Android Go ma osiągnąć to, czego się nie udało Androidowi One
Bez wątpienia Android jest gigantycznym sukcesem w krajach, które dopiero budują swoją strukturę informatyczną. Google chce jednak przyspieszyć ten rozwój. I udoskonala inicjatywę Android One. Tym razem w formie Android Go.
Nietrudno docenić Androida na telefonie, który posiada wielordzeniowy procesor i co najmniej 2 GB pamięci operacyjnej. Jednak pamiętajmy, że nie wszędzie jest tak pięknie, jak w Polsce. Mamy już niedrogie pakiety internetowe, a telefony o powyższej specyfikacji są do kupienia w przystępnych dla większości społeczeństwa cenach.
Polska to nie jest jednak centrum świata. W niezamożnej części Indii, w wielu afrykańskich czy też południowoamerykańskich krajach, telefon z 0,5 GB pamięci RAM to spory wydatek. A każdy megabajt odebranych lub wysłanych danych to zmartwienie dla użytkownika tego telefonu.
To problem dla firm takich, jak Google, które bardzo chcą, by użytkownicy urządzeń ze wszystkich krajów korzystali z jego chmurowych usług. Na początku próbował, bez spektakularnych sukcesów, z inicjatywą Android One. Teraz zapowiada Android Go. Które wydaje się bardzo, bardzo dobrze pomyślanym projektem.
Android Go to Android O zoptymalizowany pod urządzenia z 0,5-1 GB pamięci RAM.
Jednak na samej optymalizacji systemu pod najtańsze telefony inicjatywa się nie kończy. Każdy jeden telefon sprzedawany z Androidem O i niewielką ilością pamięci operacyjnej będzie od razu skonfigurowany w tryb „Android Go”. W tym trybie nawet oficjalne aplikacje od Google’a różnią się od tych „normalnych”, oferując prostsze, mniej obciążające telefon odpowiedniki. Przykładowo, YouTube Go prezentować będzie leciutki, obrazkowy podgląd filmu zamiast od razu pobierać go w całości, poinformuje ile danych zużyje obejrzenie filmu i przed odtworzeniem zapyta w jakiej jakości go załadować.
Na tym jednak nie koniec. Na tych urządzeniach Sklep Play będzie promował na pierwszej stronie aplikacje, które nie obciążają znacząco podzespołów telefonu. Google opublikuje też dokumentację związaną z inicjatywą „Building for billions”, w której opisuje twórcom aplikacji jak programować na Androida, by aplikacje działały na najsłabszym sprzęcie.
Dostępne też będzie nowe API w Androidzie Go (i, jak podejrzewam, przy okazji w Androidzie O), dzięki któremu system będzie doskonale „wiedział” z jakiego pakietu danych korzystamy i jak wiele nam zostało tych danych zanim zaczną być naliczane dodatkowe opłaty. W Androidzie Go będzie też domyślnie włączony Chrome Data Server, a więc technika kompresji danych webowych w chmurze podobna do tego, co wprowadziła na rynek Opera w Operze Mini.
Pierwsze urządzenia z Android Go dopiero w przyszłym roku.
I to właściwie jedyna zła wiadomość z całego ogłoszenia. Co prawda Google ma czas, Windows 10 Mobile, BlackBerry 10 ani iOS nie zdobywają popularności na rynkach rozwijających się, a Android rośnie znacznie szybciej w Indiach niż… w Stanach Zjednoczonych. Nie jestem jednak pewien czemu musimy jeszcze czekać na Androida Go. Jestem jednak pewien, że to strzał w dziesiątkę.