Tej łodzi nie da się zatopić. Jolla wraca do gry i ma pomysł, jak utrzymać się na powierzchni
Najpierw były wielkie emocje i równie wielkie obietnice, nadzieje oraz oczekiwania. Potem, kiedy wiele wskazywało na to, że wszystko jest co najmniej "ok", nagle okazało się, że wcale tak "ok" nie jest. Do tego stopnia, że fińska Jolla praktycznie stała na krawędzi bankructwa. Teraz jednak najwyraźniej złapała wiatr w żagle, bo zaczyna głośno mówić o tym, aby jeszcze jej nie skreślać. I ma ku temu powody.
Ten "wiatr w żagle" to oczywiście pieniądze. Te, których nie udało się zebrać na czas poprzednim razem, i których brak spowodował, że konieczne były spore zmiany wewnątrz firmy. W tym między innymi te polegające na "tymczasowym" zwolnieniu spore części pracowników.
Teraz Jolla zakończyła w końcu zbieranie funduszy. Z sukcesem.
We wpisie na oficjalnym blogu firmy, zatytułowanym po prostu "Jolla is back in business!", Juhani Lassila stwierdza wprost, że owszem, było źle (czego nikt nie ukrywał), ale kryzys został w większości zażegnany. Lassila nie boi się przy tym mocnych zwrotów, określając niedawne położenie firmy jako "dolinę śmierci", którą na szczęście udało się szczęśliwe opuścić. Obecna sytuacja ma być "stabilna", natomiast przyszłość "zabezpieczona finansowo".
Niestety ani wpis na blogu, ani oficjalny komunikat prasowy nie ujawniają, ile funduszy udało się uzyskać w ramach rundy finansowania C. Jolla zapewnia natomiast, że te inwestycje, w połączeniu z kolejnymi umowami licencyjnymi, które mają zostać podpisane w najbliższej przyszłości, pozwolą nie tylko na rozwój platformy Sailfish, ale także kolejne "duże" partnerstwa. Cały czas poszukiwane są przy tym kolejne firmy, które chciałyby "zaoferować światu alternatywę na rynku mobilnych systemów operacyjnych".
Co istotne, Jolla twierdzi, że jest wśród producentów sprzętu zainteresowanie Sailfishem, szczególnie wśród firm, które mają na uwadze przede wszystkim bezpieczeństwo i prywatność. Podobne sygnały można było zresztą odebrać już kilka miesięcy temu, choć wciąż nie wiadomo dokładnie, które firmy miałby faktycznie skorzystać z fińskiej platformy. Konkretów nadal raczej brak.
Niektóre rzeczy Jolla zakomunikowała jednak na szczęście wprost.
Przede wszystkim cały czas zmieniany jest model działania firmy, która nie jest w stanie samodzielnie ponosić wszystkich kosztów związanych z samodzielnym rozwojem i próbami popularyzacji systemu operacyjnego (o czym zresztą boleśnie przekonało się też wielokrotnie większe BlackBerry) oraz dystrybucją sprzętu. Mówiąc wprost, firma po prostu zorientowała się, że biznes na taką skalę, jaka była zaplanowana, najprościej w świecie ją przerósł.
Z tego też powodu partnerzy Jolli (nadal bez konkretów...), głównie ci z Rosji, Indii i Chin, mają ponosić część kosztów związanych z rozwojem i działalnością na danych rynkach, podczas gdy Jolla skupi się na samej tylko platformie oraz wsparciu dla producentów oprogramowania.
Co może być jednak ważniejsze dla tych, którzy Jolli już raz zaufali, Finowie po raz kolejny wypowiedzieli się na temat swojego niesamowicie już opóźnionego w kwestii rynkowej premiery tabletu. Projekt, na który ponad rok temu (!) uzbierano w rekordowym tempie ponad 2,5 mln dol., do tej pory jeszcze nie przerodził się w gotowy produkt, trafiający w ręce klientów. I... nie wiadomo dokładnie kiedy w nie trafi.
Pewne jest jedynie to, że po pierwsze projekt został znacząco opóźniony po raz kolejny - tym razem przez przerwę w dopływie gotówki, która doprowadziła do poważnego kryzysu firmy. Żeby było jeszcze zabawniej, Finowie nie twierdzą, że teraz, kiedy udało się uzyskać dodatkowe środki, produkcja rusza z kopyta i lada dzień tablet w końcu zadebiutuje na rynku. Wręcz przeciwnie - teraz, kiedy firma została uratowana, jej pracownicy "znów zajmą się tym projektem i przygotują plan dokończenia go".
Po drugie natomiast, Jolla zrobi wszystko, żeby ostatecznie urządzenie to dotarło do zamawiających, ale nawet nie próbuje podawać daty. Co, dla osób, które zainwestowały w ten sprzęt rok temu, może być mimo wszystko dość smutną wiadomością. Owszem, z jednej strony otrzymają w końcu swój towar, ale z drugiej strony, czy po roku opóźnienia (a czekania będzie pewnie jeszcze sporo) taki tablet ma jeszcze jakąś wartość? Może i nie był to specjalnie drogi sprzęt, może i nie postarzeje się tak strasznie, ale i tak trudno mi sobie wyobrazić kupienie tego typu sprzętu i czekanie na niego w nieskończoność.
Mimo wszystko nadal warto patrzeć uważnie na Jollę
To nie pierwsza firma, która w pewnym momencie popadła w kryzys i nie pierwsza, która w pewnym momencie musiała niemal zupełnie zmienić strategię. Pierwotne plany, które wielu wydawały się nierealne, ostatecznie... okazały się być właśnie takie. Co nie znaczy, że Jolla, o ile dobierze odpowiednich partnerów, nie będzie jeszcze w stanie nieco namieszać na rynku.