Dlaczego Europa wciąż przegrywa z USA na innowacje - wywiad Spider's Web
Dlaczego Europa ma trudności w innowacjach, co sprawia, że amerykańskie uczelnie są najlepsza na świecie i dlaczego w Dolinie Krzemowej nie patrzą na polityków - o tym wszystkich rozmawiam z wykładowcą Uniwersytetu Stanforda i specjalistą w dziedzinie przedsiębiorczości i startupów doktorem Burtonem Lee.
Dr Burton Lee był jednym z prelegentów konferencji Impact'16, gdzie mówił o współpracy korporacji i startupów.
Karol Kopańko: Amerykańskie firmy rządzą światem technologii. W Europie stworzenie firmy software na skalę globalną wydaje się niemal niemożliwe. Dlaczego cały czas tkwimy w takiej sytuacji?
Burton Lee: Jest jedna kluczowa rzecz w zrozumieniu problemów Europy wokół innowacji i ogólnie niższej wydajności. Wiele z europejskich szkół wyższych skupia się na badaniach w niewłaściwych sferach, jedynie gdzie szybka komercjalizacja jest najłatwiejsza. Byłem zaskoczony, jak niewiele badań wykonuje się nad praktycznym zastosowaniem informatyki.
Europejskie uniwersytety są tradycyjnie bardziej skoncentrowane na podstawach naukowych i inżynieryjnych takich jak inżyniera mechaniczna, lotnicza, lądowa, czy energetyczna. Badania w Europie są również bardziej teoretyczne i mniej skupione na komercyjnym wykorzystaniu.
W Stanach jest inaczej?
Amerykańskie uniwersytety także prowadzą badania w wymienionych wyżej dziedzinach, ale idą o wiele dalej w kierunku ogromnych, zaawansowanych zastosowań oprogramowania, np. sztucznej inteligencji. Europa jest bardzo słaba w kilku kluczowych sferach wykorzystania AI, które niedługo mogą zacząć przynosić zyski, jak np. w algorytmicznym wyciąganiu wniosków.
Z czego bierze się ta różnica?
Wiele Europejskich krajów – choć nie wszystkie – podąża za niemieckimi tradycjami w nauce i inżynierii. Wg mnie niemieckie społeczeństwo i przemysł nie bierze oprogramowania na serio, i nie rozumie jego ekonomicznej wartości. Historycznie Niemcy to inżynieryjna kultura, która przedkłada teorię nad praktykę.
Jest też bardzo duża różnica jeśli chodzi o organizację pomiędzy europejskimi, a amerykańskimi firmami.
Jednym z najpilniej strzeżonych sekretów w Google jest jego wewnętrzna hierarchia. Nigdy nie zobaczysz online grafiki obrazującej wewnętrzną strukturę tej firmy. Europejskie firmy są o wiele bardzie zhierarchizowane z wieloma szczeblami zarządzania, przez co nie mogą poruszać się tak szybko jak konkurenci.
A uniwersytety jako centra innowacyjności? Czy różnią się pomiędzy kontynentami? Jak jest na Pańskim macierzystym Stanfordzie?
Stanford jest dość wyjątkowy, mniej hierarchiczny i bardziej otwarty czy dysruptywny w myśleniu niż inne amerykańskie uniwersytety. Po pierwsze znajdujemy się w centrum Doliny Krzemowej, którą sami pomogliśmy wiele lat temu zbudować i do dziś mamy ścisłe powiązania z przemysłem, a także nowymi firmami.
W centrum przedsiębiorczości Stanforda jest Szkoła Inżynierii, nie Szkoła Biznesu. Uczymy naszych inżynierów jak być liderami i zaczynać własne firmy bez MBA.
Jednocześnie widzimy wiele rządowych programów mających wspierać innowacje, takich jak Industry 4.0 w Niemczech czy Plan Morawieckiego w Polsce. Czy uważa Pan, że mają one szanse na sukces?
Większość polityków nie rozumie innowacji. Kiedy o nich mówią to czy jest to idea zaprezentowana im przez startupowców, uniwersytety, firmy, Brukselę, czy może ich własny pomysł?
W Austrii, gdzie obecnie jestem bardzo modne stało się mówienie o nowoczesnym przemyśle, smart-produkcji i fabrykach, ale wielu ludzi zupełnie nie wie co to znaczy, albo dlaczego powinni się w to mieszać. Industry 4.0 to tylko nagłówek. Wielu polityków myśli: „Musimy zrobić coś z innowacjami, bo kraj obok robi to, albo bo Niemcy robią tamto”.
Na szczeblu politycznym jest bardzo mało oryginalnego myślenia wokół innowacji w Europie. Większość to kopiuj – wklej.
Nie patrzycie na polityków w Dolinie Krzemowej?
Nigdy. Czy możesz mi podać nazwisko kogoś, kogo mogę się poradzić w sprawie innowacji, przedsiębiorczości czy badań?
Nie znam amerykańskiej sceny politycznej tak dobrze…
W Dolinie Krzemowej zwykle nie patrzymy na polityków jako przewodników po technologii czy startupach. Dolina Krzemowa działa dość niezależnie w stosunku do czegokolwiek z polityki co przychodzi Waszyngtonu. Był oczywiście kryzys roku 2008, ale Dolina wyszła z niego silniejsza.
A co z tzw. bańką na rynku startupów?
Bańka dotyczy tylko wyceny startupów na rynku venture capital. Makroekonomiczna sytuacja w Stanach Zjednoczonych nie wpływa zwykle na rynek transakcji, choć liczba nowych firm wydaje się maleć w długim okresie.
A jak mierzycie innowacje w Dolinie Krzemowej?
Z zasady nie patrzymy na dane makroekonomiczne, bo mówią one bardzo mało o innowacjach czy startupach.
Zamiast tego powinniśmy wytworzyć zupełnie nowe metryki zbudowane wokół wprowadzania nowych produktów, ich sukcesów czy porażek.
Mogę ci powiedzieć, jak nie powinno się mierzyć innowacji. W Austrii, gdzie teraz pracuję, ludzie wciąż powtarzają mi, jak świetnie wypada ich region – Styria - ze względu na środki przeznaczane na badania. Niestety jest to zaledwie dana wejściowa, dość bezużyteczna jeśli chodzi o mierzenie efektywności innowacji. Niestety politycy zwykle skupiają się na danych wejściowych, dzięki czemu nie muszą analizować i uzasadniać efektów programów publicznych.