To nie tak, że gdy złamią konsolę, zadziałają na niej nielegalne gry. Piractwo odeszło bezpowrotnie
Z rozbawieniem obserwuję informację z ostatnich godzin, jakoby PlayStation 4 zostało złamane, co jest tożsame z otwartą furtką dla wszelkiej maści piratów. Drodzy korsarze, bukanierzy i matrosi - czas szabrownictwa na stacjonarnych konsolach odszedł bezpowrotnie. Nie wróci. Musicie się z tym pogodzić.
Wielu internautów utożsamia tak zwany jailbreak konsoli z możliwością uruchamiania na niej pirackiego oprogramowania. W rzeczywistości między jednym a drugim zionie gigantyczna przepaść. Udana próba złamania kodu nie jest tożsama z możliwością uruchamiania nielegalnych kopii gier. Dawniej jedno pojęcie stało obok drugiego, ale współcześnie wygląda to zupełnie inaczej. Wszystko się skomplikowało.
Czym jest jailbreak?
Jak wskazuje nazwa z języka angielskiego, chodzi o wyswobodzenie się z więzienia. W tym przypadku przez więzienie rozumiana jest zamknięta struktura systemu operacyjnego, która nie pozwala na ingerencję w jego działanie, spójność oraz kod. Możliwości sprzętu są celowo ograniczane, aby ten był wykorzystywany wyłącznie tak, jak przewidział jego producent. Zamknięte systemy mają stacjonarne konsole PlayStation 4 oraz Xbox One, a także hybrydowy Nintendo Switch.
Jailbreak, czyli wydostanie się z okowów producenta sprzętu i oprogramowania, bardzo często jest powiązany z zyskaniem dodatkowych możliwości przez użytkownika. Zazwyczaj są to niedostępne dla przeciętnego klienta opcje administratora serwisowego. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby do złamanego oprogramowania dopisać nowe, w pełni autorskie sposoby działania. Jak na przykład uruchamianie nielegalnych kopii gier, które nie będą podlegać procesowi uwierzytelniania. Tyle w teorii.
W praktyce Jailbreak przestał być utożsamiany z piractwem gier.
Niestety, sam piraciłem. Nie jestem z tego powodu dumny. Nie miałem się za sprytnego ani oszczędnego. Wiedziałem, że łamię postanowienia licencji, nie mam szacunku dla prawa autorskiego oraz działam na szkodę producentów wspaniałych gier wideo. Byłem najzwyczajniej w świecie zbyt ubogi, żeby pozwolić sobie na luksusowe dobro, jakim były gry wideo. Po upragnione PlayStation Portable pojechałem zbierać truskawki do Holandii. Gdy wróciłem z wymarzonym handheldem, niemal od razu go przerobiłem.
Piracili wszyscy. Przerobienie PlayStation Portable było tak dziecinnie proste, że niewykorzystanie możliwości wydawało się wręcz idiotyzmem. To były czasy chałupniczych przeróbek wszelakich. Znajomi modyfikowali PlayStation 2. Przerabiali Xboksy 360. Nawet dla taniego Wii nie było świętości. Piractwo na konsolach jawiło się jako zjawisko powszechne. Nie tłumaczę w ten sposób swojego zachowania. Pokazuję jedynie kontekst sytuacji.
Kontekst był bowiem taki, że złamanie oprogramowania konsoli wydawało się równoznaczne z możliwością uruchamiania nielegalnych kopii. Po informacji o pokonaniu zabezpieczeń konsoli czekało się na uniwersalnego jailbreaka, a z czasem pirackie wersje systemowego oprogramowania. Taka była wtedy rzeczywistość. Dzisiaj jest diametralnie inaczej.
Współcześnie łamanie konsol to wyzwanie dla hakerów, którym nie zależy na piractwie.
Specjaliści traktują zabezpieczenia Nintendo, Sony i Microsoftu jako wyzwanie. Niczym zadanie domowe. Swoje hobby. Łamacze zazwyczaj nie dzielą się autorskimi narzędziami. Wręcz przeciwnie - informują producentów o lukach, dzięki czemu konsole stają się bardziej odporne na ingerencje z zewnątrz. Zdarzało się również, że wielkie firmy oferowały hakerom stanowiska albo zatrudniały ich w roli konsultantów lub testerów bezpieczeństwa.
Sytuacja sprzed kilkudziesięciu godzin była trochę inna. Tym razem najnowszy jailbreak konsoli PlayStation 4 został udostępniony w Internecie. Oznacza to, że w teorii każdy zainteresowany może go pobrać i wykorzystać. O ile oczywiście posiada odpowiednie kompetencje i wiedzę. W jaki sposób? Na przykład uruchamiając nieoficjalne aplikacje typu homebrew. To jednak wciąż coś zupełnie innego, niż możliwość korzystania z pirackich obrazów gier.
W praktyce Sony już wieki temu załatało lukę systemową pozwalającą na skorzystanie z opublikowanego jailbreaka. Gigant zrobił to za pomocą aktualizacji oprogramowania, które będzie się wpychać na konsolę rękoma i nogami. Drzwiami i oknami. Nowe produkcje potrzebują wszakże aktualnej wersji systemu. Oznacza to, że albo będziemy bawić się z jailbreakiem, albo z grami wideo. Inaczej wkładając płytę do napędu PS4 zostaniemy poproszeni o aktualizację oprogramowania.
Działy do zaszywania luk to najbardziej aktywne komórki Microsoftu, Nintendo oraz Sony.
Technologiczny giganci posiadają specjalne struktury, które mają reagować w ciągu kilkudziesięciu godzin. Ktoś zauważył lukę? Dwa dni i już jej nie ma. Łatka trafia do globalnej dystrybucji, obejmując zasięgiem miliony użytkowników. Jeżeli producent ma taki kaprys, jej instalacja może być konieczna aby cieszyć się grami w trybie online. Bez niej instalacja nowych produkcji, dostęp do sklepu PS Store oraz zarządzanie środkami na koncie SEN z poziomu urządzenia może okazać się niemożliwe.
Jeżeli zastanawialiście się, co wnoszą pozornie puste aktualizacje poprawiające „stabilność i wydajność“, to w dużej mierze właśnie aktualizacje zabezpieczeń. Współczesne stacjonarne konsole są tak sprzężone z sieciową infrastrukturą oraz pudełkową dystrybucją, że aktualizacja oprogramowania jest musem. Nie da się jej przeskoczyć, jeżeli chcecie korzystać z konsoli jak typowy konsument.
Narzędzia bezpieczeństwa, jakimi dysponują dzisiaj producenci konsol, dają gigantyczną przewagę nad piratami. Dlatego gdy czytasz, że ktoś złamał daną konsolę, możesz być pewny dwóch rzeczy - po pierwsze, wciąż nie uruchomisz dzięki temu nielegalnych kopii. Po drugie - łatka zaszywająca lukę jest już w drodze, albo wylądowała nim nawet dowiedziałeś się o jailbreaku.