REKLAMA

Tak oto wygląda koniec wielkich nadziei. Jolla na krawędzi upadku

Rynkowi telefonów komórkowych coraz bardziej potrzeba trzeciego, mocnego gracza. Tam, gdzie Microsoft poległ, swoich sił próbują Mozilla, Samsungowy Tizen czy Jolla. Choć o tej ostatniej, niestety, chyba zacząć mówić w czasie przeszłym.

Tak oto wygląda koniec wielkich nadziei. Jolla na krawędzi upadku
REKLAMA
REKLAMA

Nokia, tuż zanim porzuciła wszystko co robiła by zaimplementować w swoich telefonach cudzy system operacyjny, zaprezentowała światu MeeGo. System, który docelowo miał zastąpić archaicznego Symbiana Belle, przynajmniej na telefonach z wyższej półki. MeeGo był świetny. Oparty o fundamenty Linuxa, był zadziwiająco wygodny i zadziwiająco wydajny. Co więcej, problemy wieku dziecięcego zostały szybko skorygowane przez kolejne, szybko wydawane aktualizacje.

Tylko co z tego, skoro MeeGo musiał umrzeć tuż po swoich narodzinach. Zastąpił go Windows Phone i, prawdę powiedziawszy, nie było innej sensownej drogi. Nokia, która kiedyś była największą potęgą na rynku telefonów komórkowych, zbyt długo ignorowała iphone’ową rewolucję i przespała moment przesiadki na Androida. Nie miała już szans przeforsować swojej własnej platformy. Co więcej, dominacja iPhone’a i firmy Samsung była tak wielka, że nawet w sojuszu z wielkim Microsoftem w końcu upadła. Tak jak plany samego Microsoftu na podbój rynku mobilnych systemów operacyjnych.

Coś jednak z MeeGo przetrwało. Zwolnieni z Nokii pracownicy, niepotrzebni już architekci systemów, postanowili pokazać światu, że ich dzieło ma nadal wielki potencjał. Tak w październiku 2011 roku powstała firma Jolla, ufundowana za pieniądze Nokii (firma finansowała startupy zwolnionych przez siebie pracowników). A w efekcie powstał system Sailfish, który w znacznej mierze opierał się o MeeGo.

Nie była to jego bezpośrednia kopia: opatentowane przez Nokię rozwiązania nie mogły być częścią Sailfisha, ale te otwartoźródłowe komponenty już jak najbardziej. Sailfish, tak jak Meego, opierał się o popularne języki programowania i platformy, takie jak Qt, QML czy HTML5, co miało mu zapewnić sympatię ze strony twórców aplikacji. Miały się też pojawić autorskie telefony i tablety z tym systemem operacyjnym. A na deser: Sailfish, na podobnej zasadzie co BlackBerry 10, jest zdolny do uruchamiania androidowych aplikacji.

Niestety, nie udało się

Jolii prawie się udało niemożliwe. Znalazła partnerów i operatorów, którzy chcieli z nią współpracować. Udało się zebrać fundusze na produkcję telefonów i tabletów. Już lada moment mieliśmy mieć sensowną alternatywę dla Androida, Windows i iOS-a. Wygląda jednak na to, że nie można już na to liczyć.

REKLAMA

Jak czytamy w oświadczeniu firmy, nie udało się pozyskać od inwestorów odpowiedniego dofinansowania, by móc funkcjonować na dotychczasowych zasadach. Firma złożyła wniosek do urzędu Finlandii o restrukturyzację zadłużenia, zwolniła też „tymczasowo” (cokolwiek by to nie miało znaczyć) sporą część swoich pracowników, pozostawiając tylko niezbędny dla dalszego funkcjonowania firmy personel.

Nie jest nawet jasne, czy osoby, które za pośrednictwem Indiegogo ufundowały produkcję tabletu z Sailfish OS, ów sprzęt otrzymają. Trzymam za nich kciuki. Choć w przypadku samej Jolii, straciłem jakąkolwiek wiarę w przyszłość tego przedsięwzięcia.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA