REKLAMA

Wielkie niespodzianki i niesamowite zwycięstwa - wszystko, co musisz wiedzieć o turnieju League of Legends na IEM 2016

Doczekaliśmy się. Znamy tegorocznych mistrzów League of Legends, wyłonionych w trakcie trzech dni nieustannych zmagań, obserwowanych przez miliony graczy na całym świecie. Teraz, gdy konfetti już opadło, Spodek opustoszał, a ekipa sprzątająca ma pełne ręce roboty, my prześwietlamy zwycięzców IEM 2016 i analizujemy ich rozgrywkę.

League of Legends
REKLAMA
REKLAMA

SKT T1 vs TSM (2-0)

Pojedynek najbardziej lubianych z najbardziej utytułowanymi. Początek bez większych zaskoczeń. Duke pokazał, jak duże znaczenie mają aktualnie wydarzenia na górnej alei. Od samego początku wygrywał ten matchup, co w późniejszej fazie gry skutkowało jego odpornością na wszelkie ataki przeciwników. TSM przez kilkadziesiąt minut szukało odpowiedzi na zagrania Koreańczyków, aż ci wreszcie zakończyli pierwszy mecz.

Drugie spotkanie tylko potwierdziło moje obawy co do wybieranych przez TSM bohaterów. Trudno jest się mierzyć z Koreańczykami, więc trzeba było znaleźć jakieś pole, które budowałoby chociaż niewielką przewagę, dodawało pewności siebie. Tymczasem grane przez TSM postaci tylko wzbudzały większe obawy. Bezużyteczna Janna, słaba rotacja na samym początku... Udało się zbudować skromną przewagę, ale SKT odebrało ją dobrym teamfightem i Baronem w 21 minucie. Bezproblemowe 2-0 dla Koreańczyków.

Royal Never Give Up vs Fnatic (1-2)

Pierwsza gra tego meczu to jeden z lepszych występów Fnatic. Wystarczy spojrzeć na liczby, żeby zrozumieć, że RNG nie miało nic do powiedzenia. Kilka mocnych bohaterów w postaci Trundle'a czy Jhina, świetne egzekwowanie planu na grę i jednostronne spotkanie zakończone w nieco ponad 23 minuty.

1071156_1181524151865366_1254339931_o

Druga mapa to popis RNG. Dostaliśmy typowe Royal - agresję, dobre pozycjonowanie i mechaniczne umiejętności na bardzo wysokim poziomie. Fnatic odpowiadało czasami na zbyt głębokie wejścia w teamfighty ze strony chińskiej drużyny, ale ani razu nie udało im się nawiązać kontaktu dającego możliwość powrotu. RNG prowadziło tę grę, by sprawnie zakończyć ją udanym teamfightem i Baronem.

W ostatniej grze wątpliwości zaczęły się już w fazie ban/pick. Fnatic wykonało kawał dobrej roboty, wybierając bohaterów. Duet Thresh/Kalista to jedna z tych strategii, która zawsze napawa optymizmem. Stworzyli kompozycję, która otworzyła ich na bardzo duże możliwości na każdej z linii. Początek wyglądał dobrze dla Fnatic, mimo pierwszej krwi przelanej przez Loopera. Cały czas mieli przewagę rosnącą coraz bardziej z minuty na minutę. Najpierw pierwsza wieża, potem dwie kolejne, dobry teamfight, w którym zabili całe RNG i wreszcie Baron. Świetne team composition, bardzo mądra gra Fnatic oraz zasłużony awans do finału.

Finał: SKT T1 vs Fnatic (3-0)

Pierwsza mapa wpadła na konto SKT. Bardzo imponował opór, jaki stawiali Fnatic w tym spotkaniu. Prowadzili w liczbie zabójstw przez większość tego spotkania, ale zapomnieli niestety o reszcie objective'ów. Za jednego pokonanego gracza potrafili oddawać smoka, wieżę, czy w ogóle nie brać nic w zamian. SKT po prostu zrobiło swoje.

Godzinę później Koreańczycy prowadzili już 2-0. Fnatic znów zagrało podobne team composition i zostało pokonane znacznie bardziej przekonująco niż w pierwszym spotkaniu. Początek tego nie zapowiadał, ale kiedy SKT niszczyło nexus przeciwnika, różnica w złocie i objective'ach była znacząca.

SKT wygrywa 3-0. Najlepszym zobrazowaniem tego pojedynku są wyniki osiągane przez dwóch midlanerów, grając Zedem. Kiedy zdecydował się na niego Febiven, zakończył mecz wynikiem 3/2/2. Nie miał nic do powiedzenia przez całe early, tracąc do Fakera kilkadziesiąt cs-ów. W trzecim spotkaniu to midlaner SKT wybrał swojego ulubionego championa i po 20 minutach jego wynik wynosił 5/2/4. Fnatic zaryzykowało dużą agresją we wczesnej fazie gry, nie udało się.

Koreańczycy byli po prostu lepsi. Na palcach jednej ręki można policzyć drużyny, które urwałyby chociaż jedną mapę SKT grającemu w takim uderzeniu. Fnatic udowodniło wystarczająco dużo. Pokonali najlepsze chińskie drużyny, zostawili Stany Zjednoczone daleko w tyle i zajęli drugie miejsce, poddając ostatnią grę przeciwko najlepszym na świecie.

Podsumowanie turnieju

Fnatic zaliczyło naprawdę mocną imprezę. Zwycięstwo w Counter Strike'u, finał Heroes of the Storm i wreszcie emocjonująca wędrówka po drugie miejsce w turnieju League of Legends. Nie wiem, czy ktoś się spodziewał takiej niespodzianki ze strony drużyny Rekklesa i reszty. Jeżeli ktoś oczekiwał takiego obrotu spraw, na pewno publicznie się do tego nie przyznawał. Wszystkie znaki wskazywały na wczesną porażkę Fnatic.

Tymczasem panowie faktycznie spadają na drabinkę przegranych, ale potem biorą się w garść i niesieni przez doping publiczności przechodzą do playoffów po świetnym show w postaci dwóch wygranych bo3. Wszystkie gry w systemie bo3 kończyli wynikiem 2-1. Pokonali CLG, QG Reapers, RNG, by zatrzymać się na najlepszych.

Fnatic pokazało na tym turnieju naprawdę wiele. Przeciwstawili się wszystkim czynnikom świadczącym przeciwko nim i pokazali kawał dobrej gry. Jestem niezmiernie ciekawy, jak ten weekend wpłynie na ich pewność siebie w LCS-ach. Na IEM-ie pokonali dużo lepsze drużyny niż większość tych, z którymi mierzyli się w lidze. Ich największym problemem zdaje się być faza picków i banów. Decydująca gra z RNG była jedyną, gdzie nikt nie miał zastrzeżeń do wybieranych bohaterów. Reszta momentami pozostawiała wiele do myślenia.

12837404_1181524008532047_244475418_o

Nie trzeba wiele mówić o występie SKT. Koreańczycy zrobili to, co zazwyczaj mają w zwyczaju. Pisałem o tym przy okazji moich spekulacji o ich przeciętnym wyniku w LCK i potencjalnych problemach z najlepszymi. Nie doświadczyli bardzo stresujących sytuacji, ale bo5 z Fnatic było godne finału. Nie mieliśmy bowiem do czynienia z kilkoma stompami i szybkim 3-0. Panowie z europejskich LCS-ów potrafili prowadzić grę i zostać pokonanym głównie przez szersze spojrzenie na grę ze strony SKT i umiejętności mechaniczne. SKT było po prostu lepsze.

REKLAMA

Podczas gdy QG Reapers czy RNG zagrało całkiem solidne gry, CLG pozostaje chyba najbardziej przykrą niespodzianką. Jeszcze kilka dni temu spodziewałem się ich w finale z SKT, ale niestety nie wyszło. Trafili do trudniejszej grupy, jednak problem od samego początku leżał gdzieś głębiej. W meczu z SKT nie robili praktycznie nic, czekali na porażkę. Mimo walki w bo3 z Fnatic, w niczym nie przypominali drużyny z amerykańskich LCS-ów.

To był naprawdę udany turniej. Jeszcze w niedzielę ze smutkiem patrzyłem na półfinały, oczekując  azjatyckiego rozstrzygnięcia. Na szczęście się pomyliłem. Fnatic zapewniło nam emocje do samego końca. Dzięki nim można znów wrócić do żywienia głębokich nadziei w europejską scenie League of Legends. W czwartek wszyscy dalej pisali o H2K, G2 czy Vitality, a teraz Fnatic włącza się w to zestawienie. Jeżeli utrzyma się poziom reprezentowany przez wspomniane drużyny, nadchodzące playoffy LCS-ów mogą przysporzyć nam mnóstwo dobrego.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA