapitalne, nie zmienia się wtedy wyłącznie tło lokacji. Podczas skoku ewoluuje sama gra. Przenosząc się w przyszłość The Messenger zamienia się z programu 8-bitowego na 16-bitowy. Tyczy się to zarówno warstwy wizualnej, jak i plików muzycznych. Coś niesamowitego!

Oczywiście to nie pierwsza gra, która symuluje technologiczny rozwój. Podobnie działał cRPG Evoland. The Messenger robi to jednak w sposób płynny, natychmiastowy oraz dający się odwrócić. Podczas przygody kontynuowanej na każdym nowym poziomie gracz notorycznie przełącza się między 8-bitową i 16-bitową oprawą. W ten sposób ninja pokonuje pułapki, które wcześniej były nie do ominięcia.

 class="wp-image-805837"
To samo pomieszczenie w 16 bitach...
 class="wp-image-805849"
...oraz 8 bitach

Drogę blokuje ci wielki mur? Sprawdź w przyszłości, czy wciąż stoi. Gdy w przyszłości wielkie jezioro nie pozwala dostać się do bossa, cofnij się w czasie. Być może będzie tam most, który… został zniszczony podczas waszej walki. Jak sami widzicie, potencjał drzemiący z zręcznościowych podróżach w czasie jest gigantyczny. Producenci Messengera często i umiejętnie z tego korzystają. Podróże w czasie nie są zbyt skomplikowane, nie męczą i nie odrywają od głównych filarów rozgrywki. Świetny dodatek odświeżający formułę.

Nie sądziłem, że The Messenger wyrośnie na moją ulubioną grę dla Switcha w ostatnich tygodniach.

Wymagające przygody Posłańca to tytuł, który najchętniej uruchamiam w pociągu lub autobusie. Ze względu na gęsto rozstawione punkty kontrolne gra idealnie nadaje się do krótkiej sesji trwającej kilkanaście - kilkadziesiąt minut. Zawsze jednak chce się więcej i to dlatego powroty do Messengera są tak przyjemne. Zwłaszcza dla kogoś, kto zakochał się w grach wideo właśnie w czasach NES-a oraz Pegasusa. Jeśli pamiętasz dwuwymiarowego Gaidena, Contrę i Castlevanię, będziesz w domu.

 class="wp-image-805834"

Największe zalety:

  • Zaskakująco grywalny
  • Zaskakująco zabawny
  • Zaskakująco pomysłowy
  • Cudowny klimat retro
  • Kapitalne utwory muzyczne
  • Zabawa na 15 - 20 godzin
  • Rozwój bohatera

Największe wady:

REKLAMA
  • Niedopracowana mikroekonomia
  • Małe zróżnicowanie "zwykłych" przeciwników

Sentymentalna podróż, dopracowana rozgrywka, rewelacyjne gagi, pomysłowy twist, świetne walki z bossami - The Messenger jest lepszy niż mógłbym sobie wymarzyć. Bardzo pozytywne zaskoczenie. Polecam każdemu graczowi 25+.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA