REKLAMA

Ten aparat kompletnie zmienił moje spojrzenie na Micro 4/3. Panasonic Lumix G9 - pierwsze wrażenia

To pierwszy bezlusterkowiec, przez którego na poważnie zaczynam rozważać porzucenie lustrzanek. Panasonic Lumix G9 totalnie mnie zaskoczył.

Na papierze Lumix G9 będzie dla jednych spełnieniem marzeń, dla innych powodem do zapytania, co jest nie tak ze światem fotografii. Z jednej strony mamy powalającą specyfikację techniczną (której dokładny opis znajdziecie w osobnym tekście) zamkniętą w profesjonalnej obudowie, na widok której każdy fan systemu Micro 4/3 oślini sobie kubraczek. Z drugiej zaś patrzymy na aparat z matrycą wielkości paznokcia, który kosztuje więcej od niejednej pełnoklatkowej lustrzanki.

Za sam korpus musimy zapłacić w chwili pisania tego tekstu 7300 zł. Dodajmy do tego komplet szkieł, zapasowy akumulator, być może opcjonalny grip i… błyskawicznie dobijemy do pułapu ponad dziesięciu tysięcy złotych za sensowny zestaw.

No właśnie – czy aby na pewno sensowny?

Spędziłem z takim zestawem już kilka dni i pomału zaczyna mi się klarować jasna opinia w temacie. Lumix G9 z obiektywami 12-60 f/2.8-4.0 oraz 25 mm f/1.4 wywrócił moje postrzeganie systemu Micro 4/3 (i bezlusterkowców w ogóle) na lewą stronę.

17.01.2018 08.55
Panasonic Lumix G9 - pierwsze wrażenia Spider's Web
REKLAMA

Przede wszystkim, to najlepiej wykonany bezlusterkowiec na rynku. Kropka. To poziom profesjonalnych korpusów, jak Canon 5d mk IV czy Nikon D850.

 

REKLAMA

W przeciwieństwie do znakomitej większości bezlusterkowców, Lumix G9 doskonale leży w dłoni. Tak, jest większy od większości bezlusterkowców, ale rekompensuje to ergonomią rodem z lustrzanki.

 

Wszystkie przyciski są tu we właściwych miejscach, a ich rozmieszczenie będzie znajome każdemu, kto obsługiwał profesjonalną lustrzankę Canona czy Nikona. Przyciski mają też idealny skok i opór.

 

Widać zresztą wyraźnie, że Lumix G9 ma przekonać do siebie użytkowników profesjonalnych lustrzanek, nie wymagając od nich zmiany przyzwyczajeń. Stąd mamy też ekran podglądu ustawień u szczytu obudowy.

 

Panasonic Lumix G9 jest też wyposażony jak na profesjonalny aparat przystało. Fotografów ucieszy podwójny slot na karty SD…

 

…a filmowców obecność wszystkich niezbędnych złącz: mikrofonowego, słuchawkowego i HDMI. To aparat kompletny, który ma trafić w gusta osób zajmujących się zarówno fotografią, jak i wideo.

 

Aparat możemy też dowolnie dostosować do własnych potrzeb. Każdy przycisk można przemapować w menu, a specjalna dźwignia na froncie pozwoli szybko przełączyć się między mechaniczną, a elektroniczną migawką, by fotografować bezgłośnie.

 

Spędziłem z Lumiksem G9 dopiero kilka dni, a już widzę, że jest on pozbawiony wad, które z reguły odpychają użytkowników lustrzanek. Przede wszystkim, jest niezwykle reponsywny i obsługuje się go tak szybko, jak lustrzankę.

 

Nie ma też żadnego opóźnienia podczas przykładania oka do elektronicznego wizjera, który – swoją drogą – jest tak duży, że Panasonic umieścił specjalny przycisk na obudowie do zmniejszenia jego obszaru.

 

Nie rozczarowuje też ekran, który może odświeżać się w częstotliwości 60 lub 120 klatek na sekundę. To najładniejszy wyświetlacz ze wszystkich bezlusterkowców, z jakimi miałem styczność.

 

Lumix G9 nie skąpi też na możliwościach wideo. Nie jest to poziom dedykowanego filmowcom GH5/GH5s, ale bitrate 150 mbps i wideo 4K 60 fps 8 bit powinno zaspokoić zdecydowaną większość aspirujących wideografów.

 

Tym bardziej, że w G9 nie zabrakło też doskonałej, pięcioosiowej stabilizacji obrazu, która naprawdę czyni cuda. Nagrania z ręki wyglądają prawie jak zrobione przy pomocy gimbala, a stabilizacja jest równie dobra, jak ta w Olympusie OM-D EM-1 MK II. Lepsza od testowanego przeze mnie ostatnio Sony A6500.

 

Lumix G9 nada się też dla vlogerów, dzięki obracanemu ekranowi. Z tego, co udało mi się dotąd zaobserwować, autofocus w tym trybie spisuje się znacznie lepiej, niż w modelu GH5. O tym jednak, podobnie jak o jakości wideo, opowiem w pełnej recenzji.

 

Panasonic Lumix G9 – co z jakością zdjęć?

No właśnie… napisałem już, że Lumix G9 wywrócił moje postrzeganie systemu Micro 4/3 na lewą stronę, a wystarczyło do tego kilka pierwszych zdjęć i jedna bardziej profesjonalna sesja.

Dotychczas Micro 4/3, a już szczególnie w wydaniu Panasonica, kojarzyło mi się ze wspaniałym wideo, ale bardzo mizernym foto. W końcu co może potrafić matryca o tak niewielkich rozmiarach? Do tego kolory w poprzednich Lumiksach zupełnie nie przystawały do profesjonalnych lustrzanek.

Tymczasem Lumix G9 nie dość, że stanowi ogromny krok naprzód, jeśli chodzi o tzw. color science, to do tego produkuje rezultaty, o które nigdy bym nie posądził bezlusterkowca z matrycą Micro 4/3. Więcej przykładowych zdjęć zobaczycie w pełnej recenzji, ale dość powiedzieć już teraz, że do ISO 3200, przy zastosowaniu jasnego szkła, jak Summilux 25 mm f/1.4, efekty są niemalże nierozróżnialne względem pełnoklatkowego Nikona z obiektywem 50 mm f/1.8.

Panasonic Lumix G9 + Summilux 25 mm f/1.4

 

Panasonic Lumix G9 + Summilux 25 mm f/1.4

 

Panasonic Lumix G9 + Summilux 25 mm f/1.4

 

Panasonic Lumix G9 + Summilux 25 mm f/1.4

 

Panasonic Lumix G9 + Summilux 25 mm f/1.4

 

Panasonic Lumix G9 + 12-60 mm f/2.8-4.0

 

REKLAMA

Panasonic Lumix G9 + 12-60 mm f/2.8-4.0

 

Do tego dochodzi aspekt stricte użytkowy – Lumix G9 to piekielnie szybki i wygodny aparat. Obsługa nastaw jest banalna i intuicyjna, a autofocus w foto praktycznie bezbłędny.

W tym sprzęcie naprawdę można się zakochać, kompletnie zapominając, że w środku siedzi tak maluśka matryca. I nie przypomni nam nawet o tym akumulator. Z tego, co zaobserwowałem, Lumix G9 oferuje fenomenalny jak na bezlusterkowca czas pracy. Zrobiłem nim ponad 200 zdjęć, a wciąż ma 75 proc. naładowania. To dobrze wróży.

Widzę też kilka problemów.

Opiszę je szerzej w pełnej recenzji. Tutaj przedstawię tylko pokrótce listę rzeczy, które rzuciły mi się w oczy po kilku dniach spędzonych z tym aparatem:

  • Spust migawki jest stanowczo zbyt czuły. Bardzo łatwo jest zrobić przypadkowe zdjęcie. Na szczęście Lumix G9 pozwala ostrzyć przyciskiem na korpusie (tzw. back-button focus), więc jest to problem do obejścia.
  • Muszla oczna okalająca wizjer jest nieco za duża. Nie jest to problemem podczas przykładania aparatu do oka, ale już wyjmując i wkładając go do torby łatwo możemy zahaczyć gumą o inne elementy. To pozwala mi mniemać, że wielu fotografów będzie ją zwyczajnie gubić.
  • Aparat jest ciężki. O ile osobiście w ogóle mi to nie przeszkadza, tak dla tych, którzy chcą przesiąść się na bezlusterkowca ze względu na mniejszą masę, może być to problem. Na szczęście obiektywy ważą ułamek tego, co szkła do lustrzanki.
  • Aparat jest drogi. Nie tak drogi jeszcze, jak Olympus OM-D EM-1 MK II, ale znacząco powyżej progu akceptowalności dla wielu fotografów. Szczególnie teraz, kiedy w niższej cenie mamy spory wybór pełnoklatkowych aparatów konkurencji. Jeszcze nie jestem przekonany, czy na pewno wart jest tych pieniędzy.
  • Lumix G9 ma ogromne problemy ze współpracą ze szkłami z Olympusa. Podłączyłem do niego obiektyw 25 mm f/1.2 PRO oraz 12-40 f/2.8 PRO i były to nieużywalne kombinacje. Autofocus drastycznie zwalnia, a obiektywy zaczynają wydawać z siebie dziwne dźwięki, jakby non stop korygowały ostrość. Może to być jednak wina wczesnej wersji firmware’u – nie omieszkam o to zapytać Panasonica.

Reasumując, Panasonic Lumix G9 to fantastyczny aparat.

Świetnie się bawię używając go, a jednocześnie już po kilku dniach jestem na tyle pewny jego możliwości, że nie miałbym najmniejszych obaw, by zrealizować nim komercyjny materiał.

Czy jednak chciałbym zostać z nim na dłużej? Na wyrażenie tak jednoznacznego poglądu jest jeszcze za wcześnie. Kontynuuję więc moją przygodę z Lumiksem G9 i systemem Micro 4/3. Liczę na to, że gdy wrócę tutaj z pełną recenzją tego aparatu, nie będę miał już najmniejszych wątpliwości co do tego, czy warto kupić ten aparat, czy też lepiej szukać sprzętu idealnego gdzie indziej.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA