EA kaja się: „Błędu z Battlefront II nie powtórzymy“. Trzymam za słowo, bo nadchodzą ważne premiery
Pamiętacie aferę związaną z mikro-transakcjami w sieciowej strzelaninie Star Wars: Battlefront II? Szefostwo EA nie zamierza zamiatać sprawy pod dywan. Po tym, jak podległe studio DICE wprowadziło lepszy system progresji, dyrektor kreatywny Elektroników kaja się i obiecuje: „więcej takiego błędu nie popełnimy“.
Słowa skruchy padły z ust Patricka Söderlunda - nowo mianowanego dyrektora kreatywnego EA, który udzielił wywiadu redakcji The Verge. Zdaniem Söderlunda afera z grą Battlefront II wywarła wielki wpływ nie tylko na sprzedaż produktu, ale również ścisłe kierownictwo Electronic Arts. Według niego:
Co ciekawe, według Söderlunda EA jest w pewien sposób ofiarą wizerunku sprzed lat:
Faktem jest, że EA faktycznie podejmuje inicjatywy mające ocieplić wizerunek wydawcy. Moloch cyklicznie rozdaje darmowe gry na Originie. Do tego wspiera niezależnych twórców w bardzo ciekawy sposób. Najpierw finansuje obiecujący projekt, a następnie, gdy ten debiutuje na rynku, bierze dla siebie wyłącznie środki, które zostały wydane na jego produkcję oraz promocję. Cała reszta zysków trafia w całości na konto niezależnego studia. Bez żadnych haczyków i procentów.
Rok temu beneficjentami programu byli twórcy świetnej platformówki Unravel. W 2018 r. dzięki EA powstała jeszcze lepsza gra kooperacyjna A Way Out, która sprzedała się w ponad milionie egzemplarzy. Rewelacyjny, w pełni zasłużony wynik. Niestety, tego typu inicjatywy Elektroników są zakopywane przez pozostałe, znacznie mniej szlachetne działania firmy. Jak na przykład wprowadzenie systemu Pay2Win do strzelaniny Battlefront II albo bijatyki UFC 3.
Przed EA dwie kluczowe premiery. Wydawca musi być krystalicznie czysty.
Po tym, jak Battlefront II nie spełnił sprzedażowych oczekiwań, a społeczność gry Battlefield 1 stopniowo wygasa, nadchodzący Battleield V wyrasta na najważniejszą sieciową strzelaninę w portfolio firmy. Jeżeli EA poważnie chce siedzieć przy jednym stole z Activision i ich Call of Duty, musi dołożyć wszelkich starań, aby DICE stworzyło naprawdę niesamowitą strzelaninę.
Jeszcze ważniejszy jest Anthem. Gra fantasy oparta na kooperacji w stylu Destiny to najważniejszy projekt BioWare od lat. No i przy okazji szansa na odkupienie win po zaledwie poprawnym Mass Effect: Andromeda, które przechodziło przez produkcyjne piekło. Biorąc pod uwagę strukturę rozgrywki, Anthem jest tytułem szczególnie narażonym na mikro-transakcje w modelu Pay2Win. Czy EA oprze się pokusie szybkiego zarobku, w imię długofalowego sukcesu nowej marki? Tego dowiemy się jeszcze w tym roku.
EA nie wycofuje się z błędów, bo chce. Firma robi to, co musi robić. Inaczej rywale ją zadziobią.
Po aferze z Battlefield II kwestia mikro-transakcji oraz skrzynek z losową zawartością trafiła do samego senatu USA. Politycy zaczęli węszyć wokół branży gier, ku przerażeniu nie tylko EA, ale wszystkich podmiotów na rynku. Ubisoft, Activision, Take-Two Interactive - wszyscy najwięksi gracze czerpią gigantyczne zyski ze skrzynek, które w każdym momencie mogą zostać uznane (moim zdaniem słusznie) za nielegalny hazard.
Gdyby dalej rozdmuchiwać aferę Battlefronta, zaszkodziłoby to interesom wszystkich wydawców. Stąd tak zdecydowane i natychmiastowe działanie Elektroników. Bojąc się zmian w prawie, wydawcy musieli wykonać krok do tyłu, aby w przyszłości zrobić dwa ciche kroki w przód. Bez nadmiernej uwagi polityków, aktualny model mikro-transakcji może zostać zachowany. Właśnie na nim najbardziej zależy wszystkim wielkim wydawcom, którzy czerpią z niego niesamowite pieniądze.