Apple dodaje obsługę RAW-ów do iPhone'a, ale tylko częściowo. Skąd ten brak zdecydowania?
Trzecia beta systemu iOS 12 wnosi natywną obsługę zdjęć RAW bezpośrednio w aplikacji Zdjęcia. Można pomyśleć, że to świetny ukłon w stronę bardziej wymagających fotografów, ale Apple przecież ma ich w nosie.
Format RAW często pojawia się w artykułach o fotografii, ale warto jeszcze raz przypomnieć sobie, czym właściwie jest. RAW to surowy odczyt danych z matrycy, który nie został przetworzony przez algorytmy aparatu do pliku JPG. Plik RAW raczej nie nadaje się do oglądania ani udostępniania znajomym, ale jest najlepszą możliwą bazą do edycji zdjęcia, ponieważ ma znacznie więcej informacji od pliku JPG. Widać to również po rozmiarze pliku, który jest kilkukrotnie większy od jotpega.
RAW w iPhonie nie jest nowością, ale dotychczas był wspierany tylko przez aplikacje firm trzecich.
Na iOS znajdziemy bardzo wiele rewelacyjnych aplikacji aparatu, które pozwalają fotografować w RAW-ach. Mnie najbardziej przypadła do gustu Obscura 2, ale polecam też Halide.
Na iOS nie brakuje też aplikacji do edycji zdjęć RAW, na czele z coraz lepszym Adobe Lightroomem CC. Z nieco prostszych narzędzi o mobilnym rodowodzie polecam VSCO i Darkroom. RAW-y na iPhonie nie są więc żadną ekstrawagancją. Możemy przebierać w rozwiązaniach do fotografowania i edycji.
Teraz Apple dodaje natywną obsługę RAW-ów we wbudowanej aplikacji Zdjęcia. Świetnie, ale co z RAW-ami w aplikacji aparatu?
Trzecia beta iOS 12 wprowadza obsługę RAW-ów bezpośrednio w aplikacji Zdjęcia, włącznie z możliwością importu i edycji. Ta nowość jest dostępna na urządzeniach wyposażonych w procesor Apple A9 lub nowszy, a więc są to modele iPhone’a od 6S w górę (włącznie z iPhone’em SE), a także iPady z roku 2017 i 2018. Dotychczas taką możliwość miał tylko iPad Pro.
To świetnie - chciało by się rzec, gdyby nie fakt, że wbudowana aplikacja aparatu nadal nie potrafi fotografować w RAW-ach. Ba! Apple cały czas broni się w niej przed trybem profesjonalnym, czego nie jestem w stanie zrozumieć. Jak to możliwe, że iPhone X, jeden z topowych smartfonów, nie ma trybu manualnego w aparacie?
Apple ma w nosie profesjonalnych fotografów. Firmie zależy na popularyzacji fotografii, a nie na profesjonalizacji.
Pamiętacie program Apple Aperture? Przez lata był jednym z największych rywali Adobe Lightrooma, tak jak dziś Final Cut Pro jest jednym z największych rywali Adobe Premiere Pro. Apple porzuciło Aperture w 2014 r. i od tego czasu nie ma w ofercie żadnego programu dla bardziej zaawansowanych entuzjastów fotografii. Co prawda edytor aplikacji Zdjęcia na macOS jest coraz lepszy, ale to nadal nie ta liga.
Porzucenie Aperture było jasnym sygnałem, że Apple woli się skupić na rozwiązaniach dla mas, a nie dla garstki profesjonalistów. iPhone ma być podstawowym - i najlepiej jedynym - aparatem, a w nim nie ma RAW-ów, ani nawet zmiany podstawowych nastaw. Taki stan rzeczy trwa do dziś.
Dodanie obsługi RAW-ów do Zdjęć jest dziwnym zabiegiem, który przeczy drodze, jaką obrało Apple w ostatnich latach. Apple mówi A, ale nie dodaje B. Profesjonalny fotograf nadal będzie wykorzystywał swojego iPada do (wstępnej) mobilnej obróbki zdjęć z dedykowanego aparatu, oczywiście w aplikacjach firm trzecich, głównie w Lightroomie. Zwykły użytkownik dostanie obsługę RAW-ów w natywnej aplikacji Zdjęcia, ale nadal nie będzie mógł zrobić RAW-a bez uciekania się do zewnętrznych narzędzi. Gdzie tu sens, Apple?