Ta maszynka do golenia "myśli" za ciebie. I jest nafaszerowana technologiami
Czasami zdarza się, że otwierasz oczy, rozbudzasz się i już czujesz pod skórą - coś poszło nie tak. Nie włączył się alarm. Rozładował się smartfon. Jesteś spóźniony, a przed tobą ważne spotkanie. W takich sytuacjach niezależnie od przywiązania do brzytwy i ostrzałki najlepszym przyjacielem człowieka zawsze zostaje inny przedmiot - maszynka do golenia.
Bywa, że na skutek złośliwości rzeczy martwych, „jeszcze pięciu minut” w łóżku lub nieustannie przedłużanej funkcji drzemki na smartfonie nie możemy poświęcić swojemu wyglądowi tyle czasu, ile byśmy chcieli i na ile zasługujemy. Fani „klasycznych” rozwiązań, takich jak brzytwy, pędzle z kremem, pasy i ostrzałki nie mają czasu, aby użyć swojego sprzętu. Komunikacja miejska na nas nie poczeka, tak samo jak nie poczeka szef w pracy ani wykład na uczelni. Trzeba się spieszyć. Trzeba dokonać kompromisów. Wtedy najlepszym przyjacielem mężczyzny zostaje maszynka do golenia.
Są jednak maszynki i maszynki.
Większość czytelników Spider’s Web doskonale wie, że maszynka maszynce nierówna. Od zawsze czułem to na własnej skórze. Dosłownie. Mam kręcone, twarde włosy, które są wyjątkowo niewdzięczne i oporne przy goleniu. W nastoletnich czasach, gdy człowiek średnio przywiązywał wagę z czego korzysta, dolna część mojej twarzy wyglądała jak pas ziemi niczyjej między ufortyfikowanymi pozycjami Niemców i Francuzów podczas Pierwszej Wojny Światowej. Pamiętam, że korzystając z tanich i byle jakich maszynek golenie z włosem było jedynym ratunkiem.
Od czasu mojej młodości minęło sporo czasu. Maszynki nieustannie ewoluowały. Nieustannie powiększała się także przepaść między tanimi, „bezimiennymi” ostrzami oraz markowymi produktami z technologiami o kosmicznych nazwach, które równie dobrze pasują do zaawansowanych kart graficznych i procesorów. Producenci ostrzy tacy jak Gillette od dłuższego czasu opierają kampanie reklamowe o autorskie technologie, opracowywane we własnych laboratoriach, przy użyciu wykwalifikowanego personelu w białych kitlach.
Takie „laboratoria maszynek” istnieją naprawdę
Centrum Innowacji Gillette znajduje się w brytyjskim mieście Reding. Wielki, wyłożony czerwoną cegłą budynek mieści pół tysiąca osób, którym przyświeca jeden cel - stworzenie jak najlepszych, najcieńszych, najostrzejszych i najbardziej bezpiecznych maszynek na świecie. Zadanie nie jest łatwe, biorąc pod uwagę diametralnie odmienną specyfikę ludzkiego włosa oraz ludzkiej skóry i naskórka. To dwa różne światy, które trzeba ze sobą godzić przy opracowywaniu każdego nowego rozwiązania.
Właśnie dlatego Gillette współpracuje z polskim producentem drukarek 3D - firmą Zortrax. Nasze drukarki błyskawicznie tworzą prototypowe modele maszynek, które można od razu użyć na niezwykle odważnych, poświęcających swoje twarze w imię nauki ochotnikach z Reding. Gillette chwali się, że dziennie goli przynajmniej 80 lokalnych mieszkańców. Wyniki tego procesu są śledzone za pomocą kamer, które radzą sobie z… 2 milionami klatek na sekundę. Dzięki tego pracownicy Centrum Innowacji z pedantyczną dokładnością mogą zaobserwować, jak zachowuje się każde ostrze i każdy włos na twarzy człowieka.
Prototypów oraz modeli testowych strzeże czujna ochrona. W Centrum Innowacji nie można robić żadnych zdjęć ani nagrywać wideo. Gillette ma na względzie kwestie bezpieczeństwa oraz poufność własnych technologii. Restrykcyjna wewnętrzna polityka ma przeciwdziałać korporacyjnemu szpiegostwu. Brzmi zbyt fantastycznie? Przestaje, kiedy weźmiecie pod uwagę, że prace nad doskonale wam znanym modelem Gillette Mach3 pochłonęły 750 milionów dolarów. Wypłynięcie projektu byłoby katastrofą.
To, co firma chce pokazać na zewnątrz, to nowoczesne technologie którymi walczy o uwagę czytelników Spider’s Web
Dla Gillette priorytetem zawsze było to, aby ich maszynka „myślała” o bezpieczeństwie i dokładności za swojego użytkownika. Abyśmy rano po prostu przykładali przedmiot do niewyspanej twarzy, nie musząc zachowywać podobnej czujności co w przypadku brzytwy oraz jednorazowych, bezimiennych, tanich ostrzy. Precyzja, dokładność, bezpieczeństwo - na takich filarach powstawały doskonale znane Polakom modele. Najpierw wyposażony w pasek nawilżający Mach3 (1998), a następnie posiadający trymer i pięć ostrzy Fusion (2006).
Teraz Gillette wprowadza na rynek nowy, najbardziej najeżony autorskimi technologiami model w historii tej firmy. To Fushion Proshield, oparty o cztery kluczowe rozwiązania:
- Precyzyjny trymer - umieszczony z tyłu ostrzy, który przycina zarost w trudniej dostępnych miejscach takich jak baczki oraz obszar pod nosem.
- Dwa paski nawilżające - pod nazwą ProShield kryją się dwie powierzchnie nawilżające z dodatkową odrobiną oleju mineralnego. Jedna styka się ze skórą przed ostrzami, druga zaraz po nich, łagodząc naskórek.
- Rączka FlexBall - ruchoma, okrągła nasada to według Gillette ich klucz do natychmiastowego, szybkiego golenia niewymagającego poprawek. Dzięki ruchomej rączce nasada maszynki zawsze dopasowuje się do unikalnego kształtu twarzy.
- Najcieńsze ostrza w historii firmy - Gillette chwali się, że pięć nowych ostrzy zapewnia ostrość większą od chirurgicznych skalpeli. Firma uważa, że osiągnęła maksymalny kompromis między cienkością swoich ostrzy, a ich trwałością na skutek nacisku. Oczywiście trymer pozostał na swoim miejscu.
Według wewnętrznych badań firmy, na skutek zastosowanych technologii maszynka Gillette Fushion Proshield W CAŁOŚCI eliminuje potrzebę dodatkowych, korygujących pociągnięć w miejscu, w którym przejechaliśmy pięcioma cienkimi ostrzami. Bardzo odważne twierdzenie. Na pewno zweryfikuję je na własnej skórze, gdy tylko znowu będę walczył z czasem, aby nie spóźnić się na pociąg.
Co znając moje zamiłowanie do zarywania nocy przy grach wideo nastąpi wcześniej niż później.