Smutna deklaracja NASA: nie stać nas na wysłanie ludzi na Marsa
Kiedy ludzie polecą na Marsa? Nie wie tego nawet NASA. O ile wcześniej podawany był dość szeroki termin lat trzydziestych XXI wieku, teraz agencja wycofuje się z podawania nawet przedziałów czasowych.
Gdy pod koniec 2014 r. NASA pisała o projekcie Journey to Mars padały orientacyjne terminy realizacji załogowej misji. Pochodziły one z planów sporządzonych w 2010 r. Pierwszym etapem miało być wysłanie ludzi na planetoidę. Stać się to miało do 2025 r. Terminu załogowego lotu na Marsa nie sprecyzowano, ale pojawił się przedział lata 30. XXI w.
Dziś NASA przyznaje, że tak naprawdę nie wie, kiedy nasz gatunek postawi stopę na Czerwonej Planecie. William H. Gerstenmaier, dyrektor NASA do spraw załogowych lotów kosmicznych stwierdził, że nie jest w stanie podać daty lądowania ludzi na Marsie.
Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze.
To stare powiedzenie, jak ulał pasuje do sytuacji. Gerstenmaier daje do zrozumienia, że brak konkretów płynie z niedostatków w budżecie. - Nie mamy systemów powierzchniowych dostępnych dla Marsa - mówił. - Wejście, zejście i lądowanie są ogromnym wyzwaniem dla nas w przypadku Marsa - dodał.
Co to znaczy? Przede wszystkim to, że NASA wydała bardzo dużo na system SLS, który miałby wynieść w przestrzeń statek z ludźmi, jak i na samą kapsułę Orion. Trzeba pamiętać, że agencja planuje wiele misji, wśród nich bardzo ważną dla zadania marsjańskiego stację orbitalną wokół Księżyca. Deep Space Gateway byłby czymś w rodzaju stacji przesiadkowej w podróży na Czerwoną Planetę.
Nie tylko NASA chce wysłać ludzi na Marsa.
W czasie zimnej wojny wyścig kosmiczny napędzała polityka. Rywalizacja między Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim przyczyniła się choćby do realizacji misji księżycowych. Po upadku ZSRR sytuacja zasadniczo się zmieniła. Rosjanie od lat mówią o bazie księżycowej, ale w tej kwestii niewiele się dzieje. Dziś konkurencją dla amerykańskiej agencji jest raczej SpaceX Elona Muska.
Konkurencja to nieco dziwna, bo przecież NASA korzysta z rakiet Muska w misjach zaopatrzeniowych na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Docelowo SpaceX i Boeing mają transportować na orbitę również astronautów.
Misje zaopatrzeniowe, ale również inne komercyjne loty na orbitę, są dla SpaceX świetnym poligonem doświadczalnym w kontekście dalekosiężnych planów Muska. Przedsiębiorca przedstawił niedawno ciekawe wyliczenia. Wynika z nich, że podróż 12-osobowej załogi na Marsa kosztować będzie od 100 do 200 mld dol.
Powodzenie misji zależy od środków na nią. Musk mówi o tym od dłuższego czasu otwartym tekstem. I nie ogranicza się do teorii. SpaceX prowadzi przecież program odzyskiwania pierwszych stopni rakiet Falcon 9. Wielokrotne wykorzystanie rakiet może dawać nawet 30 proc. oszczędności. To ważne, bo plan SpaceX zakłada, że będą one wielokrotnie wracać na Ziemię po paliwo.
NASA nie potrafi wskazać terminu, a Elon Musk w ubiegłym roku mówił o początku w 2023 r. Wizja jest epicka, bo twórca Tesli i SpaceX chce zbudować stację na Marsie, która mogłaby przyjąć milion mieszkańców. Przewiduje na pełną realizację od 40 do 100 lat.
Kolonizacja Marsa to ogromne wyzwanie.
To ciekawe, że według Muska prędzej ludzie polecą na Marsa niż doczeka się realizacji inny jego projekt, Hyperloop. W przypadku superszybkiego transportu pada termin 2029 r. Już niedługo zatem będziemy mogli zweryfikować ile warte są zapewnienia przedsiębiorcy.