Czy warto wydać 1000 zł na słuchawki do gier? Sennheiser GSP 500 - recenzja
Ilekroć testuję słuchawki dla graczy, muszę podkreślać, że są one stworzone w pierwszej kolejności dla graczy. Nie dla melomanów. Tym razem będzie inaczej. Odnoszę bowiem wrażenie, że Sennheiser GSP 500 to model dla melomanów, który ktoś zapakował w obudowę dla graczy.
Producent nie chwali się tym w opisie produktu. Nie znajdziemy krzykliwych nadruków na pudełku, dziwnie brzmiących parametrów, których nikt nie zrozumie. Sennheiser GSP 500 pozycjonowane są jako słuchawki dla graczy, lecz już pierwszy kontakt z nimi zdradza, że będziemy chcieli ich używać zarówno podczas rozgrywki, jak i poza nią.
Zacznijmy więc od tego, że Sennheiser GSP 500 to po prostu miodne słuchawki.
Konstrukcja otwarta zapewnia ogromną szerokość sceny. Rozpiętość pasma sięga od 10 do 30000 Hz. Impedancja zaś wynosi zaledwie 28 Ohm-ów, co sprawia, że GSP 500 możemy śmiało podłączyć do komputera (najlepiej z dedykowanym wzmacniaczem), do konsoli, a nawet – używając dołączonego do zestawu wymiennego kabla – do smartfona.
I przy każdym urządzeniu zabrzmi równie świetnie.
Dla pełnego zrozumienia – nie są to słuchawki audiofilskie.
Jeśli ktoś szuka doznań na poziomie modelu HD820, to musi kupić HD820, nie ma drogi naokoło. Jednak dla każdego, kto ma racjonalny próg dźwiękowych wymagań, Sennheiser GSP 500 będą przemiłym zaskoczeniem.
Dźwięk płynący z przetworników jest głęboki i klarowny. To słuchawki z gatunku tych, w których muzykę odkrywa się na nowo, bo słychać w nich każdą nutkę i każdą warstwę miksu.
Muszę przy tym zaznaczyć, że słuchawki wyraźnie faworyzują góry. Dźwięk wokalistów, talerze perkusji, wszelkie wysokie tony brzmią śpiewnie, nigdy nie wpadając w piaszczystość.
Środek pasma również jest dość wyraźnie zaznaczony, co nie każdemu będzie odpowiadać podczas odsłuchu muzyki rockowej. Jednak w połączeniu z mięsistym, selektywnym, acz nie przytłaczającym dołem GSP 500 doskonale spisują się w ciężkiej muzyce. Odsłuchałem na nich po wielokroć nowy album Marka Tremontiego (polecam!) i nie mogę powiedzieć złego słowa.
Jest tylko jedno „ale” – słuchawki muszą pracować głośno, aby cieszyć się pełnią ich możliwości. Przy niższych poziomach natężenia dźwięku nutki stają się jakby przydymione i niezbyt dynamiczne. Dopiero „na pełnej parze” pokazują swoją potęgę. Co prowadzi mnie do bardzo istotnej kwestii.
Przy całym tym zachwycie nad warstwą muzyczną mam jednak spory zarzut do GSP 500, wynikający z osobistych preferencji. Otóż są to słuchawki o konstrukcji otwartej, które… kompletnie nie nadają się do głośnego odsłuchu muzyki czy gier w czyimkolwiek towarzystwie.
Mówiąc wprost – na zewnątrz wszystko słychać. Działa to też w drugą stronę – jeśli ktoś coś do nas mówi, to słyszymy go wyraźniej niż ma to miejsce w słuchawkach o konstrukcji zamkniętej. W tych słuchawkach nigdy nie przegapisz mamy wołającej na obiad. Albo żony krzyczącej proszącej polubownie, żebyś słuchał ciszej, albo po prostu na głośnikach, bo i tak cały dźwięk wycieka na zewnątrz.
Z tego też względu, choć GSP 500 można podłączyć do smartfona, nie nadają się one do użytku poza domem. Po prostu będziemy wszystkim przeszkadzać, a wszyscy będą przeszkadzać nam.
Pomówmy o grach. W nich również Sennheiser GSP 500 błyszczą.
Jak łatwo się domyślić, skoro jest tak dobrze w kwestii brzmieniowej przy odsłuchu muzyki, to w grach musi być równie dobrze.
I dokładnie tak jest. Z jednym wielkim „ale”, do którego dojdę za chwilę.
W tych słuchawkach po raz pierwszy mogłem docenić, jakim majstersztykiem od strony sound designu jest Wiedźmin 3. To, że gra ma fantastyczny soundtrack, było wiadomo od pierwszego dnia. Ale dopiero teraz dane mi było doświadczyć gry na słuchawkach, w których świat aż do tego stopnia ożywał.
Słyszałem każde źdźbło trawy deptane przez buty Geralta. Każdą basową nutę kończącą parsknięcia płotki. Niepokojące, chrapliwe odgłosy wydawane przez utopce. Dobiegające z oddali krzyki wieśniaków. A wszystko to doskonale odseparowane od muzyki, która nadal pozostawała wyraźna w tle.
Podobnie było w GTA V – miasto dosłownie ożywało między moimi uszami. Gwar miasta przestał być zlepkiem niepowiązanych ze sobą fal akustycznych, a zaczął tworzyć przepiękną, realistyczną harmonię. Rockstarowi również należą się brawa za dźwiękowe opracowanie swojego dzieła.
Jedyne, czego mi zabrakło, to odrobiny tąpnięcia w grach akcji. Wybuchy, kraksy samochodowe, czy huki wystrzału nie są tak spektakularnie potężne, jak choćby w mocno baso-centrycznych słuchawkach Razera. Sennheisery GSP 500 nie wstrząsną naszymi kośćmi podczas szczególnie intensywnych scen. Trochę szkoda, bo momentami liczyłem na większe ciarki na plecach. Zamiast tego dostałem jednak wzorową klarowność i separację dźwięków. Osobiście przyjmuję taki układ z pocałowaniem ręki.
Dodam też, że krystalicznie czysty jest również dźwięk nagrywany przez wbudowany mikrofon. Co bardzo mi się podobało, ma on bardzo wysoką jak na tę kategorię sprzętu tolerancję na przesterowanie. Innymi słowy, można się do nich drzeć do woli, a dopiero najgłośniejsze krzyki zakłócą sygnał.
Wspomnianym wcześniej „ale” jest brak wbudowanej trójwymiarowości brzmienia.
Tak, Sennheisery GSP 500 kosztują 949 zł, a nie są słuchawkami 3D. Nie ma co ukrywać – to spora wada. Dopóki Dolby Atmos nie zagości na dobre pod strzechami, trójwymiarowe audio jest najlepszym, na co mogą liczyć gamerzy. Trudno przecenić wartość dźwięku 3D, szczególnie w grach e-sportowych pokroju Overwatcha czy CS:Go, gdzie dobre umiejscowienie odgłosów może stanowić o wygranej lub porażce.
A nawet w grach single player wynosi to rozgrywkę na kolejny poziom, gdy słyszymy wroga za plecami, a otoczenie faktycznie nas „otacza”. Także na płaszczyźnie słuchowej.
Tego bardzo tutaj brakuje i muszę to wytknąć jako najpoważniejszą wadę słuchawek Sennheiser GSP 500. Dla wielu wadę dyskwalifikującą.
Tym niemniej, trójwymiarowe audio w tych słuchawkach da się uzyskać.
Dobre słuchawki zasługują na dobry napęd. Taki, jak wzmacniacz Sennheiser GSX 1000.
Przez 99 proc. czasu testowania słuchawki podłączałem do wzmacniacza GSX 1000. Kosztującego, adekwatnie do nazwy, 1000 zł. Za te pieniądze można mieć naprawdę solidny wzmacniacz Hi-Fi. Obłędnej jakości DAC na USB (np. Drafonfly Red) też.
A jednak gdyby ktoś dziś dał mi 1000 zł do wydania na wzmacniacz, wydałbym je właśnie na GSX 1000. Bo ten wzmacniacz kompletnie zmienia to, jak korzystamy ze słuchawek. I całego komputerowego sprzętu audio w ogóle.
Do GSX 1000 oprócz słuchawek podłączyłem też głośniki. I momentalnie doceniłem fakt, że mogę się przełączać między słuchawkami a głośnikami dotknięciem jednego z czterech przycisków w rogach wzmacniacza. Do każdego rogu możemy przypisać inne, predefiniowane ustawienia. I tak zapisałem przyciski w parach – dwa do głośników (raz układ gamingowy, raz muzyczny) i dwa do słuchawek (raz układ gamingowy, raz muzyczny).
Równie banalna jest kontrola natężenia dźwięku. Sterujemy nim pokrętłem wokół centralnego wyświetlacza, które jest tak zręcznie zintegrowane z całą konstrukcją, że na pierwszy rzut oka można przegapić fakt, że jest to pokrętło.
Najważniejsze jest jednak, jak ten wzmacniacz gra. A gra kapitalnie. Dodatkowe Ohm-y posyłane w stronę urządzeń odtwarzających robią swoje. Wszystko staje się „bardziej”. Znakomicie brzmiące słuchawki stają się wybitnie (jak na swoją kategorię) brzmiącymi słuchawkami. Znakomicie brzmiące głośniki nagle dostają drugie życie.
W kontekście modelu GSP 500 jeszcze ważniejszą informacją będzie ta, że podłączenie słuchawek do wzmacniacza GSX 1000 wprowadza do nich dźwięk przestrzenny 7.1. Fakt, nie jest on tak dobry, jak dedykowane, cyfrowe, wbudowane wprost w słuchawki audio 3D, ale i tak robi wrażenie. Szczególnie gdy pobawić się "kierunkowością" efektu, sterowaną z poziomu panelu dotykowego na wzmacniaczu.
Wrażenie robi również znakomite „strojenie” wzmacniacza pod konkretne presety. Mamy tu do wyboru ustawienie ogólne, pod muzykę, pod gry i pod filmy. W każdym wzmacniacz gra zupełnie inaczej, a tym samym inaczej brzmią nasze słuchawki.
To fantastyczny dodatek do muzycznego arsenału każdego gracza. I prawdę mówiąc… za tym wzmacniaczem tęsknię nawet bardziej niż za słuchawkami.
Bo Sennheiser GSP 500 nie są konstrukcją pozbawioną wad.
I „konstrukcja” to słowo klucz. W cenie 949 zł oczekiwałbym słuchawek doskonale wykonanych, wygodnych, do całodziennej pracy. A nie do końca tak jest.
Owszem, słuchawki wykonane są poprawnie, nic nie skrzypi, ale… konstrukcja jest nazbyt plastikowa jak na mój gust. A na pewno nazbyt plastikowa jak na 949 zł. No i choć brzmieniowo może te słuchawki są też dla melomanów, tak wizualnie to już 100-proc. gaming. Designu tych słuchawek nie da się odzobaczyć.
Nie mogę jednak złego słowa powiedzieć na mikrofon tudzież pokrętło regulacji głośności na przeciwległej puszce - te są wykonane bardzo dobrze i stawiają należyty opór. Na pewno nie czuć tu tanizny. Wzorowe są też oploty kabli - na pewno zniosą próbę czasu i niezbyt delikatne traktowanie.
GSP 500 nieprzesadnie nadają się też do całodziennego noszenia. Niby mamy tu metalowe zawiasy i oddychające poduszki o ergonomicznym kształcie, ale w czasie testów zauważyłem, że już po 2-3 godzinach pałąk uciska mi głowę i nie jest mi wygodnie. Same nauszniki nie odparzają małżowin, ale za to wielogodzinna sesja może skończyć się odparzeniem skóry głowy.
Nie polecam też tych słuchawek posiadaczom domowego zwierzyńca. Nauszniki i podszycie pałąka niemiłosiernie obłażą sierścią, którą bardzo trudno jest potem z materiału usunąć.
Czy warto kupić słuchawki Sennheiser GSP 500?
Tak. I nie.
Tak, jeśli szukasz słuchawek gamingowych oferujących najwyższą możliwą jakość dźwięku w grach i poza nimi.
Nie, jeśli szukasz słuchawek, w których odetniesz się od otoczenia, a otoczenie od ciebie.
Tak, jeśli cenisz sobie uniwersalność i możliwość podłączenia do wszystkich gamingowych urządzeń na rynku.
Nie, jeśli planujesz spędzać w nich długie godziny bez przerwy.
Tak, jeśli jesteś skłonny dopłacić 1000 zł do wzmacniacza GSX 1000, by wykorzystać pełnię ich potencjału
Nie, jeśli priorytetem jest dla ciebie dźwięk 3D.
Tak, jeśli możesz przeznaczyć 2000 zł na sprzęt audio, który nie jest sprzętem audiofilskim
Nie, jeśli wzdrygnąłeś się na samą myśl o wydaniu takiej kwoty na słuchawki do gier. Choć jeśli o to chodzi, to Sennheiser GSP 500 są najlepszą gwarancją, że po zakończonej rozgrywce będziesz równie zadowolony z zakupionych słuchawek, co w jej trakcie.