Bezrobocie technologiczne to realne zagrożenie. Szczególnie dla Polski
Ludzie słusznie obawiają się maszyn, które mogą odebrać im pracę. Bezrobocie technologiczne to zjawisko, które może niebawem może nas dotknąć. Da się jednak jemu zaradzić, porzucając codzienny czas pracy wynoszący 8 godzin.
Obecnie większość firm stawia na jak największą automatyzację produkcji. Trendowi temu opiera się Mercedes-Benz, który zdecydował się zrezygnować z robotów na części swoich linii produkcyjnych na rzecz ludzi. Przyczyną decyzji Mercedesa jest fakt, że roboty nie radzą sobie personalizowaniem samochodów klasy S, które są dostępne w ogromnej liczbie wariantów. Każde auto może mieć ogrzewane miejsce na napój, różne modele kół, elementy z włókna węglowego oraz cztery rodzaje nakrętek do kół. Krótko mówiąc, każdy samochód może różnić się wieloma szczegółami od innych aut. A to sprawia, że roboty stają się mniej wydajne od ludzi.
Jednak mimo takich nielicznych kroków to właśnie branża samochodowa wykorzystuje najwięcej robotów przemysłowych. Według danych Międzynarodowej Federacji Robotyki w 2014 roku sprzedano 100 000 tego typu maszyn. Ogólna liczba robotów przemysłowych na świecie wynosiła wówczas 1,5 miliona sztuk, a eksperci MFR przewidują, że w ciągu kolejnych dwóch lat na rynku pojawi się następne 1,3 miliona tego typu urządzeń, a szybkość wdrażania następnych maszyn tego typu w dalszym ciągu będzie rosnąć.
Trend ten jednak może zacząć się zmieniać.
Powodem tego jest większe zainteresowanie luksusowymi produktami, w tym samochodami, które cechują się nie tylko lepszymi osiągami i świetną jakością wykonania, ale też większą liczbą konfiguracji i elementów opcjonalnych. To wymaga dużej elastyczności, której nie jest w stanie zapewnić linia produkcyjna, przynajmniej na razie. Ludziom wystarczy przygotować plan pracy, wydać odpowiednie dyspozycje i przygotować im nowe elementy. Proces ten trwa zazwyczaj kilka dni.
Z kolei linię produkcyjną i znajdujące się na niej roboty trzeba zupełnie przeprogramować, co może zająć nawet kilka tygodni. Dzięki wykorzystaniu ludzi na liniach produkcyjnych Mercedes chce skrócić czas produkcji samochodu z 61 do 30 godzin. Ma to być możliwe dzięki wyposażeniu pracowników w wiele lekkich narzędzi oraz mniejszych robotów działających razem z ludźmi. Połączą ludzką elastyczność z prędkością pracy robota.
Nie należy też się bać o to, że klasyczne roboty i ludzie będą wchodzić sobie w paradę, co negatywnie wpłynie na poziom bezpieczeństwa pracy w fabryce. Linie produkcyjne składające się z ludzi i robotów będą od siebie odizolowane. Chciałbym wierzyć, że chodzi tu nie o zwykłe względy bezpieczeństwa, ale o ewentualne zamieszki, do których może dochodzić między ludźmi i robotami, ale to chyba wina zbyt dużej liczby czytanych przeze nie książek science-fiction.
Mimo wszystko jeśli kiedykolwiek będziecie pracownikami w takiej fabryce i robot was spyta, czy macie papierosa, odpowiedzcie spokojnym głosem, że przecież roboty nie palą. Jeśli zaś będzie chciał dowiedzieć się, komu kibicujecie, obejmijcie go, serdecznie się uśmiechnijcie i powiedzcie, że “naszym”. Z doświadczenia wiem, że to zawsze działa na istoty myślące w sposób zero-jedynkowy.
Nie tylko Mercedes-Benz widzi, że maszyna nie zawsze jest wydajniejsza od człowieka.
Podobne systemy testują też niemieckie BMW i Audi. Firmy te chcą wprowadzić roboty wyposażone w liczne czujniki i sztuczną inteligencję, które mogłyby wspierać pracę ludzi. Obecnie trwają badania nad poprawą bezpieczeństwa tego rozwiązania. Także Toyota, światowy lider robotyki przemysłowej, chce dać więcej pracy ludziom i w ten sposób nie tylko zwiększyć swoją wydajność, ale też zmniejszyć liczbę odpadów. Mimo wszystko należy jednak spodziewać się, że z czasem roboty będą stawać się coraz doskonalsze i coraz więcej firm będzie zlecać produkcję swoich wyrobów właśnie maszynom. Jak widać, na to poczekamy jednak jeszcze co najmniej kilkanaście lat.
Mimo wszystko mamy się czego bać. Z przygotowanego na rynek brytyjski raportu firmy doradczej Deloitte i naukowców z Uniwersytetu Oxford wynika, że bezrobocie technologiczne będzie przybierać na sile. W ciągu 20 lat roboty mogą zastąpić w pracy 35% osób. Już teraz pojawiają się w pełni zautomatyzowane miejsca, takie jak Hen Na Hotel znajdujące się nieopodal japońskiego Nagasaki, który jest praktycznie w pełni obsługiwany przez roboty. Bezrobocie technologiczne najbardziej zagraża słabo wykwalifikowanym pracownikom wykonującym powtarzalne czynności. Osoby takie znajdują się praktycznie w każdej branży i stanowią dużą część pracowników.
By się o tym przekonać, wystarczy pójść do McDonald’s. W barach tych dowolne danie można zamówić za pomocą dużego ekranu, następnie zapłacić za nie kartą płatniczą i tylko odebrać je od pracownika. Sam chętnie korzystam z tego rozwiązania, bo korzystanie z niego jest szybsze i przyjemniejsze od stania w długiej kolejce do tradycyjnej kasy. Ekran i terminal do cyfrowych płatności są też tańsze w utrzymaniu od zwykłego pracownika. Roboty mają też dodatkową przewagę nad ludźmi. Otóż będą mogły pracować w warunkach zbyt ciężkich dla ludzi.
Zdaje sobie z tego sprawę KGHM, który chce do 2040 roku zbudować inteligentna kopalnię pozbawioną górników. Teoretycznie motywacją do jej stworzenia jest troska o ludzkie życie, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że chodzi tu głównie o pieniądze. Maszyna nie dostaje pensji, nie tworzy związków zawodowych, nie protestuje i pracuje nieprzerwanie w praktycznie każdych warunkach. W wielu branżach, w tym górniczej, ludzie nie mają z nimi szans.
Polska jest jednym z krajów, którym bezrobocie technologiczne może zagrozić najbardziej.
Wynika to z badania Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych. Krótko mówiąc, tam gdzie kraj jest słabo rozwinięty, większość pracowników wykonuje proste zajęcia, które równie dobrze mogą wykonywać roboty. Właśnie dlatego w Norwegii i Szwajcarii odsetek miejsc pracy mocno zagrożonych automatyzacją wynosi mniej niż 20%. Z kolei na Słowacji, Węgrzech i właśnie w Polsce odsetek ten wynosi właśnie 36% i jest najwyższy wśród wszystkich krajów Unii Europejskiej.
Oznacza to, że nasz kraj najbardziej ucierpi przez bezrobocie technologiczne. Dotknie ono przede wszystkim osoby związane z branżą spożywczą, turystyczną, budowlaną, sprzątającą, górniczą i transportową. Automatyzacji nie muszą bać się osoby kreatywne, takie jak kadry zarządzające, dziennikarze i marketingowcy. Co więcej, niektóre grupy zawodowe zyskają na coraz większej automatyzacji. Będą to inżynierowie i pracownicy techniczni. Trudno jednak spodziewać się, że wszyscy nagle staną się inżynierami. Tym bardziej, że pracę stracą osoby niewykwalifikowane, zaś inżynierowi zajmujący się szeroko pojętą automatyką i robotyką to przeciwieństwo takich ludzi.
Czy to oznacza, że konieczne jest pozbywanie się robotów i stawianie przy taśmach produkcyjnych ludzi? Oczywiście, że nie, ponieważ chyba żaden człowiek nie marzy o tym, by przez trzecią część doby stać w fabryce. Dlatego warto rozpocząć rozważać skrócenie dnia pracy. Przykład Szwecji, która zdecydowała się na testowanie tego pomysłu pokazuje, że jest to bardzo dobre rozwiązanie. W podobny sposób działa między innymi Filimundus, szwedzkie przedsiębiorstwo tworzące aplikacje mobilne, znajdujące się w Goeteborgu centra serwisowe Toyoty, dom opieki z tego samego miasta oraz szwedzkie urzędy. O przykładach takich jakiś czas temu wspominał Newsweek.
Jasno one pokazują, że taki tryb pracy wymaga większego zatrudnienia, ale pracujący w ten sposób ludzie są bardziej efektywni, zdrowsi oraz szczęśliwsi. Zły wpływ długiego czasu pracy na stan zdrowia potwierdzają też trwające przez 8 lat badania opublikowane przez “The Lancet”. Wynika z nich, że osoby pracujące po 55 godzin w tygodniu były o jedną trzecią bardziej zagrożone ryzykiem wystąpienia udaru mózgu niż osoby pracujące 35-40 godzin tygodniowo. Osoby dużo pracujące miały też o 13 procent większe szanse na rozwój choroby wieńcowej i były w gorszej kondycji psychicznej. Jak na ironię, bezrobocie technologiczne, a raczej strach przed nim, może pomóc uporać się z tymi problemami.
Wielu osobom może się wydawać, że żadnej firmie nie jest na rękę zatrudnianie większej liczby pracowników na krótszy czas.
Jest to prawda, ale tylko pozorna. Przekonał się o tym już w 1914 roku Henry Ford, który ze względu na dużą liczbę absencji w pracy i niskie zaangażowanie pracowników podwoił minimalne zarobki pracowników do poziomu 5 dol. dziennie i jednocześnie zmniejszył liczbę godzin pracy z 9 do 8. W ten sposób nie tylko zdobył wykwalifikowaną kadrę, ale też jego pracownicy zaczęli się bogacić i mogli sobie pozwolić na kupno jego samochodu.
By jeszcze bardziej napędzić rozwój firmy, decydował się na dalsze podwyżki pensji, zwiększenie zatrudnienia oraz obniżanie ceny samochodów. To także Henry Ford jako pierwszy zdecydował się na wprowadzenie 5-dniowego tygodnia pracy. Co prawda nie zrobił tego z własnej woli, a pod naciskiem pracowników, ale ostatecznie decyzja ta mu się opłaciła. Jego pracownicy byli nie tylko bardziej wypoczęci i szczęśliwsi, ale też w wolne dni wyjeżdżali za miasto jednocześnie popularyzując samochody i pośrednio napędzając zysk firmy, w której pracowali.
Doskonale widać, że choć w krótkiej perspektywie skrócenie czasu pracy może wydawać się nieopłacalne, to w dłuższej okaże się jak najbardziej dobre zarówno dla pracodawców, jak też dla pracowników. Należy jednak mieć nadzieję, że na odpowiednie zmiany zdecydują się największe firmy. Tylko dzięki nim możliwe będzie przeprowadzenie tej małej rewolucji. Wówczas wizja technologicznego bezrobocia oddali się, my będziemy wiedzieć, jak w przyszłości przeprowadzać podobne zmiany. A te będą konieczne, bo maszyny z każdym rokiem stają się coraz doskonalsze.
Z kolei ludzie będą mieć nie tylko środki do życia, ale też będą czuć się potrzebni i zyskają więcej czasu na odpoczynek, rozwijanie się oraz… zakupy, dzięki czemu będą powstawać kolejne miejsca pracy, a gospodarka będzie nadal się rozwijać. Zmiany te początkowo mogą być trudne i wydawać się nieopłacalne dla pracodawców, ale ostatecznie skorzystamy na nich wszyscy.