Jak walczyłem z dzwonkami w iPhonie, czyli witamy w technologicznym piekle
Ustawienie własnego dzwonka w telefonie to niebywale prosta sprawa. Co jednak, gdy mamy iPhone’a? Witajcie w technologicznym piekle.
*Uwaga! Tekst prezentuje tzw. problemy pierwszego świata. Zdecydowanie nie polecam lektury osobom nadwrażliwym (autor).
Żeby ustawić ulubiony utwór jako dzwonek, wysyłamy plik z naszej biblioteki muzycznej, wybieramy go z listy i decydujemy czy ma być przypisany do konkretnego kontaktu, czy też będzie dzwonkiem domyślnym. Uda się to w smartfonie z Androidem i najprostszym ficzerfonie. W urządzeniu z iOS zajmie nam to dużo więcej czasu.
Moja żona od kilku lat korzysta z iPhone’a. Ostatnio wymieniliśmy jej smartfon na nieco nowszy model. Za obsługę techniczną w domu odpowiadam ja, więc ochoczo zabrałem się do przygotowania urządzenia do użytku. Zdecydowałem, że nie będę przywracał iPhone’a z iCloud, tylko skonfiguruję go jako nowe urządzenie, podpięte do konta żony. Dlaczego? Z prostego powodu. Nie chciałem zaśmiecać telefonu ponad 500 MB SMS-ów, pobierać niechcianych aplikacji, itp. Poza tym zauważyłem przy okazji dwóch poprzednich egzemplarzy, że kultura pracy jest znacznie wyższa, gdy postawimy iPhone’a „na czysto”.
Udało się. Telefon działa. Kontakty i notatki wróciły za sprawą iCloud. W poprzednim modelu mieliśmy jednak kilka dzwonków kupionych przez iTunes. Podczas próby pobrania ich ponownie ze sklepu pojawiła się informacja, że już je kupiłem i pytanie, czy chcę zrobić to jeszcze raz. Absurd. Nie będę płacił za plik, który wcześniej nabyłem. Otworzyłem iTunes na komputerze, zsynchronizowałem poprzedniego iPhone’a. Miałem zamiar przerzucić dzwonki drogą stary iPhone >> iTunes >> nowy iPhone. Nie udało się. Poczytałem fora. Dowiedziałem się, że muzykę mogę przywrócić bez problemu i to bez synchronizacji z desktopowym iTunes. Nie dotyczy to jednak dzwonków.
Opisywany problem ma szerszy kontekst. Lubimy personalizować swoje smartfony. Korzystamy z tapet, dzwonków. Androidowcy mogą instalować launchery i głęboko ingerować w wygląd systemu. Apple w dużej mierze zatrzymał się w tej kwestii lata temu. Pomińmy już opisany przeze mnie problem, jest w gruncie rzeczy nietypowy. Pogadajmy o sytuacji, gdy mamy w swojej bibliotece muzycznej ukochany utwór, który koniecznie musi informować nas o połączeniu. Wchodzimy do iTunes Store i go tam nie ma. „Jak to!” – krzykną entuzjaści Apple. „Przecież w iTunes są miliony utworów” – dodadzą. Wspaniale, jednak dzwonek ma inne rozszerzenie (.m4r) i ograniczoną długość, dlatego nie możemy skorzystać z większości utworów tam dostępnych, jeżeli wcześniej ich nie przerobimy i nie przytniemy.
Jednym z wyjść jest pobranie aplikacji do „robienia” dzwonków bezpośrednio na urządzeniu z iOS, ale to tylko pozorne ułatwienie. Dlaczego? Bo po przycięciu dźwięku telefon będziemy musieli i tak zsynchronizować z iTunes. Inna możliwość to przygotowanie pliku bezpośrednio w programie na komputerze, ale to również droga przez mękę.
Policzmy wszystkie jej kroki. Gotowi? Otwieramy iTunes >> dodajemy utwór do biblioteki >> prawym przyciskiem wchodzimy w sekcję Informacje i klikamy Opcje >> ustawiamy czas trwania dzwonka, jego początek i koniec >> tworzymy wersję dla AAC >> otwieramy plik w katalogu iTunes >> zmieniamy rozszerzenie z .m4a na .m4r >> dodajemy plik do biblioteki dźwięków >> synchronizujemy iPhone’a. Proste, jak drut ze znanego powiedzenia, prawda?
To samo pokażmy na najbiedniejszym Androidzie. Wysyłamy plik, choćby mailem, w wiadomości lub pobieramy go z chmury >> po zapisaniu ustawiamy jako dzwonek. Tyle! Mało tego, takie rzeczy potrafi najprostszy ficzerfon Nokii (tak, ciągle możemy nabyć nowy telefon tej z logo tej marki). Plik wówczas przesyłamy przez Bluetooth lub MMS-em (w tym ostatnim przypadku jego wielkość będzie ograniczona) i ustawiamy go jako dzwonek.
Patrząc na problem całościowo widać, jakim anachronizmem jest iTunes. Owszem, sytuacja z roku na rok i z jednej wersji iOS-a na drugą się poprawia. Synchronizacja przez WiFi, backup w iCloud, znacznie ograniczyły konieczność korzystania z programu. Niektórzy przestali w ogóle z niego korzystać. Nadal jednak najprostsza czynność na świecie, dostępna na tanich telefonach i zaawansowanych smartfonach, w przypadku Apple stanowi problem. Jasne, to nie jest dramat. Pewnie zagadnienie można sklasyfikować w kategorii „problemy pierwszego świata”. Mimo wszystko trochę śmieszy i trochę żenuje fakt, że trzeba się sporo naklikać, jeśli nie odpowiada nam dzwonek Marimba czy Jedwab.
Celem tego tekstu nie jest zarażanie applefobią, bo ta, jeszcze nie wpisana na listę WHO jednostka chorobowa, mnie nie dotyczy. Od lat korzystam na przemian z iOS i Androida. Obecnie moim smartfonem zarządza system Google, a tabletem iOS. Żona polubiła iPhone’y, przyzwyczaiła się do systemu i nie zamierza zmieniać platformy. Ma szczęście, że nie musi zmagać się z ustawianiem dzwonków, bo otwarcie mówi, że te systemowe jej się nie podobają.