Wczorajsza konferencja Google’a pokazuje jedno: nareszcie odchodzimy od ery cyferek
Google bardzo zaimponował mi wczorajszą konferencją, na której przedstawił nowe urządzenia. Czy zauważyliście, jak mało czasu prowadzący poświęcali parametrom technicznym? To dobitnie potwierdza, że nowe gadżety technologiczne przestały być domeną geeków, a zaczynają być skierowane do ludzi. Tak po prostu.
”Potrzebujesz nowego telefonu? Ale takiego nowego nowego, a nie tylko z nowym numerkiem?” - takim hasłem zaczyna się reklama nowych smartfonów Google Pixel. Co widzimy dalej?
Klip skupia się na akumulatorze, który możemy doładować w rekordowo krótkim czasie (siedem godzin pracy po 15 minutach ładowania), na aparacie, który otrzymał najwyższą notę w historii smartfonów, na nowym intensywnym kolorze, na możliwości korzystania z nowych funkcji VR, na nielimitowanej przestrzeni na zdjęcia i filmy, a w końcu na asystencie Google.
A procesor, RAM, pamięć, rozdzielczość? A kogo to obchodzi?
Pod koniec reklamy widzimy wymienione jednym tchem parametry techniczne. Trwa to dokładnie dwie sekundy, w trakcie których na ekranie bardzo szybko zmieniają się opisy konkretnych podzespołów. Nie sposób dostrzec pojedynczych parametrów, bo widać je tylko przez ułamek sekundy. Całość wieńczy napis „phew”, który kapitalnie pokazuje lekceważący stosunek do wszystkich tych cyferek.
I wiecie co? Tak to właśnie powinno wyglądać. Google daje jasny przekaz: zrobiliśmy tak szybki telefon, jak to tylko możliwe. Ma on najlepszy aparat, jaki można umieścić w smartfonie w 2016 roku. Nie przejmuj się parametrami, wzięliśmy je na siebie. Ty tylko wybierz kolor. I rozmiar ekranu.
W końcu wyszliśmy z tej technologicznej bańki
Jeśli obracacie się w świecie nowych technologii, mogliście odnieść wrażenie, że wszyscy dookoła ekscytują się porównaniami Exynosów i Snapdragonów. Że każdy cieszy się jak dziecko na widok aktualizacji systemu. Że poniżej pewnej wartości ppi ekran staje się nieczytelny.
Wystarczy wyjrzeć poza tę technologiczną bańkę, żeby przekonać się, że zwykli użytkownicy żyją w innym świecie. W świecie, w którym megaherce, gigabajty i inne cyferki nie mają znaczenia.
Po ostatniej premierze iPhone’a 7 włączyłem amerykańskie stacje telewizyjne i sprawdziłem, jak przedstawiono tam nowy telefon. Wszędzie mówiono tylko o jednym: o braku złącza jack. „Nie można już jednocześnie słuchać muzyki i ładować telefonu”. Informacja numer dwa: podwójny aparat w Plusie. Numer trzy: wodoodporność.
Nikt nawet nie pochylił się nad szerszym gamutem barw wyświetlacza, czy nad chipem A10. Statystycznego widza to nie interesuje.
Funkcje, nie cyferki
Google pokazało, że doszliśmy do momentu, kiedy liczą się funkcje sprzętu, a nie same tylko parametry. Nikt już nie kupuje smartfona dla procesora. Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze, za kilka miesięcy i tak wyjdzie telefon z nowszym procesorem, a po drugie, szkoda czasu na porównania, skoro nawet roczne (czy wręcz dwuletnie) urządzenie działają dobrze.
Doszliśmy do sytuacji, kiedy taki stan rzeczy utrzymuje się już nie tylko na najwyższej półce smartfonów, ale i na średniej, a nawet niskiej. Nawet najtańsze smartfony za 300 zł są dziś używalne i całkiem komfortowe, choć oczywiście wybrakowane względem droższych sprzętów. Ta sytuacja zmieniła się w ciągu ostatnich 2–3 lat.
Jeśli kilka lat temu ktoś kierował się wyglądem przy zakupie smartfona, przez fanów technologii mógł być traktowany z góry. A dziś? Dziś nie jest to żadną ujmą. Kup to, co ci się podoba, a i tak będziesz zadowolony. I o to chodzi!