To ostrze warto mieć przy sobie w każdej podróży - sprawdzamy nóż Cold Steel Voyager
Stal nierdzewna ostra jak skalpel, lekkość i wytrzymałość – to trzy najważniejsze cechy Voyagera, noża, który warto mieć przy sobie każdego dnia.
Cold Steel Voyager jest nożem EDC (Everyday Carry) – do codziennego noszenia. Ja zabrałem go w podróż – na Tajwan, dla poczucia bezpieczeństwa, pomocy w codziennych zajęciach i przygotowywaniu posiłków.
Wybrałem go, ponieważ odpowiadał mi jego średni rozmiar (głownia ma 10 cm) i niska waga (120 g). Ma to dla mnie ogromne znaczenie, kiedy cały dobytek muszę zmieścić w plecaku dźwiganym na plecach.
Dlaczego nóż składany, a nie z głownią stałą?
Często poruszałem się po mieście z nożem przypiętym na klipsie do paska od spodni. W przypadku noży z głownią stałą nie mógłbym czegoś takiego zrobić, bo przyciągałbym zbyt dużo uwagi, co mogłoby się skończyć nawet utratą narzędzia przez bliskie spotkanie ze służbami porządkowymi.
Różnie mogliby też reagować ludzie. W końcu na Tajwanie koncept prywatnej przestrzeni praktycznie nie istnieje. A chodniki bywają bardzo zatłoczone.
Ostrze schowane w rękojeści gwarantuje bardziej skryte noszenie, które przydaje się w miejskiej dżungli, ale także na drodze – zwłaszcza w moim przypadku, czyli przy podróży autostopem.
Czynniki, jakie kierowcy biorą pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o wzięciu autostopowicza są dwa (nawet jeśli są to rolnicy jadący na zbiory ryżu). Pierwszym jest ich cel, czyli czy jadą w kierunku jaki autostopowicz wypisał na trzymanej w rękach kartce. Drugim jest wygląd samego autostopowicza: czy jest schludny, przemoknięty i czy może stwarzać niebezpieczeństwo.
Jeśli zaś chodzi o samo stopowanie, to niekiedy pomoc miejscowych jest nieoceniona przy zapisywaniu nazw miejscowości.
Uwierzcie mi – jest to ogromna zaleta. W zeszłym roku podróżowałem na stopa po Mołdawii: pięknym, choć biednym kraju taniego wina i przyjaznych ludzi. Pewien kierowca, który zabrał mnie do Soroków, miasta słynącego z cygańskich rezydencji, prowadził starą Ładę tylko jedną ręką, bo drugą miał unieruchomioną w gipsie.
Instynkt przetrwania chyba mi wówczas nie zadziałał, bo ochoczo zapakowałem się na miejsce pasażera, aby obserwować jak kierowca brzuchem przytrzymuje kierownicę w czasie zmiany biegów. Na szczęście dotarliśmy do celu w jednym kawałku.
Choć nóż składany zajmuje mniej miejsca i w podróży jest dla mnie wygodniejszy, to nóż z głownią stałą jest na pewno trwalszy i bezpieczniejszy, bo głownia nie może się w nim złożyć w razie wypadku.
W przypadku Voyagera zabezpieczeniem jest blokada Tri-Ad lock. Widać ją bardzo dobrze pod postacią kawałka metalu z góry rękojeści. Po otwarciu noża zazębia się ona z wcięciem w tylnej części głowni. Uniemożliwia to ruch powrotny dopóki nie przyciśniemy blokady. O przypadkowym wciśnięciu mowy być nie może, bo wymagana jest dość duża siła.
Idealna rękojeść powinna być wystarczająco duża, aby bez problemu zacisnąć na niej 4 palce w wygodnym chwycie. Każdy ma inną dłoń i place o różnej długości, więc przed zakupem najlepiej sprawdzić czy nóż pasuje nam do ręki – zupełnie tak, jak z zakupami myszki komputerowej.
W Voyagerze mamy wyprofilowaną, łukowo wygiętą rękojeść z wgłębieniami na palce. Przez to nóż trzyma się świetnie, ale tylko w jednym chwycie. Rękojeść wykonana z kompozytu szklano-nylonowego Griv-Ex jest o wiele bardziej odporna na działanie warunków atmosferycznych niż np. skóra czy drewno, ale z drugiej strony mniej amortyzuje wstrząsy. Te niedostatki absolutnie giną we mgle zalet, gdyż w pewnych kwestiach trzeba po prostu pójść na kompromis.
Nóż jest na tyle uniwersalny, że można nim zarówno kroić marchewkę na plasterki czy strugać patyki na ognisko.
Gładkie ostrze o profilu clip point wykonano ze stali nierdzewnej Carpenter CTS BD1 Alloy. Głownię wykończono w technologii stonewash – „kamiennej kąpieli”, dzięki czemu ewentualne, nowe rysy mogą się zlewać z fabrycznymi pochodzącymi od kamieni ściernych.
Mocowanie na klips jest zwłaszcza pomocne w nagłych sytuacjach, np. kiedy mamy tylko jedną wolną rękę i nie możemy sięgać do „nerki”, albo plecaka. Wówczas wygodnie sięgamy ręką do spodni i otwieramy nóż. Można to zrobić kciukiem, dzięki umieszczeniu wystających kołków na głowni. Wymaga to jednak nieco wprawy.
Nóż jest tak dobry, jak stal, z której go wykonano.
Voyager jest ostry jak skalpel. Jestem przekonany, że gdybym wylądował na bezludnej wyspie i dostał nagle zapalenia wyrostka, to mógłbym się nim sam operować (pozdrawiam fanów Lost: Zagubieni).
Jak też widzicie na załączonym obrazku stal pochodzi z Tajwanu. Wróciła więc do miejsca swoich narodzin.
A dlaczego miałbyś się zdecydować na kupno oddzielnego noża, skoro „prawie” takie samo ostrze masz w scyzoryku czy multitoolu? Takim jak np. Letherman Signal, który również zabrałem na Tajwan?
Odpowiedź to komfort i pewność.
O wiele łatwiej i wygodniej korzysta się z większego, dedykowanego ostrza, które otworzyć można jedną ręką. Jest ono większe i bezpieczniejsze – tak dla użytkującego, jak i dla jego otoczenia.
Voyager ma o wiele pewniejszą blokadę i jest znacznie ostrzejszy niż cokolwiek co wziąłbym ze sobą w multitoolu czy scyzoryku.
Nóż to podstawowe wyposażenie każdego myśliwego, wędkarza, survivalowca, ale i podróżnika. Sprawdzany przez mnie Cold Steel Voyager możecie kupić w sklepie Militaria.pl za 299 zł.
To więcej niż w przypadku noży „z supermarketu”, ale w tym przypadku płacicie za jakość i wytrzymałość. Ten nóż jest ostry i będzie ostry, zaś nóż z supermarketu będzie ostry… na początku, a później w najmniej odpowiednim momencie się złamie.
Czasami lepiej zapłacić więcej, niż przeżyć zawód w momencie próby.