Pojedynek gigantów: Surface Pro 4 kontra iPad Pro 12,9" – który lepszy?
Niesłychane. Dwa zupełnie różne urządzenia, które wyglądają tak samo. Dwa zupełnie różne urządzenia, którym celem jest to samo. Czym się różni Surface Pro 4 od iPada Pro? I czy to prawda, że Apple papuguje po Microsofcie?
Gdy Microsoft pokazał po raz pierwszy swojego Surface’a Pro, drwinom nie było końca. Nawet sam Tim Cook, podczas jednej z konferencji Apple’a, żartował z Microsoftu i jego partnerów sprzętowych, twierdząc dobrotliwie i z wyższością, że „konkurencja się pogubiła”. Trzeba przyznać, ze urządzenia hybrydowe nie od razu stały się rynkowym hitem. Za wiele miały w sobie z laptopów, a za mało z tabletów. Były one, w porównaniu do leciutkich tabletów z Androidem i iOS, grube, ciężkie, głośne i niewygodne.
Postęp techniczny idzie jednak do przodu, i wraz z trzecią generacją komputerów Surface Pro coś się zmieniło. Zarówno urządzenia Microsoftu, jak i jego partnerów, stały się poręczne, lekkie, cichutkie i zgrabne. I to bez utraty mocy „prawdziwego” komputera. Surface z porażki zamienił się sukces, a podobne mu urządzenia z Windows na pokładzie są najszybciej rosnącą kategorią wśród urządzeń mobilnych. Konkurencja zrozumiała, że coś jest na rzeczy i zamiast ignorować Surface’a i jego klony, tak jak słusznie to zrobiła w przypadku Windows Phone’a, zaczęła projektować swoje konstrukcje.
I tak jak iPhone Plus jest odpowiedzią Apple’a na Samsunga Galaxy Note, tak iPad Pro jest odpowiedzią na Surface’a Pro. Przy czym nie kopią, w żadnym wypadku. Odpowiedzią, ciut różnicą się swoją filozofią.
Sprasowany laptop kontra napompowany tablet
Na pierwszy rzut oka, iPad Pro i Surface Pro to bardzo podobne do siebie urządzenia. Ich rodowody są jednak zupełnie inne. Surface Pro to laptop, z procesorem x86, który Microsoft upakował do obudowy tabletu, do której dorzucił rysik i klawiaturę (sprzedawana osobno). iPad Pro to z kolei tablet z procesorem ARM, którego wyświetlacz zwiększono do formatu notebookowego, do którego dołączyć możemy rysik (sprzedawany osobno) i klawiaturę (sprzedawana osobno).
Nawet oprogramowanie operacyjne tych urządzeń zdradza ich rodowód: iPad Pro pracuje pod kontrolą iOS-a, systemu pierwotnie zaprojektowanego dla telefonów. Z kolei Surface Pro to Windows, a więc system wywodzący się z komputerów biurkowych.
Mimo odmiennych rodowodów oba urządzenia przeznaczone są dla mniej więcej podobnego użytkownika. Osoby, która ceni sobie pracę w ruchu i która nie stroni od cyfrowej rozrywki. Nawet w spotach reklamowych oba urządzenia są prezentowane jako idealne do Adobe Creative Cloud i Microsoft Office. Różne genezy, ten sam cel: by żyło nam się lepiej i wygodniej.
Piękna powierzchowność
Przeznaczony do pracy iPad Pro ma wyświetlacz o przekątnej 12,9 cala, a więc zapewniający nieco więcej przestrzeni roboczej od 12,3-calowego Surface Pro 4. Mimo swoich znaczących rozmiarów, oba urządzenia są nie tylko bardzo lekkie, ale i doskonale wyważone. Trzymanie Surface’a Pro czy iPada Pro w jednym ręku przez dłuższy czas nie sprawia większego wysiłku. Oba są fantastycznie wykonane, cienkie, smukłe… obcowanie z oboma sprzętami to prawdziwa przyjemność. Przy czym iPad Pro jest nieznacznie lżejszy.
Jednak już powierzchowna analiza wykazuje znaczące różnice w obu urządzeniach. Surface Pro posiada wbudowany stojak z możliwością płynnej regulacji nachylenia. iPad Pro takowego nie posiada, i by tablet postawić do pracy musimy skorzystać z dokupionej Smart Keyboard. Na dodatek iPad Pro posiada jedno, własnościowe złącze, podczas gdy w Surface Pro 4 znajdziemy również czytnik kart microSD, pełnowymiarowy port USB 3.0 i złącze miniDisplayPort.
Wyświetlacze obu urządzeń to klasa najwyższa. iPad Pro ma ciut większą powierzchnię roboczą i cechuje się ciut większą wiernością barwną, z kolei Surface Pro oferuje większą gęstość pikseli i jest jaśniejszy. A to oznacza, że… no właściwie, to niewiele z tego porównania wynika. Różnice na plus w obu przypadkach nie są znaczące.
Najważniejszą różnicą są proporcje ekranu. Jedno urządzenie proponuje format 3:4, drugie zaś 3:2. Apple z uwagi na zgodność z aplikacjami postanowił pozostawić swój magazynowy format, który świetnie sprawdza się w czytaniu internetowych magazynów. Surface Pro 4 to z kolei kompromis, pomiędzy panoramicznym a magazynowym formatem. I to bardzo dobry kompromis, bowiem zarówno czytanie, jak i praca wielozadaniowa, nie stanowią problemu na komputerze Microsoftu. Magazynowy format iPada Pro niestety nie jest najlepszą decyzją dla urządzenia mającego zapewniać możliwość wyświetlania kilku aplikacji na ekranie.
Oba urządzenia posiadają bardzo przyzwoite, jak na ten rozmiar, głośniki. Oczywiście nadal są to tabletowe, śmieszne grajki, ale w swojej klasie, Surface i iPad wymiatają.
(Nie)dołączone akcesoria
Zarówno Microsoft, jak i Apple, próbują zgolić z nas więcej kasy, oferując akcesoria znacznie zwiększające użyteczność obu urządzeń... za dopłatą. W przypadku iPada Pro, zarówno klawiatura Smart Keyboard, jak i rysik Apple Pencil, są sprzedawane osobno. Microsoft łaskawie dołącza do tabletu rysik Surface Pen, ale już klawiatura Type Keyboard musi zostać kupiona oddzielnie. Absurd. Choć tu ponownie nieco lepiej wypada Microsoft: nie trzeba nic kupować, by móc stawiać tablet na biurku (z uwagi na wbudowany stojak), a rysik jest w zestawie. Nie zmienia to jednak faktu, że naciąganie nas na dodatkową kasę, w przypadku akcesoriów prawie że niezbędnych, jest słabe.
No dobrze, ale jak się sprawują? Cóż, jak wspominałem o jakości wykonania samych urządzeń, powinienem był dodać, że „to zdumiewające, że Microsoft dorównał zegarmistrzowskiej dbałości o szczegóły, z jakiej słynie Apple”. Jeżeli tak, to tu należałoby się pytanie: ej, Apple, ty tak na serio?
Wybaczcie, ale nie mogę wyjść ze zdumienia, że akcesoria do iPada Pro zostały zbudowane w firmie Apple. Wyspową Microsoft Type Cover w łatwy i błyskawiczny sposób doczepiamy do tabletu przez zatrzask magnetyczny. Drugi zatrzask odpowiada za usztywnienie konstrukcji by stabilnie i pewnie leżała na kolanach. 1,4-milimetrowy skok klawiszy jest bardzo przyjemny (choć tu oczywiście wiele zależy od naszego gustu). Klawiatura jest fantastycznie wykonana, podświetlana, ma wygodne palmresty i gładzik, który może nie jest jednym z najlepszych na rynku, ale jest dość wygodny. Oprócz tego Surface obsługuje inne urządzenia wskazujące, czyli, na przykład, myszki.
Klawiatura Apple Smart Keyboard to rozkładane „origami”, trzeba dojść do niezłej wprawy, by móc ją szybko rozwinąć do gotowości do pracy. Nie umożliwia żadnej regulacji nachylenia tabletu, plastikowo-gumowe przyciski są nieprzyjemne w dotyku, mają płytki ale twardy skok. Klawiatura jest też pozbawiona palmrestu, więc podczas pisania wszystko się buja, a ręce musimy oprzeć na czymś innym. Gładzik? Nie stwierdzono. iPad nie obsługuje również myszek, a więc tak… zgadliście, musicie często podnosić dłonie, by manipulować ekranem dotykowym. Czy to nie był główny, mylnie sformułowany zarzut względem hybryd od Microsoftu?
Zarówno Microsoft Surface Pen, jak i Apple Pencil, są bardzo precyzyjnymi rysikami (ten od Apple’a jest rzekomo najprecyzyjniejszym na rynku, ale Apple nie zdecydował się podać konkretnych danych technicznych). Jednak to śliski Apple Pencil zużywa wbudowany akumulator jak szalony (nie udało mi się rozładować Surface Pen, jest zasilany bateriami AAAA), lubi się rozparować z iPadem, nie posiada w przeciwieństwie do konkurenta gumki czy przycisku funkcyjnego, ani nawet zaczepu na kieszeń. Na dodatek Surface Pen jest przyczepiany do Surface Pro 4 przez zaczep magnetyczny. Apple Pencil musimy sobie schować… gdzieś. Choć z drugiej strony, raz na jakiś czas w losowych sytuacjach, Surface Pro 4 na rysik zaczyna przez chwilę reagować z nieznacznym opóźnieniem, a Pencilowi nie zdarzyło się to nigdy. Biorąc jednak pod uwagę całokształt, rysik i klawiaturę, Surface Pro 4 zostawia iPada Pro w tyle.
Wydajność i czas pracy na akumulatorze
Jeżeli chodzi o wydajność, to jest to wyjątkowo trudny aspekt do porównania. Urządzenia te pracują na zupełnie inaczej skonstruowanych mikroprocesorach i ich bezpośrednie porównywanie mija się z celem. Z jednej strony należy napisać, że zarówno system operacyjny iPada Pro, jak i gry i aplikacje na niego oferowane, nigdy nie „zamulą” iPada. To urządzenie nigdy, ale to nigdy nas pod tym względem nie zawiedzie. Surface Pro 4 zrobi to niejednokrotnie. Jednak przy oprogramowaniu nie mającym swojego odpowiednika w złożoności i możliwościach na iPadzie Pro.
Natomiast jeżeli chodzi o czas pracy na akumulatorze, to Surface Pro 4 może się wstydzić. Urządzenie Microsoftu nie wytrzyma nawet połowy dnia pracy. Bez żadnego oszczędzania czegokolwiek (Bluetooth, Wi-Fi, automatyczna jasność, aplikacje w tle, i tak dalej) rzadko kiedy przekraczam pięć godzin pracy. iPad Pro wytrzyma dwa razy tyle i jeszcze pozwoli ci na wieczorną lekturę newsów i felietonów na Spider’s Web.
Jakby tego było mało, iPad Pro posługuje się czarami. Serio, nie potrafię tego inaczej wyjaśnić. Nie wyłączam obu urządzeń, wolę przenosić je w stan wstrzymania. Surface Pro 4 w tym stanie delikatnie, ale wpływa na naładowanie akumulatora. Na oko, pięć procent naładowania na każde dwie godziny. Podczas stanu wstrzymania urządzenie utrzymuje aktywność procesora i karty sieciowej na najniższym poziomie, pozwalając na podstawową synchronizację danych. iPad Pro? Realizuje to samo i wydaje się nie zużywać prądu wcale. Nie mam pojęcia jak to robi, ale przez to nie pamiętam kiedy ostatnio ładowałem to urządzenie. To naprawdę niesamowite.
Praca i zabawa, czyli nie ma sprzętu bez oprogramowania
Każdy z nas ma swoje preferencje, które wynikają ze stawiania przez nas odpowiedniego nacisku na różne cechy oprogramowania. Dlatego też nie ma łatwej odpowiedzi na to, czy na telefonie lepszy jest iOS czy Android, tak jak trudno z łatwością wyrokować o wyższości bądź niższości macOS-a nad Windows w przypadku desktopów. Jeśli chodzi o hybrydy, to iOS nie jest odpowiedzią. I to zdecydowanie. Choć jest kilka spraw, których Microsoft od Apple’a nauczyć się musi i bez czego nie może spać spokojnie.
Bujdą na resorach jest fakt, że iOS i oprogramowanie z App Store są bezawaryjne. A skąd! W czasach, w których producenci prześcigają się w innowacjach kosztem jakości produktu, nie ma oprogramowania stabilnego jak skała i bezawaryjnego. Wszystko się psuje, wszędzie. Tyle że naprawą „szkód” w iOS człowiek zajmuje się kilka minut, jeśli tyle, a całość zazwyczaj sprowadza się do restartu lub cofnięcia jakiejś czynności. Pod Windows… cóż, bywa jak u Apple. Bywa też i tak, że jakiś bug wymaga przywrócenia fabrycznego stanu systemu lub grzebania po wyszukiwarkach internetowych szukając tajemniczej metody na ratunek. Windowsa, w porównaniu do iOS-a, dużo łatwiej zepsuć i dużo trudniej naprawić.
Wspomniany wyżej czas pracy na akumulatorze wynika też, między innymi, ze znakomitej optymalizacji zużywania zasobów sprzętowych w iOS-ie. Surface zaczyna szumieć wentylatorami? To znaczy, że 40 otwartych aplikacji nie było dobrym pomysłem i może czas niektóre pozamykać. Pracując na iPadzie Pro ten problem nas nie dotyczy.
Oba systemy mają też oficjalne repozytorium gier i aplikacji. iOS nie pozwala na korzystanie z innych źródeł, a Windows czasem… nas do tego zmusza. Oferta całościowa, gier i oprogramowania, jest zdecydowanie bogatsza na Surface Pro 4, jednak Sklep Windows, w przeciwieństwie do App Store, ma spore braki w swojej ofercie. Ponad połowa wykorzystywanego przeze mnie oprogramowania pochodzi spoza Sklepu Windows. W tym aplikacje Microsoft Word i Adobe Photoshop, które zostały użyte do napisania tej notki. A tymczasem poza Sklepem Windows powinienem szukać tylko jakiegoś niszowego, wyspecjalizowanego oprogramowania i stawiać na bezpieczne, nowoczesne i łatwe do zarządzania środowisko aplikacji.
Na tym jednak przewagi iOS-a nad Windows się kończą.
Windows 10 to potężne środowisko do wielozadaniowej pracy. Pozwala na umieszczanie gier i aplikacji w oknach, jego API umożliwiają funkcjonowanie bogatego w funkcje, zaawansowanego oprogramowania. Tymczasem iOS potrafi dzielić ekran tylko na dwie aplikacje, tylko w pionie i nie umożliwia pracy na wielu monitorach. Windows 10 to system, który automatycznie wykrywa czy używamy urządzenia jako laptop, czy jako tablet, i automatycznie dostosowuje siebie, swój tryb pracy i aplikacje na ekranie do aktualnego scenariusza. iPad Pro pracuje wyłącznie jako tablet, nie pozwalając nawet na wykorzystanie myszki czy gładzika. Nie jest ani bezpieczniejszy, ani stabilniejszy od Windows (choć mu w tym nie ustępuje). I choć miejscami błyszczy (rozwijany panel górny jest nieporównywalnie bardziej użyteczny od Centrum Akcji w Windows), to jako całość rozczarowuje swoim prymitywizmem. Ja rozumiem, niektórzy kochają prostotę. Tu jednak inżynierowie Apple’a poszli za daleko. A raczej nie posunęli się za bardzo w należytym kierunku.
Nawet Apple Pencil, największy atut iPada Pro, zwiększający kreatywność młodych artystów, jest ograniczany przez oprogramowanie. Mój znajomy grafik, któremu dałem oba urządzenia do zabawy chcąc zasięgnąć jego opinii, był zdziwiony sprawnością Pencila. Ale po chwili zadał pytanie „no dobra, ale gdzie tu jest Photoshop?”. No właśnie. Aplikacje Adobe na iOS-a są praktyczne i fajnie pomyślane. Jednak ograniczenia tego systemu powodują, że w przewidywalnej przyszłości nie staną się tak zaawansowane, jak ich odpowiedniki na Windows. Na razie więcej aplikacji obsługuje Apple Pencil niż Surface Pen, ale wraz z premierą letniej aktualizacji Windows 10 zawierającej moduł Windows Ink, to przestanie być problemem.
To właśnie stąd bierze się wydajność i czas pracy na akumulatorze ze strony iPada. Ograniczony system nie obciąża tak procesora, pozwalając na bardziej komfortową i bezproblemową pracę. W telefonie, urządzeniu kieszonkowym z malutkim procesorkiem i akumulatorkiem, takie projektowanie oprogramowania ma sens. Nie w urządzeniu, które ma nam zastąpić laptopa.
Koncentrując się wyłącznie na rozrywce, iPad Pro jest tu jednak zwycięzcą. Głównie dzięki sukcesowi Apple App Store. Jednak gdy chcemy popracować, to nawet instalowanie oprogramowania udostępnianego w formie autorskich pakietów instalacyjnych przestaje być niedogodnością czy konieczność (tak, konieczność) strojenia Windows pod swoje potrzeby. Zwłaszcza, że z tą rozrywką na Surface Pro nie jest źle, choć faktycznie na przykład więcej gier znajdziemy w Valve Steam dla Windows niż w Sklepie Windows.
Obu systemom nie można jednak wiele zarzucić w kwestii bezpieczeństwa. Windows i iOS to w tym momencie rozwiązania bardzo dobrze zabezpieczone, a oba urządzenia oferują również szyfrowanie danych czy uwierzytelnianie biometryczne. Oba też są regularnie łatane, a Apple i Microsoft biorą sprawę szybkiego łatania usterek, w tym bezpieczeństwa, bardzo poważnie. Windows ma jednak lukę w postaci otwartości na oprogramowanie spoza oficjalnego repozytorium. Owa wolność oznacza niestety, że złośliwy kod może się przedostać na naszą maszynę tą drogą. Aplikacjom na iOS ufać możemy zawsze. Te na Windows należy dobierać z rozwagą.
Zobacz teraz: Surface Pro kontra iPad Pro
Apple nie potrafi już nic „wynaleźć na nowo”, spuścizna Steve’a Jobsa to jedyne bogactwo tej firmy
Zbyt surowa ocena pod koniec filmu? Chciałem, naprawdę chciałem przekonać się do iPada Pro. Chociażby z poczucia własnej dyscypliny. Urządzenia i oprogramowanie Apple’a, jak i Microsoftu, znam bardzo dobrze, a moi stali Czytelnicy wiedzą już co wybrałem i dlaczego. Dlatego próbowałem.
Niestety, nie wyszło mi. Jeśli chodzi o zastosowania rozrywkowe, to iPad Pro wygrywa z Surface’em i przegrywa ze wszystkimi swoimi mniejszymi odpowiednikami z uwagi na to, że te są bardziej poręczne. Natomiast jeśli chodzi o produktywność, to urządzenie Apple’a przegrywa z tym od Microsoftu właściwie w każdym miejscu. Surface kuleje poprzez odbieranie nam czasu z uwagi na większą podatność Windows na uszkodzenia, ale cóż… Poloneza też szło naprawić młotkiem i śrubokrętem, a jak Tesla się rozkraczy na drodze to bez lawety się nie obejdzie. Jakoś jednak nie chcemy nadal korzystać z Polonezów.
iPada Pro używałem w sumie przez cztery tygodnie, efektywnie dwa, bo naprzemiennie z Surface’em. W tym czasie nie omieszkałem puścić na fejsie i Twitterze kilku złośliwych (bo przecież jestem taki dowcipny...) uwag w stronę iPada Pro, by rozjaśnić nieco dzień fanbojom i hejterom. W odpowiedzi słyszałem uwagi, że ja tego urządzenia, jak i jego celu, to zupełnie nie rozumiem. I wiecie co? To prawda, te osoby miały rację. Nie mam pojęcia po co mi to urządzenie. Nie mam pojęcia o czyją uwagę, poza faktycznymi fanbojami entuzjastami marki. To świetny i drogi… gadżet. Ma swój wielki urok, jest relatywnie niezawodny i bezproblemowy. Tyle że jest przeciętnie dobry do każdego z zastosowań.
iPad Pro jest niesamowicie ironicznym obrotem wydarzeń na rynku. Środowisko Apple’a krytykowało urządzenia hybrydowe, mylnie diagnozując te urządzenia jako kiepskie do wszystkiego. Zbyt niewygodne, by być dobrym tabletem, zbyt słabe, by być dobrym komputerem. W odpowiedzi na rynek trafił 12,9-calowy iPad Pro. Który jest ucieleśnieniem wszystkich ich zarzutów.
Surface Pro 4 nie jest urządzeniem doskonałym. Szczególnie dla osób bardzo zaangażowanych w cyfrowe życie również poza pracą. Jego czas pracy na akumulatorze jest wręcz rozczarowujący, a zarządzający nim Windows 10 wymaga dalszych szlifów. Jest to jednak piękne, dobrze zrobione, potężne i bardzo użyteczne narzędzie. iPad Pro… czasami miałem wrażenie, że urządzenie, które mam w ręku, to iPod Touch. Tyle że 12,9-calowy, i z rysikiem do trumny Steve’a Jobsa.
Zobacz nasz film: iPad Pro kontra Surface Pro! Niech wygra lepszy