Przyjedzie po ciebie bez kierowcy. Tak wygląda autonomiczny samochód Ubera
Nie jest zbyt efektowny. Ale na razie nie musi.
Nie, nie jest to jeden z tych podobno zamówionych 100 tys. Mercedesów Klasy S. Testowy autonomiczny samochód Ubera to pojazd dużo bardziej zwyczajny. Choć z niezwykłymi dodatkami.
Czym jest autonomiczny samochód Ubera?
Na pewno nie jest projektem autorskim w stopniu takim, jak np. samochody Google. Uber jako pojazd testowy wykorzystuje bowiem powszechnie dostępną konstrukcję - Forda Fusion (w tym wypadku - wersję hybrydową), czyli amerykańskiego krewnego naszego Forda Mondeo, w jego najnowszej odsłonie.
Tym, co odróżnia samochód Ubera od zwykłych Fusionów jest aparatura zamocowana m.in. na dachu auta, oraz we wnętrzu pojazdu. Tego na pewno w standardowym konfiguratorze Forda nie uwzględniono.
A co to ten Uber ma na dachu?
Niestety Uber nie zdecydował się tutaj na ujawnienie wszystkich szczegółów. Według komunikatu prasowego, hybrydowego Fusiona wyposażono w „różnego rodzaju czujniki, w tym radary, lasery oraz kamery o wysokiej rozdzielczości”.
Nie podano nawet ile takich samochodów porusza się po mieście, gdzie Uber prowadzi testy. Niezbyt jednak prawdopodobne, żeby firmie do stworzenia systemu obsługującego autonomiczne auta wystarczył jeden egzemplarz.
I co potrafi?
Na razie - a testy tego egzemplarza trwają od kilku tygodni - autonomiczny samochód Ubera potrafi samodzielnie przyspieszać, zwalniać, kierować, a także wykonywać bez pomocy kierowcy „podstawowe manewry”.
Nadal jednak oczywiście mowa o samochodzie, za którego kierownicą cały czas siedzi człowiek. Może on ręcznie włączyć system autonomicznej jazdy, ale wtedy - zwłaszcza w trakcie trwania testów - cały czas musi zachowywać czujność i być gotowy do przejęcia kontroli nad autem w każdym momencie.
Uzasadnienie dla projektu jest odrobinę zabawne
To, że Uber od dawna interesuje się autonomicznymi samochodami nie jest dla nikogo żadną tajemnicą. Firma podkreślała to wielokrotnie, choć do tej pory nie podawała żadnych informacji na temat własnych prac w tym zakresie. Teraz podała, dodatkowo podając jeden z powodów, dla których decyduje się na takie ruchy.
Zgadniecie jaki to powód? No jasne, bezpieczeństwo!
Uber w swoim komunikacie dokładnie wylicza, ile osób rocznie ginie w wypadkach samochodowych i ile tych tragedii powodowanych jest przez ludzki błąd. Autonomiczne auta mają pomóc w uchronieniu milionów ludzkich żyć. Zgoda.
Ale dopiero po chwili w materiale Ubera pojawia się wzmianka o tym, co naprawdę stoi za tym wszystkim, choć też ładnie ubrano to w słowa. Chodzi o sprawienie, że transport w przyszłości będzie „jeszcze bardziej dostępny” - w tym i cenowo.
Kiedy bowiem Uberowi uda się ukończyć ten projekt (choć mówimy tu o latach, a może nawet i całych dekadach), amerykańska firma nie będzie musiała się swoimi przychodami dzielić z nikim. Kierowca wożący do tej pory pasażerów dla Ubera nie będzie pobierał żadnej opłaty, bo po prostu go nie będzie. Wszystko co zapłacą klienci, wpadnie do kieszeni giganta.
Z biznesowego punktu widzenia - piękna wizja. Flota aut dostępna przez całą dobę, przez cały tydzień, nie biorąca żadnych urlopów, zwolnień, nie popełniająca ludzkich błędów, nie generująca żadnych problemów (a te Uber potrafi mieć), a przy okazji - w swoim czasie - nie wzbudzająca żadnych wątpliwości prawnych.
Oczywiście zastąpienie wszystkich obecnych samochodów (i kierowców) Ubera pojazdami autonomicznymi będzie trwało bardzo, bardzo długo. Kto teraz zarabia na Uberze, może spać spokojnie. Ale nie zdziwmy się, jeśli w pewnym momencie Uber przestanie rekrutować kierowców w poszczególnych miastach, bo po prostu ich nie potrzebuje.
Pozostają właściwie dwa pytania. Po pierwsze - kto będzie pierwszy. Czy uda się to Uberowi, konkurencyjnemu Lyftowi, czy może kompletny, niezawodny system zaprezentuje ktoś z Doliny Krzemowej, a może ktoś z tradycyjnych producentów samochodów? A jeśli już mu się to uda - jak wykorzysta tę technologię?
Osobną kwestią zostaje to, jak Uber widzi swoją przyszłość po stworzeniu systemu autonomicznej jazdy. Czy zdecyduje się zlecić komuś produkcję taksówek nowej generacji według zupełnie nowego projektu (w końcu dotychczasowe auta nie są projektowane z myślą o tym), czy może czeka nas gigantyczne partnerstwo z którymś z wielkich producentów?
Zanim jednak poznamy odpowiedzi na te pytania, taksówkarze mogą spać spokojnie. Ale przyszłości dla tego zawodu w kolejnych pokoleniach raczej nie widać.
PS Przy okazji - jeśli chcecie przetestować Ubera i nie macie jeszcze konta, skorzystajcie z tego kodu polecającego. Dzięki temu dostaniecie na start tłustą sumkę, a równie tłusta sumka zawita i na moim koncie. A nie, zapomniałem, nie mam konta w Uberze