O tym jak Przemek Pająk i marketingowcy tradycyjnie już ukradli mi Święta
Uwielbiałem Święta Bożego Narodzenia, nigdy nie przeszkadzały mi dekoracje świąteczne rozłożone w sklepach od listopada, reklamy Coca-Coli to dla mnie integralny element otoczenia, zaś "Coraz bliżej Święta" plasuje się na podium ulubionych kolęd.
Wszystko to jakoś tak stopniowo intensyfikowało nastrój oczekiwania, im bliżej kulminacji, tym sprzedawcy bardziej się starali, a Coca-Cola wypuszczała ciężarówki na ulicę już nie jeden, a dwa razy na każdą przerwę reklamową.
Wiadomo, że Święta to frajda przede wszystkim w podstawówce. Nie wiesz jeszcze, że Święty Mikołaj nie istnieje - koledzy wprawdzie mają swoją spiskową teorię, ale przecież rodzice by cię nie okłamywali. Do tego dostajesz prawie dziesięć dni ferii, pierwszych takich poważniejszych, od czasu, gdy ta szkolna katorga powróciła. No i wreszcie pomimo symbolicznego kieszonkowego, które w większości rozchodzi się na CD-Action - jesteś biedny. Jak rodzice Mikołaj nie kupi ci tego, co sobie wymarzyłeś, to przecież następnego dnia sam nie zamówisz tego z AliExpress.
Na starość czar pryska, klienci mają terminy, umowy, co poniektórym zdarza się zadzwonić już 25 grudnia z rana. Mikołaj przestał odpisywać na listy po tym jak chyba się wygłupiłeś prosząc o apartament na najwyższym piętrze warszawskiego Cosmopolitana, a NaTemat.pl i Wysokie Obcasy do reszty obrzydziły ci karpia sprowadzając go ze świątecznej tradycji do rangi "szczura jezior" radząc, by zastąpić go kalmarami. Ale jedno co ci zostało, to chłonąć ten klimat świąt, to Last Christmas z uporem maniaka puszczane w radiu, bo to przypomina jak kiedyś było fajnie i że dziś w sumie też nie jest tak najgorzej. Wiecie co to wszystko rujnuje? Inflacja.
Inflacja świątecznej atmosfery
Chętnie bym sobie ubrał 23. grudnia świąteczną choinkę, puścił kolędy i pierwszy raz w życiu obejrzał w całości którąś z przygód słynnego Kevina. Ale nie. Przemek Pająk ze swoim świątecznym sweterkiem straszy mnie od połowy listopada.
Ciężarówki Coca-Coli w natłoku świątecznych reklam w telewizji są już w zasadzie zupełnie niezauważalne, można by nawet zaryzykować stwierdzenie: dość świeckie. Połowa sklepów internetowych już od października przyjmuje zamówienia na Gwiazdkę, a niektóre są już nawet gotowe robić poświąteczną wyprzedaż, zresztą rok temu widziałem taką już kilka dni przed Wigilią. Gdy wchodzę na ulubiony portal internetowy, to z ekranu bannera reklamowego pada śnieg, włącza się kolęda. Youtuberzy biegają przebrani za Mikołajów tak od sierpnia, żeby domy mediowe jasno zrozumiały sugestię, że są gotowi na deale marketingowe. Zakupowy poradnik świąteczny nie pojawił się chyba jeszcze tylko na stronach Deon.pl, ale to pewnie kwestia czasu. Dość!
Media dziś, a media 20 lat temu to zupełnie odmienne historie. Wyłączałeś telewizor i jego władza nad tobą kończyła się w ciągu ułamków sekundy. Dzisiaj media są wszechobecne, media są wśród nas, ba - sami jesteśmy mediami. I to niestety ma wiele dobrych i wiele szkodliwych konsekwencji.
I kiedy na niebie pojawia się wreszcie ta wigilijna, upragniona pierwsza gwiazdka, to już od kilku lat Święta się dla mnie nie zaczynają - to znak, że powoli się już kończą. A znak o rozpoczęciu świętowania daje nie tata, nie mama z kuchni, jak to zwykle bywało, tylko jakiś marketingowiec odpalając fajerwerki w październikowej reklamie tabletek na zgagę świąteczną.