Starman będzie załamany. Tesla Roadster niestety nie dotrze na marsjańską orbitę
Elektryczny samochód wystrzelony w kosmos na pokładzie rakiety SpaceX nie zostanie zaparkowany na marsjańskiej orbicie. Ale spokojnie, nie ma co panikować.
Tesla w kosmosie
Sprawcą całego zamieszania jest sam Elon Musk, który zadeklarował, że celem kosmicznego Roadstera jest właśnie marsjańska orbita. Niestety, nawet tak zaawansowany samochód jak Tesla, nie dysponuje odpowiednimi instrumentami do manewrowania w przestrzeni kosmicznej, żeby na tę orbitę trafić.
Dodajmy jeszcze, że prędkość początkowa rakiety SpaceX była trochę za wysoka, żeby Roadster miał jakiekolwiek szanse zatrzymać się na marsjańskiej orbicie. Samochód trafi jednak w znacznie ciekawsze "miejsce" - na orbitę słoneczną. Dzięki temu elektryczna Tesla przemierzy o wiele większą część naszego Układu Słonecznego. Fakt ten z pewnością zostanie wykorzystany w przyszłych reklamach producenta.
Po co nam samochód w przestrzeni kosmicznej?
Z naukowego punktu widzenia najbardziej sensowna odpowiedź brzmi: absolutnie po nic. Zresztą temat ten doskonale przeanalizował Bartosz. Cała ta akcja ma jeszcze jedno dno. Zaraz po udanym starcie rakiety Falcon Heavy, Musk powiedział wprost, że marzy mu się kolejna edycja kosmicznego wyścigu. Pierwszy napędzany był zimnowojennym klimatem i chodziło w nim o próbę sił dwóch największych ziemskich supermocarstw.
Od tego czasu ludzkość nieco spuściła z tonu. Dzisiaj zadowalamy się wysyłaniem misji bezzałogowych, które z naukowego punktu widzenia są ważnymi wydarzeniami. Brakuje im jednak tego romantyzmu, który po wylądowaniu pierwszego człowieka na Księżycu miał chociażby ogromny wpływ na naszą popkulturę.
Osobiście chciałbym wierzyć, że popis Muska z wysłaniem Tesli w przestrzeń kosmiczną zainspiruje innych prywatnych inwestorów do śmielszych działań, jeśli chodzi o podbój kosmosu. Jeśli nie zaczniemy poważnie myśleć o ekspansji naszego gatunku na inne planety, to - prędzej, czy później - wyczerpiemy wszystkie zasoby na Ziemi.
Albo po prostu w naszą planetę trafi coś na tyle dużego, że jedynymi dowodami na nasze istnienie zostaną Curiosity na Marsie, Voyagery lecące w nieznane i... czerwony kabriolet, odtwarzający w kółko jeden z przebojów Davida Bowie.