„Google” jako brzydkie słowo - o co chodzi w akcji internautów?
Amerykański serwis społecznościowo-obrazkowy 4chan wypowiedział wojnę politycznej poprawności Google. Jego użytkownicy zadecydowali, że słowo "czarnuch", które google'owe algorytmy usuwały, będzie zastąpione słowem "Google". Dostało się też innym korporacjom.
!["Google" to teraz brzydkie słowo. 4chan zaczyna wielką akcję](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fspidersweb%2F2016%2F06%2Fgoogle-wyniki-wyszukiwania-material-design-380x162.png&w=1200&q=75)
Oto dobitny przykład, jak 4chanowcy piszą teraz w sieci. Przed:
Po:
Skąd? Dlaczego? Po co?
Google jest monopolistą na co najmniej trzech rynkach: wyszukiwarek, wideo i systemów mobilnych. To daje firmie ogromną potęgę, a jak wiemy z filmów o superbohaterach, w pakiecie z mocą idzie też odpowiedzialność.
Google postanowiło, że musi się wziąć za mowę nienawiści w sieci i przygotowało algorytm “Jigsaw Conversation AI”, bo administratorzy nie mogli już sami radzić sobie z ręcznym usuwaniem komentarzy.
Conversation AI automatycznie usuwa komentarze zawierające obraźliwe teksty.
Jakie to teksty? Przytoczę je po angielsku, choć zapewne algorytm działa też w innych językach, a być może i w polskim. Na liście znajdują się m.in. "sexist", "racist", "transphobic", "anti-immigration", "Islamophobic", "Nigger", "Faggot", "Tranny" i "Kike".
Generalnie można stwierdzić, że jeśli spróbujemy kogoś obrazić na podstawie jego koloru skóry, pochodzenia, wiary czy orientacji to mamy przechlapane.
4chan staje w obronie wolności słowa, a przynajmniej tak mu się wydaje.
Z Google można walczyć tylko na ich warunkach, więc aby sparaliżować algorytm, trzeba zmienić znaczenie słów. Oto kilka przykładów:
Nie zdziwcie się jeśli w komentarzach ni stąd, ni zowąd pojawia się nazwy największych korporacji i ich produktów, które nie wynikają z kontekstu.
YouTube Heroes
Do przelania czary goryczy przyczynił się też program Heroes, który krytycy określają jako "konfidencki". Polega on na raportowaniu niewłaściwych komentarzy i filmów przez społeczność. Tacy "herosi" mają później awansować w hierarchii, aby zdobyć szybszy dostęp do produktów amerykańskiej firmy czy zaproszeń na wydarzenia.
Kto ma rację?
Punkt widzenia zależy oczywiście od miejsca siedzenia. Z jednej strony Google nadużywa swojej monopolistycznej pozycji do stłumienia wyrażeń nazywanych przez siebie mową nienawiści, ale z drugiej, czy przynosi ona komukolwiek korzyść? Czy zakazując mowy nienawiści sprawimy, że nagle, magicznie zniknie? Czy internet powinien być cenzurowany?
Czy algorytmy powinny decydować o czym mogą mówić ludzie? Czy pojedyncza firma może decydować o czym mogą pisać miliardy ludzi na świecie?
Aktualizacja:
Otrzymaliśmy komentarz Piotra Zalewskiego, Communications & Public Affairs Managera w Google Polska, dotyczący błędnie podanej przez nas informacji jakoby algorytm miał wpływać na wyniki wyszukiwania: