Zuckerberg tłumaczył senatorom jak działa Internet. Jego przesłuchanie to spektakl polityczny
Przesłuchanie Marka Zuckerberga przez senackie komisje sprawiedliwości oraz handlu, nauki i transportu trudno nazwać inaczej niż politycznym spektaklem. Polakom może ono kojarzyć się z komisjami śledczymi ds. afery Rywina, Orlenu czy Amber Gold.
Tuż przed przesłuchaniem na twarzy Marka Zuckerberga rysowało się zdenerwowanie, które stopniowo ustępowało podczas mów wstępnych. Gdy nastąpiła seria pytań, założyciel Facebooka sprawiał wrażenie pewnego siebie i swoich odpowiedzi. Nie we wszystkich jednak przypadkach, bo zdarzyło mu się, że nie potrafił odpowiedzieć na pytania senatorów.
Te ostatnie można podzielić na dwie kategorie: wartościowe z punktu widzenia śledztwa w sprawie Cambridge Analytica, stawiające Zuckerberga pod ścianą i całkowicie infantylne, pozbawione sensu. Patrzenie, jak szef największego serwisu społecznościowego świata tłumaczy senatorom zasady działania Internetu czy objaśnia model biznesowy swojego serwisu, który jest widoczny, jak na dłoni, gdy zajrzymy do choćby jednego kwartalnego raportu firmy, nie należało do przyjemnych doświadczeń. Kilku senatorów nie przygotowało się do przesłuchania. Senator Nelson mówił o błyskotliwym odkryciu na temat reklam ulubionej czekolady, które widział na Facebooku. Inny dociekał, po co Zuckerberg kupił Instagrama oraz kto jest konkurencją Facebooka.
Na szczęście były też ciekawsze momenty. Jednym z nich był specyficzny atak senatora Dicka Durbina, który zapytał Zuckerberga czy komfortowe byłoby podzielenie się informacją w jakim hotelu spędził ostatnią noc szef Facebooka. Ten zmieszany lub zbity tropu odpowiedział, że nie. Senator jednak drążył dalej. Pytał, czy Zuck podzieliłby się danymi osób, z którymi kontaktował się ostatnio. CEO Facebooka ponownie zaprzeczył, mówiąc, że nie ujawniłby takich informacji publicznie. - To może być właśnie to - podsumował Durbin. - Twoje prawo prywatności, jego granice, to jak wiele chcesz zdradzać współczesnej Ameryce - konkludował senator.
Osią przesłuchania były pytania dotyczące afery Cambridge Analytica.
W tym temacie Zuckerberg powtarzał to, co już mówił, gdy przerwał milczenie w sprawie skandalu. Senatorowie usłyszeli zatem, że w tej sprawie popełniono błędy. Że on ponosi za nie odpowiedzialność. Po raz kolejny padły też przeprosiny. Pytany wyjaśniał, że Cambridge Analytica kupiła dane od Aleksandra Kogana, twórcy aplikacji. Wskazywał, że problemem nie są narzędzia, które daje Facebook, ale sposób, w jaki zostały użyte.
Przypomniał też, że w firmie prowadzony jest audyt wszystkich aplikacji, mających w przeszłości dostęp do danych użytkowników. - Zażądaliśmy od Cambridge Analytica usunięcia danych - powtarzał Zuckerberg. Przyznał też otwarcie, że nie zna odpowiedzi na wszystkie pytania w sprawie, bo te zapewni, zarówno wewnętrze śledztwo w przedsiębiorstwie, jak i działania władz amerykańskich i brytyjskich. Co ciekawe, liczba użytkowników, którzy w wyniku afery porzucili serwis ma nie być według Zuckerberga znacząca.
Facebook jest idealistyczną i optymistyczną firmą
Jak przy każdej innej okazji Zuck rysował obraz Facebooka jako platformy do łączenia ludzi. Tak zresztą zdefiniował swoją misję, dodając, że wierzy głęboko w to, co robi. Wspomnienie o idealizmie i optymizmie padło na początku przesłuchania nieprzypadkowo. Szef Facebooka chciał pokazać się senatorom jako ufający ludziom i przez to naiwny człowiek, który dał się zwieść. "Errare humanum est" - zdawał się deklarować między wierszami: "błądzić jest rzeczą ludzką".
Wspomniany senator Nelson, ten od ulubionej czekolady, nawiązał do wypowiedzi Sheryl Sandberg, prawej ręki Zuckerberga, która w wywiadzie telewizyjnym mówiła, że Facebook nie oferuje mechanizmu blokującego wykorzystywanie danych użytkowników. Dziwnym trafem napomknęła, że takie rozwiązanie, gdyby powstało, powinno być odpłatne. Podczas przesłuchania Zuckerberg powtórzył, że serwis nie oferuje takiej możliwości. Nieco później padło zaś zdanie, które jednak pozwala spekulować, że serwis może pracować nad podobnym mechanizmem. Szef platformy powiedział bowiem, że "zawsze będzie istniała wersja serwisu, która jest bezpłatna".
Rosyjskie trolle, mowa nienawiści i trudne pytania.
Zuckerberg pytany był o Internetową Agencję Badawczą, która nazywana jest trollami z Olgino. Podkreślał, że jego firma wprowadziła po wyborach prezydenckich w USA wiele zmian. Miały one zostać skutecznie wykorzystane podczas kampanii wyborczej we Francji czy Niemczech. Wspominał o usprawnionym mechanizmie sztucznej inteligencji, dzięki któremu zidentyfikowano i zawieszono dziesiątki tysięcy fałszywych kont.
Podczas przesłuchania podniesiona została też kwestia wydarzeń w Mjanmie. Eksperci Organizacji Narodów Zjednoczonych zarzucali serwisom społecznościowym, że przyczyniły się do pogłębienia konfliktów etnicznych, a nawet przyczyniły się do prześladowań i mordów na ludności muzułmańskiej. Senatorowie pytali zatem, jak Facebook walczy z mową nienawiści. CEO Facebooka stwierdził, że wydarzenia w Azji są tragiczne, ale przyznał, że rozpoznawanie mowy nienawiści nie jest proste z wielu powodów. Wymienił wśród nich niuanse językowe. Jego zdaniem w ciągu 5-10 lat powstaną skuteczne mechanizmy sztucznej inteligencji identyfikujące mowę nienawiści w sieci.
Problem sprawiło Zuckerbergowi pytanie o śledzenie użytkowników na różnych urządzeniach. Senator Roy Blunt dociekał czy Facebook gromadzi dane również z urządzeń, które nie są połączone z serwisem. - Nie jestem pewien - mówił Zuckerberg.
Szef Facebooka wyraźnie unikał odpowiedzi na pytania dotyczące wprowadzenia regulacji, zwłaszcza podobnych do RODO, czyli unijnego rozporządzenia o ochronie danych osobowych, które ma obowiązywać w krajach UE od 25 maja. Stwierdził jedynie, że zgadza się z takim podejściem "co do zasady", ale ważne dla niego są szczegóły i należy się zastanowić czy wprowadzić takie przepisy w Stanach Zjednoczonych.
Do zbioru niewygodnych pytań należy zaliczyć te dotyczące rzekomej cenzury. Jeden z senatorów pytał szefa serwisu o to, czy Zuckerberg zna poglądy polityczne pracowników rozstrzygających, które treści mają zostać usunięte. Otrzymał odpowiedź, że nikt nie pyta pracowników o ich sympatie polityczne.
Zuckerberg: Facebook daje użytkownikowi kontrolę nad danymi.
Senatorowie wielokrotnie mogli usłyszeć zapewnienia, że użytkownicy mają pełną kontrolę nad swoimi danymi. Ludzie dzielić się mają zdjęciami, postami czy linkami miliardy razy dziennie, mając świadomość, że w każdej chwili mogą usunąć to, co udostępnili - twierdzi Zuck.
Trwające pięć godzin przesłuchanie można zaliczyć do kategorii teatru politycznego. Nie wniosło ono w zasadzie niczego nowego do sprawy Cambridge Analytica. Również pytania i odpowiedzi dotyczące kwestii rosyjskiej ingerencji w wybory przy użyciu Facebooka, koncentrowały się wokół tego, co wiadomo było od dawna.
Zuckerberg, na początku zdenerwowany, później bardzo dobrze sobie radził w starciu z politykami, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w kilku przypadkach wystąpił w roli nauczyciela, tłumaczącego meandry działania sieci społecznościowych, jak i Internetu.