Czatboty szyte na miarę i cyfrowi asystenci. Polacy szukali klientów na targach Computex na Tajwanie
Ci przedsiębiorcy zdecydowali się przelecieć pół globu, by zaprezentować zupełnie nowej publiczności swoje produkty i usługi. Postanowiłem odwiedzić w Tajpej każdego z nich, by sprawdzić co właściwie mają do zaoferowania.
Computex 2018 to nie tylko nowe sprzęty i technologie. To również promowanie młodych przedsiębiorstw, które szukają partnerów i inwestorów. Służy temu InnoVEX, relatywnie młoda inicjatywa na tym corocznym wydarzeniu. To wielka hala targowa, w której wystawiają się wyłącznie młode firmy, lub takie, które chcą przykuć ich uwagę. W tym roku pojawiło się tych firm aż 388, z 21 krajów. W tym z Polski.
Nie mogłem przepuścić takiej okazji. Będąc na tych targach zajrzałem do prawie wszystkich stoisk polskich startupów. Ominąłem właściwie tylko te, których przedstawiciele pechowo byli na spotkaniach biznesowych. Bo, jak się okazuje, tutejsi inwestorzy są bardzo zainteresowani innowacjami z Polski. A czym właściwie przyjechali nasi?
Prezentuję poniżej najciekawsze rozwiązania i krótkie wywiady z przedstawicielami firm je oferujących. I już teraz muszę przyznać: widząc takiego ducha walki jestem spokojny o polską przedsiębiorczość. Pawilon polskich startupów na Computex 2018 i InnoVEX nie miał się zupełnie czego wstydzić zestawiając go z konkurencją z innych krajów.
InnoVEX, czyli najciekawsze polskie startupy na Computex 2018.
Infermedica, czyli cyfrowa diagnoza online.
Infermedica to firma rozwijająca oprogramowanie wspomagające diagnozę medyczną. Rozwiązanie oparte jest na sieciach Bayesowskich i bazie danych stworzonej przez zespół lekarzy. Technologia wykorzystywana jest w trzech produktach. Doktor Medi - czyli narzędzie, w którym pacjenci mogą zdiagnozować stan swojej choroby oparte na wywiadzie, dzięki czemu wiedzą, do jakiego specjalisty powinni się wybrać; Symptomate - angielski odpowiednik Doktora Medi oraz DxMate - aplikacja do diagnostyki różnicowej dla lekarzy rodzinnych.
Dlaczego wasza aplikacja ma być lepsza od słynnego samodiagnozowania się przez Google?
Jesteśmy odpowiedzią na problem Doktora Google’a, będąc dla niego dużo lepszą alternatywą. To co nas wyróżnia, to fakt, że nasze narzędzie i technologia jest nadzorowana przez zespół lekarski. Prowadzimy też wywiad z pacjentem, pogłębiając wiedzę o danym przypadku.
Otrzymujemy więc opisy symptomów – począwszy od pierwszego i zachęcając do podania kolejnych – i pogłębiamy tę wiedzę. Nasz system w sposób dynamiczny prowadzi wywiad, dochodząc do ostatecznej diagnozy. Zestawiając nasze narzędzie z udokumentowanymi przypadkami pacjentów, system osiąga dokładność na poziomie 93 proc.
Jak wyliczyliście te 93 proc.?
Pobieramy udokumentowane przypadki pacjentów i testy dla lekarzy z uczelni medycznych w Stanach Zjednoczonych. Są to materiały, na których uczą się najlepsi lekarze. Te dane i przypadki przetwarzamy przez nas system. Możemy więc zweryfikować, czy to co nasz system diagnozuje pokrywa się z udokumentowanymi testami medycznymi.
A jakie macie zabezpieczenia przed hipochondrykami? Przed ludźmi, którzy podają fałszywe symptomy? Czy system umie takich ludzi wykrywać?
Na to nie jesteśmy w stanie zareagować. Hipochondria to choroba psychiczna, która powinna być osobno leczona. To, co jest obecnie w naszej bazie medycznej, to jest medycyna ogólna i najczęściej występujące choroby. Mamy ich w tym momencie 800 w naszej bazie. Założenie jest takie, że pacjent mówi prawdę. Piszemy o tym w regulaminie, który jest prezentowany użytkownikowi. Jeżeli ktoś podaje nieprawdę, nie jesteśmy w stanie mu pomóc.
Jak zamierzacie zarabiać?
Mamy aplikację Symptomate.com, która jest dostępna za darmo i którą można sobie sprawdzić. Natomiast jest to wyłącznie demo tego, co potrafi nasza technologia. Nasz model biznesowy jest stricte B2B. Dostarczamy tę technologię istniejącym organizacjom medycznym, szpitalom. Oni mają swoich pacjentów i implementują to narzędzie w różnych miejscach. To może być portal pacjenta, to może być aplikacja mobilna, to może być czatbot. W jednym przypadku jest to narzędzie pomagające pracownikom call-center.
Jak wygląda interfejs? To przypomina swego rodzaju quiz?
To może być aplikacja webowa, mobilna czy w formie czatbota, tekstowego lub głosowego. Na początku prosimy o podanie kilku najprostszych danych demograficznych. Nie pytamy oczywiście o dane wrażliwe, choć ważna jest lokalizacja – którą rejestrujemy – z uwagi na prawdopodobieństwa wystąpienia danych chorób w danym regionie. Nasz system potem zadaje kilkanaście pytań, 10-15, cały wywiad trwa do 4 minut. Na podstawie tych pytań zadawanych w sposób dynamiczny nasz system analizuje prawdopodobieństwo wystąpienia danej choroby.
No dobra, ale co z osobami cierpiącymi na choroby przewlekłe? Zgaduję, choć brakuje mi stosownego wykształcenia, że na przykład taki cukrzyk ma nieco inne symptomy niż osoba zdrowa.
W tych danych demograficznych, o których wspominałem, prosimy też o podanie czynników ryzyka. Mamy ich ponad sto w naszej bazie danych. Dana organizacja wybiera te najbardziej właściwe dla swoich pacjentów. Może to być cukrzyca, nadwaga, czy palenie papierosów. Takie czynniki ryzyka prowadzą do odpowiedniej diagnozy.
Edward.ai, czyli taki Google Assistant dla sprzedawców.
Edward to asystent, który obserwuje firmowe telefony, e-maile, kontakty, spotkania i sugeruje czynności, które należy podjąć w procesie sprzedaży. Zebrane dane mogą być automatycznie rejestrowane w systemie CRM. Jego algorytm łączy automatycznie różne źródła danych o klientach, więc nie trzeba ich wprowadzać ręcznie. Funkcja follow-up ustawi przypomnienie po każdej rozmowie i połączy to z kontaktem osoby, z którą rozmawiał użytkownik.
Edward automatyzuje też rejestrowanie aktywności związanych z procesem sprzedaży. Na podstawie aktywności użytkownika, Edward może tworzyć automatyczne notatki związane z efektami działań, a dzięki integracji ze skrzynką poczty elektronicznej Edward wie, kiedy należy wysłać e-mail do klienta.
Czym właściwie jest Edward?
To asystent dedykowany mobilnym sprzedawcom, którzy działają w terenie, a nie tylko przy biurku. Ich problemem jest to, że ciężko im wypełniać systemy CRM i raportować swoją pracę menadżerom. Ale te dane są niezbędne, by planować i analizować sprzedaż. Edward działa jako nakładka do istniejących systemów CRM. Instalujemy go na telefonach komórkowych handlowców.
On działa w tle, podpinając się do różnego rodzaju zdarzeń, takich jak połączenia telefoniczne, spotkania czy maile. W kontekście tych zdarzeń generuje powiadomienia czy przypomnienia. Czyli ustawienie szybkiego follow-upu, zrobienie notatki, zaplanowanie spotkania. Wszystko to można wyklikać sobie w Edwardzie za pomocą takiego czatowego interfejsu. Oprócz tego Edward działa w tak zwanym modelu poolowym, czyli można go sobie włączyć i rozmawiać z nim, planować sobie rzeczy związane z działaniem z klientami. Wygląda to w ten sposób, że jeżeli włączę sobie Edwarda, to on sugeruje różnego rodzaju akcje.
No dobra, ale takie rzeczy – wydaje mi się – mają też CRM-y same w sobie. I inne aplikacje biznesowe. A nawet niektóre konsumenckie. To po co mi właściwie ten cały Edward?
Bo Edward działa kontekstowo. Musisz pamiętać, by włączyć tradycyjne oprogramowanie. I że masz wprowadzić do niego jakieś informacje. Edward podłącza się kontekstowo pod zdarzenia, które wykonujesz. Edward rozpozna rozmówcę, do którego dzwonisz – z danych w telefonie lub z firmowej chmury. Pokazuje ci całą historię relacji z rozmówcą, nie tylko twoją, ale również z osobami z twojej firmy. Zaraz po rozmowie wyskakuje Edward i sugeruje ci działania, na przykład możesz stworzyć notatkę głosową w kontekście rozmowy.
On ją również oczywiście rozpozna i zamieni na tekst. Ustawi, jeśli zechcesz, follow-upy po rozmowie. Wymusza też dobre nawyki w pracy handlowca. Daje przewagę kontekstu i szybkości działania. Nie musze już pamiętać, by włączyć system CRM, znaleźć klienta, ustawić follow-upa. Zapyta po spotkaniu o jego efekty. A wszystko to w łatwym interfejsie.
Jesteście na Computeksie, są tu potencjalni klienci i inwestorzy z całego świata, szczególnie z krajów azjatyckich. A ty mi mówisz o rozpoznawaniu mowy. Co z barierami językowymi?
Rozpoznaje na razie polski i angielski. Z chińskim też już działa całkiem nieźle. Specjalizacja Edwarda powoduje, że system rozpoznawania mowy łatwiej budować, poruszamy się jednak w zakresie pewnych działań i terminologii.
CRM-ów jest sporo. Rozumiem, że jest dwóch liderów na rynku, Salesforce i Dynamics, i z nimi zapewne współpracuje. A co z resztą?
Mamy integrację z Dynamicsem, pracujemy nad Salesforcem. Mamy kilka mniejszych. Natomiast Edward to platforma otwarta. Jeżeli dany CRM ma odpowiednie API, jesteśmy w stanie się pod niego podłączyć relatywnie łatwo – w ciągu jednego, dwóch dni.
Cryptomage, czyli dogłębna ochrona sieci.
Cryptomage, jak twierdzi, oferuje znacznie więcej, niż zwykłe narzędzie analityczne do ochrony sieci informatycznych. Urządzenie firmy zapewnia wykrywanie i prognozowanie anomalii w czasie rzeczywistym. Jego działanie oparte jest na analizie ruch sieciowego, protokołów, uczeniu maszynowym i algorytmach sztucznej inteligencji.
W rezultacie, jego klienci mogą identyfikować, monitorować, segregować transakcje, połączenia i potencjalne złośliwe zdarzenia. Rozwiązanie zapewnia zespołom ds. bezpieczeństwa większe poczucie ochrony, automatyzację procesów w celu wykrywania i zapobiegania zagrożeniom.
Nie jesteście jedynym rozwiązaniem tego typu. Dlaczego miałbym wybrać właśnie wasze rozwiązanie?
Ponieważ potrafimy przyglądać się ruchowi sieciowemu na bardzo niskim poziomie. Oprócz patrzenia na zależności host to host, patrzymy też na niskopoziomowy ruch. Próbujemy patrzeć na każdy sieciowy pakiet. Siedzimy tak głęboko w tym ruchu, że widzimy więcej niż konkurencyjne rozwiązania. Inni uważają, że nie warto prowadzić tak głębokich analiz, my jednak nieraz już z tak niskiego poziomu dostrzegaliśmy wysokopoziomowe cyberataki.
To brzmi jak coś, co wymaga dużo czasu i zasobów…
Tak. Ale to nie są koncepcyjnie nowe życie. Dzięki rozwojowi platform i mocy obliczeniowej możemy wdrażać nasze mechanizmy do istniejących rozwiązań, jak i wdrażać nasze.
Kto więc jest waszym klientem?
Przede wszystkim użytkownicy sieci klasy enterprise, czyli duże firmy. Nasz produkt jest jednak elastyczny, można go modułowo składać. Możemy dostarczyć go dostosowanego do mocy obliczeniowej, jaką dysponuje klient. Potrzebujemy jej jednak trochę, więc przede wszystkim będą to duże firmy.
Macie już klientów?
Tak od początku roku. I pierwsze testowe wdrożenia, na których sprawdzamy na żywym organizmie jak działa nasza algorytmika, która jest w stanie wyciągnąć ciekawe informacje z ruchu sieciowego.
A jesteście gotowi na nowe zjawisko w sieciach korporacyjnych, jakim jest Internet rzeczy?
Tak. Jeżeli chodzi o analizę protokołową, którą stosujemy, to jak najbardziej. Zwłaszcza, że aplikacje w IoT są beznadziejnie implementowane, ich liczba jest zastraszająca. A my potrafimy je wykryć.
Wandlee projektuje czatboty szyte na miarę.
Zadaniem produktów Wandlee jest prowadzenie konwersacji z klientami marki przy użyciu języka naturalnego. Chatboty Wandlee działają całą dobę, obsługują nieskończoną ilość klientów i integrują się ze wszystkimi najpopularniejszymi serwisami biznesowymi. W Wandlee opracowywane są dedykowane rozwiązania dla korporacji. Za pośrednictwem dowolnego komunikatora firma autoryzuje konkursy społecznościowe, pozyskiwanie leadów, sprzedaż konkretnych usług bądź też całościową obsługę customer care.
Chyba każdy chce teraz oferować czatboty, i prawie każdy już to w jakiejś formie to robi. Więc na co jeszcze liczycie? Dlaczego właśnie wasze rozwiązanie mam kupić, a nie czyjeś inne?
Nasi klienci są ku temu najlepszym dowodem, że jednak coś fajnego mamy. Wszyscy robią czatboty, no tak, ale z jakiegoś powodu mało kto ma tyle realizacji projektów, co my.
No dobra, ale dlaczego?
To proste. Bo ludzie nie rozumieją idei czatbotów. Jedni używają ich jako spam-maszyny, no i to wtedy nie działa za dobrze. Inni uważają, że jak wkleją byle jak bota na stronę, to będzie okej – nie, to też nie działa. Jeszcze inni chcą budować rozbudowane NMP, który jest do wszystkiego o każdej porze dnia i nocy – no i to również nie działa, nawet Apple ma problem z Siri. A my proponujemy zrozumienie największego problemu organizacyjnego jaki masz i rozwiązanie go czatbotem. I tylko tego, by resztę pozostawić konsultantowi.
Na przykład Accenture – nasz najnowszy klient – chciał zwiększyć wydajność zatrudniania ludzi. Zrobiliśmy im czatbota, który w miły i prosty sposób prowadzi cię do odpowiedniej oferty pracy i aplikowania o nią. Chodzi o to, by skrócić dystans między użytkownikiem a systemem IT i żeby to wszystko było proste, nieskomplikowane. To nasz cały sekret. Budujemy też rozwiązanie platformowe do ciemnych danych, czyli danych nieodstępnych dla typowych systemów analitycznych.
Jak sobie radzicie z różnicami językowymi i kulturowymi? Patrzę na wasze stoisko i widzę na liście pozyskanych już klientów Peugeota, Kię. Jesteśmy na Tajwanie. Jak sobie radzicie z tym problemem?
Na szczęście mamy bardzo multidyscyplinarny zespół ludzi, który mówią w wielu językach. Europę Centralną ogarniamy wewnątrz firmy. Korzystamy też z zewnętrznych narzędzi, jeśli potrzebujemy pomocy. To nie chodzi o to, by budować od początku. My dostarczamy przede wszystkim technologię predictive steps, czyli my próbujemy odgadnąć co taki bot powinien wyświetlić, by użytkownik okazał się zainteresowany dalszą konwersacją.
Czyli waszym atutem jest zdolność przewidzenia zapotrzebowania klienta waszego partnera?
Próbujemy odgadnąć co należy zrobić, by chciał kliknąć Dalej. Tak jak Netflix proponujący po seansie kolejne tytuły do konsumpcji. Czyli wiemy, że jak szukasz czerwonego samochodu przeglądając ofertę Peugeota, to wiemy też, że mamy ci wyświetlać obrazki z czerwonym. W ten sposób od razu chętniej angażujesz się w dalszą konwersację.
Bivrost pcha całą branżę wideo 360 do przodu.
Rozwiązania firmy Bivrost pozwalają tworzyć wysokiej jakości filmowe doświadczenia VR. Tyle że, dla odmiany, w jakości porównywalnej z hollywoodzkimi standardami. A właśnie tego wymagają nie tylko branża filmowa, ale również takie, jak medyczna czy reklamowa. Dysponują zarówno autorskim sprzętem wykorzystującym technologie Intela, jak i również własnymi rozwiązaniami programowymi.
Patrzę na to urządzenie na waszym stoisku i… co to właściwie jest?
To jest komputer w przemysłowym rozmiarze, który służy do przetwarzania obrazu wielokamerowego. A więc do wideo 180 stopni lub 360 stopni, generalnie dedykowanego wirtualnej rzeczywistości. To architektura opracowana totalnie przez nas. To, co nas wyróżnia, to wejście w postaci sześciu niezależnych portów USB3 Vision, co pozwala już na samym wejściu na osiągnięcie przepustowości 60 Gb/s. To dużo i to kluczowe dla wideo 360 stopni. Dzięki temu, że mamy bardzo dużą przepustowość wejścia, możemy pobierać obraz o 10-bitowym lub 12-bitowym kolorze, co pozwala nam na osiągnięcie dużej rozpiętości tonalnej. To jakość kinowa.
Imponujące. Na konsumenckim rynku są tylko 10-bitowe wyświetlacze. Układ scalony też jest wasz?
Nie, wykorzystujemy procesory Intela. Podłączamy je za pomocą łącza COMexpress, od Intela otrzymujemy gotowiec. Podłączenia są jednak nasze, tak jak ogólnie wiedza czego właściwie od Intela potrzebowaliśmy. I ogólny projekt jest nasz. Nie ma rozwiązania, które pozwoli na równoległy odbiór z sześciu linii USB podłączonych bezpośrednio do procesora i pamięci – a my wykorzystujemy do tego Intel Direct Resource Access. Jesteśmy jedyną firmą w Europie, która to opanowało. Wyciskamy z Intela ostatnie soki, które są dostępne, naginając wszystkie zasady.
Ostatnio dołożyliśmy układ Intel Movidius, a więc akcelerator sieci neuronowych. To pozwala nam na zautomatyzowanie bardzo wielu procesów niezbędnych do powstawania wideo 360 stopni, takich jak stiching, czyli łączenie obrazu z kilku kamer bez widocznych szwów. Mamy do tego własny algorytm, który dopaliliśmy teraz za pomocą tej pseudo-SI od Intela.
Do tego trzeba wielkich stacji przemysłowych IBM-a, a my zamknęliśmy to w obudowie mniejszej od ITX. Mamy złącza LVDS, trzy złącza UART, złącze do szybkich dysków. Używamy HDMI 1.4, przechodzimy na 2.0. I mamy wiele więcej. Mamy wszystko, co trzeba i jesteśmy z tego cholernie dumni. Jesteśmy też jedynym podmiotem tego typu niezależnym od Nvidii. Giganci są zależni od frameworków Nvidii, my jesteśmy zupełnie niezależni i wolni od uzależnienia od rynku kart graficznych.
No ale jesteście zależni od Intela.
Coś za coś…
Czyli wasza własność intelektualna, to zarówno hardware, jak i software?
Tak. Mamy kompletne rozwiązanie, absolutnie na rynku unikatowe. I mamy zarówno nasz sprzęt, jak i nasze algorytmy.