Nintendo Switch to „konsola dla dzieci”. Pewnie dlatego wychodzi na nią Doom, Wolfenstein II i Resident Evil
Są takie zdania, od których nóż otwiera się w kieszeni. Na przykład: „człowiek i tak nie widzi więcej niż 30 klatek na sekundę” albo „Nintendo robi konsole dla dzieci”. Najnowsza prezentacja Nintendo Direct to kolejny dowód na to, jak niezrozumiała bywa w Polsce idea stojąca za Switchem.
Sprowadzając Nintendo do roli twórców „konsol dla dzieci” daje się świadectwo zupełnego niezrozumienia polityki tej firmy. To prawda, że Nintendo produkuje gry przyjazne najmłodszym. Dopasowane do ich umiejętności. Wrażliwości. Spojrzenia na świat. To jednak tylko część szerszego planu. Z drugiej strony, tytuły Wielkiego N mają być na tyle grywalne i satysfakcjonujące, aby zadowolić starszych, bardziej wymagających graczy. W ten sposób Japończycy tworzą coś godnego uznania - łączą pokolenia. Spajają odmienne generacje, które wspólnie bawią się przed jednym TV, grając w Mario Kart, ARMS, Mario Party czy Wii Sports.
Jeżeli uważasz, że dorośli, poważni gracze muszą katować głównie Call of Duty i FIFĘ, to po prostu nie grałeś w dobre gry.
Z Nintendo Switchem w torbie przyłapywane są gwiazdy sportu, celebryci, aktorzy i artyści. Piłkarze FC Barcelony zabijają z tą konsolą czas w samolotach i autokarach. Popularna aktorka Brie Larson gra w najnowsze The Legend of Zelda, aktywnie rozmawiając z Nintendo za pomocą oficjalnego konta na Twitterze. Danny Brown katuje Breath of the Wild między koncertami. Jimmy Fallon nosi swojego Switcha w służbowej walizce, z kolei raper Soulja Boy paraduje przed obiektywem z konsolą i skrętem.
To nie są dzieci. Nie są to także opłaceni, podstawieni influencerzy. Nintendo nie kryje się z osobami, które wynajmuje do promocji swojego produktu. Kimś takim jest na przykład popularny wrestler John Cena. Wątpię jednak, żeby ktokolwiek nazwał Fallona, Brie Larson czy piłkarzy Barcelony dziećmi. To ludzie sukcesu, których nie obchodzą konsolowe wojny czy podział na platformy. Oni po prostu grają w dobre gry na dobrych sprzętach. Tyle.
Najnowszy Nintendo Direct to kolejny dowód na to, że Nintendo Switch nie jest konsolą wyłącznie dla dzieci.
Hybrydowa konsola Wielkiego N posiada większą dynamikę sprzedaży niż Xbox One. W Japonii urządzenie sprzedaje się szybciej niż PlayStation 4. Produkt jest sprzedażowym hitem na rynkach Zachodniej Europy, a największe amerykańskie sieci RTV-AGD wciąż nie rozwiązały problemu z niedoborem konsol. Wszystko to zaczynają dostrzegać wydawcy, którzy powoli wchodzą na Switcha. FIFA18, NBA2K17, Stardew Valley, LEGO Marvel Heroes 2, Steep, Dragon Ball Xenoverse 2, Syberia, Axiom Verge, Farming Simulator (?!), Skyrim, Sonic Forces, Rime, L.A. Noire, WWE2K18, SteamWorld Dig 2, Just Dance 2018, Worms W.M.D, Rocket League czy Payday 2 to wszystko gry zewnętrznych producentów, które pojawią się na Switchu przed końcem 2017 roku.
Mowa o tak zwanej pierwszej fali. Grupie wydawców, która podjęła ryzyko wejścia na Switcha jeszcze przed oficjalnymi wynikami sprzedaży konsoli. Nie zdziwię się, jeżeli właśnie teraz masa dystrybutorów podejmuje kluczowe decyzje, które zaprocentują biblioteką gier na 2018 rok. Nim jednak do tego dojdzie, na Switchu zagram w kilka gier, które… co tutaj dużo mówić, są hardkorowymi produkcjami 18+. Najnowszy Nintendo Direct przyniósł sporo niespodzianek.
Doom, Wolfenstein: The New Colossus oraz Resident Evil Revelations (1 i 2) pojawią się na Switchu.
Doom. Switch. Nintendo. Niezależnie jakbym nie ułożył tych wyrazów, one do siebie po prostu nie pasują. Mimo tego intensywna, krwawa, brutalna i naprawdę grywalna strzelanina FPP pojawi się na konsoli Japończyków. Nie mam bladego pojęcia, jak Bethesda zamierza zmieścić Dooma na kartridżu Switcha, zachowując poprawną warstwę wideo. Brakuje mi wyobraźni, aby zrozumieć, jak taka gra zadziała na pierwszej Tegrze. Patrzę jednak na te kilka sekund z rozgrywką i wiem, że będzie dobrze. Skoro Bethesda wcisnęła do Switcha TES V: Skyrim, to i Doom się zmieści. No a skoro Doom, tutaj już rzut beretem do nadchodzącego Wolfenstein: The New Colossus.
Oczywiście wersje dedykowane Switchowi w radykalny sposób będą się różnić od tych na PS4, XONE oraz PC. Gry dla Nintendo zapewne dostaną gorszą rozdzielczość (zgaduję, że 720p w trybie mobilnym, 900p w stacjonarnym). Obraz będzie znacznie mniej ostry. Do tego zaawansowane efekty graficzne zostaną wykastrowane, a tekstury stracą na wyrazistości oraz szczegółowości. Zasięg widzenia pewnie zostanie obcięty, tak samo jak liczba klatek na sekundę.
Mimo tego, walor mobilności wciąż wynagradza mi te technologiczne niedociągnięcia.
Pełnoprawny Doom, w którego nie tak dawno temu zagrywałem się na PS4, zadziała podczas podróży w pociągu. Bez żadnych kabli. Wow! Naprawdę robi to na mnie wrażenie. Uwielbiam mobilny aspekt gier wideo i cieszy mnie, że tacy wydawcy jak Bethesda, Ubisoft, Capcom czy Konami w dalszym ciągu rozumieją moje zafiksowanie na punkcie handheldów.
Na tle Wolfensteina II oraz Dooma dosyć blado wypada pakiet dwóch horrorów z serii Resident Evil: Revelations. Warto jednak odnotować, że wydawcy rasowych horrorów również myślą o tej platformie. Ciekawe, co będzie następne. The Evil Within od Bethesdy? Silent Hill od Konami? Może Fatal Frame, które swojego czasu pojawiło się na umierającym Nintendo WiiU?
Czuję w kościach, że po dobrym roku 2017, następujący 2018 będzie dla Switcha rewelacyjny. Nie tylko ze względu na gry od Nintendo (Pokemony! Metroid Prime 4!), ale właśnie z powodu zaangażowania podmiotów trzecich. To brak obecności gier zewnętrznych deweloperów zabił WiiU. Japończycy nie chcą powtórzyć tego błędu, rozpieszczając twórców niezależnych oraz zewnętrznych dystrybutorów. Jestem przekonany, że w połączeniu ze świetną sprzedażą Switcha (pierwszy sezon świąteczny dopiero przed tą konsolą!) da to rezultaty, które poczuje każdy posiadacz tego sprzętu.