Coś więcej niż kamera samochodowa, czyli Xblitz P200 - recenzja Spider's Web
Na temat kamer samochodowych napisano już prawie wszystko. Prawie wszystkie produkty obecne na rynku spełniają już też wymagania większości (przynajmniej tych umiarkowanie wymagających) użytkowników. W jaki sposób więc zwrócić uwagę klientów na droższe modele? Xblitz chyba znalazł na to sposób. Pytanie tylko, czy skuteczny pod każdym względem.
O zdecydowanej większości obecnych dziś na rynku kamer samochodowych, pozycjonowanych w najpopularniejszych kategoriach cenowych, można w zasadzie za każdym razem napisać to samo. Jakość nagrań w dzień jest wystarczająca lub dobra, w nocy jest gorzej, ale na wypadek kolizji wystarczy, akumulator trzyma krótko, ale i tak trzymamy kamerę na kablu, aparat nadaje się do poglądowych zdjęć (i tak każdy ma smartfona z lepszym aparatem), a wachlarz opcji i ustawień jest „satysfakcjonujący”.
I tak, w mniejszym lub większym stopniu, da się opisać sporo tego typu produktów, może z wyjątkiem pojedynczych wpadek, które nie nadają się do zupełnie niczego.
Xblitz Professional P200 stara się natomiast wymykać tym klasyfikacjom i trzeba mu przyznać, że robi to w ciekawy, choć niekoniecznie tani sposób. Na tyle ciekawy, że postanowiliśmy wypożyczyć go na testy.
Specyfikacja
- DSP: Ambrella
- Rozdzielczość wideo: 1296p/1080p/720p
- Rozdzielczość zdjęć: 4/9/13/16 MPX
- Ekran: 2,7”
- Obiektyw: 170 stopni, F2.2, zoom cyfrowy 8x
- Format plików: MP4 (wideo), JPG (zdjęcia)
- Wykrywanie ruchu: Tak
- Wykrywanie uderzenia: Tak, również w trybie parkingowym
- WDR: Tak
- Pamięć: karty pamięci microSD do 32 GB
- Wyjście HDMI: Tak
- Akumulator: 400 mAh
- Mikrofon i głośnik: Tak
- GPS: brak, dostępny opcjonalnie
W momencie publikacji recenzji - około 650 zł.
Budowa
Jeśli ktoś szuka skromnego, dyskretnego urządzenia, które nie rzucałoby się w oczy z daleka, to niestety P200 niespecjalnie jest mu to w stanie zaoferować.
Nie oznacza to jednak, że ten rejestrator jest brzydki, wielki, czy w jakiś inny sposób wizualnie nieatrakcyjny. Wręcz przeciwnie - zewnętrzną obudowę wykonano w sposób przyjemny dla oka, a sporych rozmiarów obiektyw kamery może niektórym przypomnieć czasy, kiedy nie było jeszcze smartfonów i królowały kompaktowe, kieszonkowe aparaty.
Trudno jednak będzie ukryć za przednią szybą kamerę, której front wykonano w całości z białego tworzywa, pokrytego jeszcze przezroczystą warstwą ochronną. Pozostałe elementy wykończeniowe też nie dają się nie zauważyć. Krawędzie obiektywu hojnie przyozdobiono „plastikowym chromem”, natomiast ramki wykonano częściowo z metalu, który - w dość ciekawy sposób - przechodzi w części bliżej kierowcy w tworzywo sztuczne o nieco ciemniejszej barwie. Na szczęście połyskliwe wykończenie kamery nie powoduje, że w słoneczne dni będziemy oślepiani refleksami światła odbitego od sprzętu, który przecież ma nam pomagać, a nie przeszkadzać.
I na pierwszy rzut oka P200 sprawia faktycznie wrażenie nie tylko dobrze zaprojektowanego, ale także solidnego, a efekt ten tylko potęguje słuszna, acz nie przesadzona masa sprzętu.
Niestety idealnie nie jest. Spasowanie elementów z tworzywa sztucznego nie należy do najwyższej klasy, a ściskając obudowę w niektórych miejscach możemy z łatwością wywołać nieprzyjemne skrzypienie.
Nic jednak nie wskazuje na to, że te niedociągnięcia będą miały jakikolwiek wpływ na długowieczność kamery. Kilkadziesiąt razy wrzucałem ją luzem do schowka w samochodzie, wielokrotnie też przewoziłem ją w podobnym sposób w kieszeniach drzwi, a przez kilka dni nawet na… podłodze z tyłu. I nic specjalnego P200 się nie stało, może poza drobnymi rysami na krawędziach obudowy.
Na szczęście jednak nie zobaczymy tego w trakcie jazdy, a krawędzie P200 są miejscem przeznaczonym nie dla naszych oczu, a dla wszystkich portów oferowanych przez tę kamerę. Dwa z nich znajdziemy na krótszych krawędziach - wyjście HDMI do oglądania materiałów na większym ekranie po lewej i wejście na kartę microSD po prawej. Na górze natomiast rozlokowano (od lewej) złącze miniUSB (dlaczego to w 2016 wciąż jest rzecz?), mocowanie uchwytu do szyby oraz złącze na zewnętrzny moduł GPS i wyjście AV. Dół to natomiast wyłącznie głośnik oraz mikrofon.
Co widzi natomiast kierowca? Przede wszystkim spory, 2,7” wyświetlacz o całkiem dobrej jakości oraz akceptowalnych kątach widzenia (choć czasem trzeba pokombinować z ustawieniem urządzenia). Biorąc pod uwagę fakt, że wyświetlacz ma służyć nam nie w trakcie jazdy, a do późniejszego podglądu na szybko, można go uznać za jedną z mocnych stron P200.
Ekran otacza z kolei 6 sporych przycisków, ustawionych w dwóch kolumnach. Nie mają wprawdzie zbyt głębokiego skoku (i dobrze, przesuwalibyśmy wtedy urządzenie), ale ich „klik” jest pewny i dobrze słyszalny.
Trochę natomiast szkoda, że producent nie zdecydował się wypełnić w żaden sposób wyżłobionych w przyciskach tekstów i symboli tak, żeby łatwiej było je zobaczyć. Ani nie wyczujemy dobrze pod palcem, który z nich jest który, ani patrząc na nie niekoniecznie od razu zobaczymy, co jest na nich narysowane. Z drugiej strony, lepiej takie wyżłobienia niż płaskie nadruki, które pewnie starłyby się w końcu do tego stopnia, że w ogóle musielibyśmy zgadywać, do czego służą.
Obsługa? W czasach dotykowych ekranów trudno nawigację przyciskową uznać za naturalną i trzeba się jej nauczyć oraz przyzwyczaić do niej. Dość szybko jednak staje się oczywiste co i kiedy trzeba nacisnąć.
I nawet mimo tego, że za przyciskami zastosowano jeszcze dodatkowe wypełnienie, trudno stwierdzić, że P200 jest sprzętem wielkim. Owszem, jest dość szeroki i nie należy do najmniejszych produktów na rynku, ale po odpowiednim montażu nie wpływa negatywnie na naszą widoczność i nie rozprasza w trakcie jazdy.
Oczywiście w zestawie znajduje się też bardzo długi kabel zasilający z ładowarką do gniazda zapalniczki, z którym na pewno zaprzyjaźnimy się w czasie jazdy. 400 mAh akumulatora pozwoli nam na nagrywanie wideo przez pojedyczne minuty. Ale to akurat standard.
Miłym bonusem jest przy okazji fakt, że zasilacz może nie tylko ładować kamerę, ale i wyposażono go w pełnowymiarowe wyjście USB, dzięki któremu - posiadając odpowiedni kabel - naładujemy np. telefon, nawet pomimo zajętego gniazda zapalniczki.
Nagrywamy
Xblitz P200 ma oczywiście wszystkie te funkcje systemowe, których moglibyśmy oczekiwać po kamerze samochodowej. Nagrywanie uruchomi się więc automatycznie w momencie, kiedy włączony zostanie zapłon, zarejestruje (opcjonalnie) ruch przed samochodem, kiedy ten stoi na parkingu, nagra w pętli (2, 3, 5 min) z nadpisywaniem, automatycznie zabezpieczy materiał przy poważniejszych wstrząsach (możemy to także zrobić samodzielnie, naciskając przycisk), zapisze oczywiście wideo, dźwięk (choć to akurat bardzo słabo - szybko wyłączyłem tę opcję) i zdjęcia.
Do tego jeszcze oferuje rozdzielczość „Super Full HD” (2304x1296p przy 30 kl./s, który… niespecjalnie różni się jakością od panoramicznego FHD), trzy poziomy jakości, opcjonalny tryb HRD, czterokrotny zoom cyfrowy i WDR, odpowiedzialny za rozjaśnianie niedoświetlonych obszarów obrazu rejestrowanego przez szerokokątny obiekty o kącie widzenia równym 170 stopni.
Nie jednak te, dość standardowe opcje czynią P200 sprzętem interesującym, ale zanim przejdziemy do tego, co faktycznie ciekawe, odróbmy pańszczyznę i odpowiedzmy na pytanie jak P200 spisuje się jako kamera samochodowa.
Odpowiedź jest raczej prosta: przy najwyższej rozdzielczości i jakości dobrze, a momentami nawet bardzo dobrze. Szczególnie w dzień i w dobrym oświetleniu trudno jest powiedzieć złe słowo na którykolwiek element nagrań. Może i nie ulepimy z tego światowej klasy filmu, ale tablice rejestracyjne są czytelne w wielu przypadkach nawet na samochodach stojących czy przejeżdżających dwa pasy od nas. Trudno wymagać więcej.
Pod wieczór i w nocy jest oczywiście trochę słabiej, tym bardziej, że P200 w żaden sposób nie doświetla rejestrowanego obrazu. W oczy od razu rzuca się spore ziarno, tablice samochód nie zawsze są czytelne, a światła nadjeżdżających samochodów i oświetlenie uliczne oraz sygnalizacja świetlna potrafią jeszcze bardziej skomplikować kamerze życie.
Nie oznacza to jednak, że nagrania nocne są całkowicie do bani - wręcz przeciwnie. Są słabsze, ale nie są złe. Przy ustalaniu wydarzeń na drodze rejestrowany materiał może okazać się bardzo przydatny - tym bardziej, że nie ma tu żadnych wątpliwości co do tego, że to po prawej to np. pieszy, a nie drzewo, a to po lewej to samochód, a nie kępa krzaków. A bywa czasem i tak…
Dobrze sprawuje się również dołączany w komplecie uchwyt. Zapięcie do kamery jest solidne i sztywne, a przyssawka w obecnych temperaturach dobrze trzyma się nawet chłodnej szyby.
Co do zdjęć, są ok, chociaż zdziwiłbym się, gdyby ktoś w przypadku kolizji czy wypadku bawił się w odmontowywanie kamery od szyby, zamiast załatwienie dokumentacji fotograficznej smartfonem.
PS Szyba na nagraniach jest oczywiście celowo zabrudzona na potrzeby testów. W końcu co to za testy w laboratoryjnych warunkach.
PPS Nie miałem pojęcia, że ta szyba jest tak brudna.
ADAS, czyli to, co faktycznie najciekawsze
Dość szybko udało się ustalić, że kamera nagrywa dobre lub bardzo dobre filmy w sprzyjających warunkach i znośne w warunkach nocnych. Trudno jednak wymagać, żeby było inaczej, skoro kamera kosztuje aż 650 zł - więcej, niż wiele osób planuje przeznaczyć na taki sprzęt. Więc, cóż, trochę nuda.
Xblitz P200 ma jednak zestaw gadżetów, ukrytych pod nazwą ADAS, którym - prawdę mówiąc - poświęciłem większą część testów.
Początkowo do listy ciekawostek doliczyłem również system ostrzegający o zmęczeniu kierowcy, którym producent chwali się nawet na pudełku, ale dość szybko lista została skrócona właśnie o tę pozycję. „Asystent zmęczenia” to nic innego niż „system” zliczający czas jazdy i sugerujący po 4 godzinach, że czas na przerwę. Także tego.
ADAS to natomiast zupełnie inna sprawa. Pod tą nazwą kryją się systemy odpowiedzialne za ostrzeganie o zbyt małej odległości do poprzedzającego auta lub innej przeszkody, a także o zmianie pasa ruchu. No, i to brzmi ciekawie - gadżety z nowych samochodów w dowolnym aucie. Bajka czy obietnice bez pokrycia?
Tutaj niestety odpowiedź nie jest jednoznaczna.
Przy pierwszych kilku jazdach przyznaję, że mocno zniechęciłem się do ADAS-a z prostego powodu - praktycznie nie działał. Samochodami-przeszkodami, do których miałem podjechać zbyt blisko, stawały się tablice informacyjne, znaki drogowe, ba, nawet drzewa stojące gdzieś w oddali miały mieć względem mnie mordercze plany. Świat stał się nagle dużo mniej przyjaznym miejscem.
Żeby nie było - przeczytałem instrukcję, z której dowiedziałem się, że „Asystent kalibracji ruchu” służy do „Kalibracji pasa ruchu”. Dziękuję.
W końcu jednak udało mi się dokopać do odpowiednich ustawień ADAS-a, choć i to początkowo niewiele zmieniło. System można włączyć, wyłączyć albo skalibrować. Tyle tylko, że nigdzie nie jest specjalnie napisane, na czym ta kalibracja ma polegać. Klikamy „kalibracja” i na ekranie pojawiają się dwie poziome linie - takie, jak w przypadku gdy system jest włączony w trakcie jazdy.
Próbowałem różnych rzeczy - włączania kalibracji stojąc idealnie na środku pasa, żeby kamera „zrozumiała”, gdzie są linie i gdzie są inne samochody. Próbowałem tak nakierować kamerę, żeby pomiędzy liniami na ekranie znalazł się dokładnie jeden stojący przede mną samochód. I nic. Linii rozdzielających pasy ruchu jak nie wykrywał, tak nie wykrywał dalej, a drzewa nadal były pojazdami znajdującymi się zbyt blisko mnie.
I wtedy przyszło olśnienie, a może raczej przypadek. Okazało się, że kalibracja ADAS-a nie jest jakąś kosmiczną sztuką i trzeba po prostu, wciskając strzałki na obudowie, ustawić wysokość przerwy pomiędzy liniami na ekranie. Trochę na chybił trafił, a trochę na bazie tego, kiedy reaguje na sytuację na drodze dobrze, a kiedy źle. Nagle wszystko zaczęło działać nieporównywalnie lepiej.
Przede wszystkim zaczął działać asystent zmiany pasa ruchu i to działać całkiem sprawnie. Na ekranie zaczęły pojawiać się po dwa zielone punkciki na każdą krawędź jezdni, skutecznie ostrzegając mnie dźwiękiem o zmianie pasa ruchu. Tak, to działało. Nie w 100% sytuacji, ale w wielu przypadkach system odpowiednio wychwycił fakt, że właśnie zmieniam pas i robił to bardzo szybko.
Stuprocentowej skuteczności jednak nie było, głównie przez to, że system nie zawsze potrafi określić obydwie krawędzie pasa ruchu. Czasem potrafił mnie zaskoczyć pozytywnie, wyznaczając linię wzdłuż krawężnika, a czasem nie dostrzegał lekko już poszarzałej linii po lewej strony. Reguły nie było, ale i tak działało lepiej, niż się spodziewałem i niż działało na początku.
Na dobrze oznaczonych drogach szybkiego ruchu i autostradach, czyli tam, gdzie faktycznie taki system jest przydatny (np. duże zmęczenie i znużenie kierowcy po długiej podróży), taki system faktycznie może się sprawdzić i przydać.
W mieście natomiast niekoniecznie. Przede wszystkim Xblitz P200 nie ma bladego pojęcia, że nasz manewr jest celowy i będzie na nas burczał swoim małym (ale wydajnym) głośniczkiem tak czy siak.
Po drugie dźwięk ostrzegawczy jest taki sam dla wszystkich ostrzeżeń i to naprawdę wszystkich. Czy przekraczamy linię na drodze, czy jest zbyt ciemno dla kamery (!), czy dojeżdżamy do kogoś zbyt blisko - zawsze ten sam dźwięk, który nie wiemy jak interpretować. A przecież wgranie 3-4 różnych dźwięków to żaden problem. Tak samo jak stwierdzenie, że czerwony tekst ostrzegawczy na przeważnie ciemnym tle drogi i aut przed nami, za nic w świecie nie będzie czytelny. Przypominam - chodzi o ostrzeżenia, nie jakieś zbędne informacje.
Tak samo jak opcja wyłączenia niektórych elementów ADAS-a i zostawienia pozostałych. W obecnej wersji systemu jest albo wszystko, albo nic. I trochę szkoda, bo o ile asystent pasa ruchu przydawał mi się przy wyjazdach poza miasto, o tyle ostrzeżenia o samochodzie przed nami nie udało mi się chyba do samego końca skonfigurować dobrze.
Nie, nie było tak źle jak na początku, ale też trudno napisać, że było idealnie. Szczególnie, że kamera szerokokątna bardzo oddala obraz, więc nawet kiedy ostrzeżenie przyszłoby w porę, ja już pewnie nie zdążyłbym i tak zareagować.
Zresztą nawet nie udało mi się znaleźć reguły, kiedy system w ruchu miejskim działał poprawnie, a kiedy nie. Raz ostrzegał mnie słusznie przy dojeżdżaniu do małego autka miejskiego, a innym razem nie był łaskaw poinformować o dojeżdżaniu do sporej ciężarówki. Czasem też maniakalnie wręcz piszczał na mnie podczas postoju albo w momencie, kiedy samochód przede mną… odjeżdżał.
W trakcie stania w korku lub na światłach dobrze przy tym widać, jak daleko systemowi rozpoznawania samochodów daleko do doskonałości. Na ekranie cały czas można śledzić, jakie obiekty mogą stanowić dla nas zagrożenie - są obrysowane fioletowym prostokątem. Właściwie ani razu nie widziałem (przy stojącym aucie moim i tym przede mną!) poprawnie, w całości uchwyconego auta.
Trochę lepiej było na autostradzie,a więc w scenerii dużo mniej skomplikowanej - tutaj fałszywych alarmów było mniej, a skuteczność wyraźnie wzrosła.
Podsumowanie
Obydwa systemy zawarte w „pakiecie” ADAS są w stanie zainteresować, ale pod wieloma względami wymagają jeszcze porządnego dopracowania i bardzo prawdopodobne, że prędko (a może nawet nigdy) nie dogonią rozwiązań oferowanych bezpośrednio przez producentów samochodów. Cóż, trochę szkoda - zapowiadało się naprawdę ciekawie.
Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby ktoś kupił P200 ze względu na dobrą jakość nagrań, ciekawy wygląd i dobrą jakość wykonania, a z ADAS-a korzystał od czasu do czasu, raczej na autostradach. Nie zamiast uważać na drodze, a jako bonusową warstwę ostrzegawczą. Nie jest ona wprawdzie niezawodna, ale zawsze lepiej mieć szansę na to, że coś nas ostrzeże w momencie, kiedy się zagapimy.
Zalety:
- Dobra jakość wykonania (z malutkimi wpadkami)
- Duży, czytelny ekran
- Dobra jakość nagrań i spore możliwości konfiguracji
- Duża liczba opcji
- ADAS mimo wszystko potrafi się sprawdzić (po dobrej konfiguracji) na autostradach
Wady:
- Wysoka cena
- ADAS w ruchu miejskim nie sprawdza się prawie w ogóle i bardziej denerwuje
- Brak GPS
- Kiepska instrukcja