Pogłoski są prawdziwe. Sony MDR-1000X to słuchawki z najlepszą redukcją hałasu - pierwsze wrażenia
Kiedy usłyszałem, że Sony ma w swojej ofercie słuchawki z jeszcze lepszą redukcją szumów, niż osławione Bose QC35, nie chciało mi się w to wierzyć. A potem MDR-1000X przyjechały do mnie na testy i wystarczyło kilka chwil, bym się przekonał, że pogłoski są prawdziwe.
Pełną recenzję słuchawek Sony MDR-1000X przeczytacie na Spider’s Web za kilka dni. Tymczasem chciałem podzielić się pierwszymi wrażeniami, jakie wywarły na mnie te bezprzewodowe puszki. Bo – przyznaję szczerze – było to ogromne zaskoczenie.
Co na papierze, to w rzeczywistości. I jeszcze więcej.
Niejednokrotnie zdarza się, że patrzymy na konstrukcję audio na papierze, widzimy szerokie spektrum częstotliwości i złote góry obiecane przez producenta, ale po założeniu słuchawek na uszy… nic z tego nie wynika.
Sony MDR-1000X w rzeczywistości przebijają to, co możemy wnioskować po ich specyfikacji.
W tym konkretnym przypadku producent obiecuje pasmo przenoszenia od 4 Hz do aż 40 kHz. Te częstotliwości dostarczają do naszych uszu 40-milimetrowe membrany LPC powlekane aluminium, co powinno niwelować wszelkie zakłócenia, a dodatkowo słuchawki natywnie wspierają kodek LDAC (odpowiedzialny za wysoką jakość dźwięku przy transmisji Bluetooth) oraz technologię DSEE HX (podnoszącą jakość skompresowanych plików).
Te wszystkie cyferki i dziwne akronimy, które pewnie wielu czytelnikom nic nie mówią, przekładać się mają na to, że Sony MDR-1000X są w stanie odtworzyć dźwięk w jakości High-res audio; a więc jakości iście audiofilskiej.
Tyle w teorii. Podobne cuda obiecywał już niejeden producent i niejeden raz po założeniu słuchawek na uszy czekało na słuchacza rozczarowanie. Tym razem było zupełnie inaczej. Już kilka pierwszych dźwięków przesłuchanych na MDR-1000X utwierdziło mnie w przekonaniu, że Sony wie, co robi.
Pełne wrażenia opiszę w recenzji, ale tutaj dość powiedzieć, że Sony MDR-1000X to jedne z naprawdę nielicznych słuchawek Bluetooth, które dorównują jakością drogim, przewodowym konstrukcjom. Połączenie wysokiej jakości źródła dźwięku z MDR-1000X dostarcza jakość brzmienia, która do niedawna była zarezerwowana wyłącznie dla bardzo drogich słuchawek przewodowych, podłączonych do dodatkowego wzmacniacza.
Brzmienie to tylko połowa opowieści o Sony MDR-1000X. Drugą połową jest to, czego nie słychać.
Jak nadmieniłem we wstępie, stało się to, co uważałem za niemożliwe – Bose QC35 zostały zdetronizowane w królestwie aktywnej redukcji szumów.
Sony w przypadku MDR-1000X podeszło do kwestii ANC bardzo poważnie i nie poprzestało na prostym wycinaniu częstotliwości, starając się jak najmniej wpływać na brzmienie słuchawek. Japoński producent poszedł o krok dalej i obdarzył aktywną redukcję szumów „inteligencją”.
Słuchawki MDR-1000X wykorzystują podwójny sensor, jeden na zewnątrz, drugi wewnątrz konstrukcji, by dokonywać dokładnych pomiarów dźwięków otoczenia, oraz… kształtu naszego kanału słuchowego.
Po przytrzymaniu przycisku NC na puszce, słuchawki wydają z siebie serię dźwięków, a sensor dokonuje pomiarów ich odbicia wewnątrz ucha. W efekcie Sony MDR-1000X dostosowują redukcję szumów do indywidualnej budowy ciała, a także dostosowują się do otoczenia.
Efekt? W tych słuchawkach świat po prostu przestaje istnieć.
Po tumulcie sunącego po szynach pociągu pozostaje tylko nieznaczny odgłos. Włączając ANC w gwarnym biurze nagle czujemy się, jakbyśmy usiedli w dźwiękoszczelnej kabinie. Gdy zakładałem słuchawki w domu, siedząc przy komputerze, przestawałem słyszeć klawiaturę. Wychodząc w Sony MDR-1000X na ulicę odgłosy świata zdają się dobiegać z oddali.
Innymi słowy, ANC w Sony MDR-1000X działa wzorowo, a do tego nie wpływa nawet w najmniejszym stopniu na jakość brzmienia.
Redukcja dźwięków otoczenia jest tak dobra, że wręcz… niebezpieczna. Bo jeśli np. idziemy ulicą w tych słuchawkach, z pewnością nie usłyszymy dzwoniącego na nas rowerzysty czy trąbiącego samochodu. Dlatego też MDR-1000X wyposażono w tryb ambient sound, który dopuszcza przez słuchawki odrobinę świata zewnętrznego.
Ten tryb ma dwa warianty: w pierwszym słuchawki przepuszczają tylko częstotliwości ludzkiego głosu (żebyśmy nie przegapili np. ogłoszenia o odjeździe pociągu na dworcu), a drugi transmituje do wnętrza puszek wyciszoną wersję tego, co dzieje się dookoła nas. Bardzo użyteczne i wręcz niezbędne, jeśli chcemy korzystać ze słuchawek w miejscach publicznych.
Ambient sound niesamowicie przydaje się też w sytuacji, kiedy słuchamy muzyki i ktoś nagle do nas podchodzi, żeby o coś zapytać, porozmawiać. W słuchawkach Sony MDR-1000X nie musimy przerywać słuchania muzyki, by odpowiedzieć komuś, która jest godzina. Wystarczy, że przyłożymy dłoń do puszki - słuchawki nie spauzują muzyki, lecz ją wyciszą, jednocześnie wzmacniając częstotliwości dobiegające z zewnątrz sprawiając, że głos rozmówcy będzie słychać wyraźnie nawet w hałaśliwym otoczeniu. Bardzo użyteczne.
Fantastyczne brzmienie i doskonała redukcja hałasu. Czego chcieć więcej?
Sony MDR-1000X zjednały mnie sobie już po pierwszych kilku chwilach, gdy przekonałem się, jak dobrze grają i jak dobrze niwelują świat zewnętrzny. Jednak brzmienie i ANC to nie wszystko, czego oczekujemy od nowoczesnych słuchawek Bluetooth, szczególnie kosztujących tak duże pieniądze.
Co z wygodą noszenia? Jak wypada jakość wykonania? Ile pracują na jednym ładowaniu? O tym wszystkim dowiecie się niebawem z pełnej recenzji.
Tymczasem zostawię was z tym: jeśli szukacie słuchawek z absolutnie najlepszą redukcją hałasu, nie musicie szukać dalej. Ten tytuł bezsprzecznie należy do Sony MDR-1000X.