REKLAMA

Scyzoryki zamiast sztućców. Tak producenci sprzętu foto widzą przyszłość

W ubiegłym tygodniu Sony pokazało kolejną świetną premierę fotograficzną, która – być może przez zupełny przypadek - jest doskonałą alegorią całego rynku foto. Współczesne aparaty są po prostu… przedobrzone.

04.04.2016 07.51
sony rx10 III
REKLAMA
REKLAMA

Branża sprzętu fotograficznego od wielu lat ma swoje problemy ze sprzedażą, ale nie przeszkadzają one w rozwoju aparatów i obiektywów. Jeśli chodzi o sprzęt, współczesna technologia jest wręcz powalająca. Ze świecą szukać osoby, która w pełni wykorzystuje możliwości nowoczesnego aparatu.

Z jednej strony to ogromna zaleta, bo gdyby jakiś fotograf mógł przenieść się w czasie z okresu szczytu fotografii analogowej do współczesności, chyba by oniemiał. A po chwili stwierdził, że przy takiej technologii rola fotografa jest znikoma. ISO liczone w setkach tysięcy? Zoomy ze świetnym światłem? Piekielnie szybki i niezawodny AF? Optyka ze stabilizacją i nowoczesnymi soczewkami? Przecież w takich warunkach zdjęcia robią się same!

Lubimy zaprzeczać takiej postawie. No bo co to za uproszczenia? Nadal trzeba mieć oko, wyczucie do decydujących momentów i zdolność ciekawego kadrowania. To prawda, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Dziś mamy sto razy łatwiej, niż nasi ojcowie czy dziadkowie.

Sony pokazało, że może być jeszcze łatwiej

Ostatnia premiera Sony RX10 III jest w moich oczach idealnym podsumowaniem dzisiejszego rynku foto. Specyfikacja tego aparatu budzi respekt. Obiektyw o ekwiwalencie zakresu 24-600 mm (tak, sześćset!) ze światłem f/2.4 – f/4 to kosmiczna konstrukcja. Szczególnie, że rzutuje światło nie na jakąś mikrą matryczkę, a na bardzo rozsądny sensor o przekątnej 1 cala. Jest też z czego cropować, bowiem mamy tu 20 mpix.

Sony RX10 III class="wp-image-489022"

Pozostała część specyfikacji też robi wrażenie. Stabilizacja optyczna o wydajności 4,5 EV, szybkość do 14 kl./s, migawka z minimalnym czasem 1/32.000 s, cyfrowy wizjer o świetnej jakości, odchylany ekran, czy w końcu Wi-Fi i NFC to specyfikacja, która sprawdzi się na lata.

No i to wideo! 4K, tryby slow-motion do 960 kl./s i 100 Mb/s, w kodeku XAVC S. Cyferki są świetne, ale w praktyce efekty są równie dobre, co na papierze.

Jest tak dobrze, że aż… za dobrze

Jeśli chodzi o segment kompaktów (a konkretnie aparatów typu bridge), Sony RX10 III dostarcza wszystko, co tylko może zapewnić współczesna technologia. Czyli więcej niż potrzebuje większość fotografów. Teoretycznie to świetna wiadomość, ale w praktyce trzeba w końcu spojrzeć trzeźwym okiem na cenę aparatu. 1600 europejskich monet, czyli lekko licząc 6,5 tys. zł. Za aparat kompaktowy z jednocalową matrycą. Jasne, zaawansowany jak diabli, ale coś się we mnie przewraca, bo dobrze wiem, że w tej cenie można dostać używaną pełną klatkę z podstawowym obiektywem, albo bardzo dobry i uniwersalny zestaw APS-C.

Sony uzasadnia cenę krotnością zoomu. Fakt, zakres 24-600 mm w dowolnej lustrzance wymagałby posiadania całego arsenału wielkich obiektywów i pewnie dwóch szerpów do pomocy. Tylko kto tego potrzebuje?

Zejdźmy wobec tego na półkę bardziej ludzką. Dobrym wyborem, nad którym warto się zastanowić są bezlusterkowce albo zaawansowane kompakty z dużą matrycą. Tu jednak też czeka nas szaleństwo cenowe. Patrząc na Sony, dobrym przykładem jest druga, trzycyfrowa linia RX. Każda kolejna generacja małego kompaktu RX100 jest coraz droższa, bowiem zawiera coraz więcej funkcji.

Dzisiejsze aparaty są przeładowane funkcjami

REKLAMA

Patrząc na nowe premiery utwierdzam się w przekonaniu, że dzisiejsze aparaty są przeładowane funkcjami. Powiedzmy sobie szczerze, większość osób wolałaby kupić „golasa”, bez tych wszystkich szalonych trybów wideo, bez super procesorów, może nawet wolniejszego i z gorszym autofocusem. Byle miał to, co w fotografii liczy się najbardziej: dużą, dobrą matrycę i jasny obiektyw. Na koniec dnia liczy się przecież jakość zdjęć.

Dzisiejszy rynek foto przypomina sklep z nożami, w którym są same scyzoryki. Dlatego uważam, że znacznie lepiej jest kupić aparat tańszy, sprzed kilku generacji, a może nawet używany. Inwestycja w najnowszy aparat ma sens tylko wtedy, kiedy aparat szybko na siebie zarobi.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA