REKLAMA

Overwatch obchodzi pierwsze urodziny. Gra wzięła mi 170 godzin z życia, a pewnie weźmie drugie tyle

Jeżeli chodzi o stosunek ceny do czasu spędzonego z produktem, Overwatch to jeden z najlepszych zakupów, jakie mam na koncie. Gra jest dla mnie królową sieciowych strzelanin, która bije na głowę wszelkie Battlefieldy czy Counter Strike’a.

Overwatch obchodzi pierwsze urodziny. Gra wzięła mi 170 godzin z życia
REKLAMA
REKLAMA

Oczywiście tych gier nie można porównywać w sposób bezpośredni. Battlefield to niezobowiązujące, epickie starcia na wielkich arenach. Counter Strike jest wymagającą, bezlitosną, dynamiczną strzelaniną. Z kolei Overwatch to tytuł stawiający na podział ról oraz zadań, z wielkim naciskiem położonym na specjalne umiejętności. Chociaż wszystko to strzelaniny, pod względem mechaniki gry są od siebie tak różne, jak to tylko możliwe.

W moim przypadku Overwatch całkowicie wygryzł konkurencję i zdominował sieciową rozgrywkę ze znajomymi.

Chociaż moi internetowi towarzysze broni posiadają większość popularnych sieciowych strzelanin, chociaż często umawiamy się na „seryjkę w BF-a”, ostatecznie zawsze lądujemy przy grze Blizzarda. Uruchamiamy Overwatcha obiecując sobie, że zagramy „do pierwszej porażki”. No i nagle, ni stąd ni zowąd, jakimś cudem dochodzi 2 w nocy. My z kolei albo jesteśmy po euforycznej serii zwycięstw, albo płaczemy nad straconą rangą, pogrążoną serią porażek.

Licząc wszystkie cztery sezony ligowych rozgrywek, z Overwatchem spędziłem mniej więcej 170 godzin. To około 7 pełnych dni nieustannego grania, bez przerw na jedzenie, picie oraz inne fizjologiczne potrzeby. W tym czasie rozegrałem prawie tysiąc (!) pojedynków, zabijając oponentów około 16 tysięcy razy, a także samemu ginąć ponad 8 tysięcy razy. Mimo tych zawrotnych wartości mam raptem 2616 ligowych punktów, co plasuje mnie raczej w roli przeciętniaka niżeli sieciowego wyjadacza. E-sportowcem zapewne nie zostanę.

Warto było „stracić” te 7 dni z życia? Oczywiście, bez dwóch zdań. Zrobiłbym to znowu, nawet się nie zastanawiając.

Przede wszystkim, to żadna strata, bawić się przy czymś, co daje masę frajdy. Równie dobrze przez ten okres mógłbym oglądać filmy i seriale. Tyle tylko, że wtedy nie byłbym w kontakcie ze swoimi internetowymi znajomymi, a to właśnie banda beznadziejnych obdartusów jest największą wartością dodaną do Overwatcha. Grają fatalnie. Nie mają za grosz zmysłu taktycznego. Są jak szympansy z karabinami desantowane na plaży Omaha. Jednak bez nich rozgrywka nie byłaby nawet w połowie tak przyjemna.

Gry pokroju Overwatcha, Battleborne’a, Paragona czy nawet Destiny diametralnie różnią się w odbiorze, gdy posiadamy paczkę skomunikowanych głosowo znajomych. Pracując na wspólne dobro drużyny, klanu czy gildii rozgrywka staje się o wiele bardziej motywująca. Nic tak nie cieszy w grach wideo jak progres całej ekipy, wyrażony emocjonującymi zwycięstwami, które kilka miesięcy temu byłyby jeszcze nie do osiągnięcia. Jak w jakimś tanim filmie familijnym na Polsacie, gdzie banda niedorajdów wspina się na szczyt ligi juniorów w kosza, hokeja czy piłkę nożną.

Dostałem wspaniałą grę, a Blizzard otrzymał worki z pieniędzmi.

Nieczęsto zdarza się, aby nowa marka odnosiła tak spektakularny sukces. W Overwatcha zagrało już ponad 30 milionów graczy (a przynajmniej tyle stworzono kont sieciowych), którzy wygenerowali ponad miliard dolarów przychodu dla Blizzarda. Oczywiście cena samej gry to tylko jeden kurek ze szmalem. Drugim są mikro-transakcje. Fani wydają masę pieniędzy na skrzynki z losową, kosmetyczną zawartością taką jak skórki dla ulubionych postaci, emotki czy pozy.

REKLAMA

Na całe szczęście przedmioty ze skrzynek nie mają wpływu na samą mechanikę oraz możliwości postaci. Overwatch to świetnie zbalansowana bestia, pomimo aż 24 unikalnych, diametralnie różnych postaci o zupełnie odmiennych atakach specjalnych. Blizzard wspiera swój tytuł jak żaden inny, na bieżąco produkując dodatkowych czempionów, areny, tryby oraz wydarzenia czasowe. Wsparcie Overwatcha powinno być wzorem do naśladowania dla innych deweloperów.

No, po części już jest, ponieważ w ciągu roku od wydania gra doczekała się bezczelnej kopii w postaci darmowego Paladins. Oczywiście producenci kalki twierdzą, że sprawa wygląda zupełnie inaczej.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA