Po pełnoprawnym trailerze Przebudzenia Mocy fani Star Wars podzielili się na dwa obozy
Na dwa miesiące przed premierą rozpoczął się prawdziwy szał na nowe Gwiezdne wojny. Nie przypominam sobie filmu, który wzbudzałby tak duże emocje i na który tak szybko rozchodziłyby się bilety w przedsprzedaży. Wczoraj w nocy pojawił się też pierwszy pełnoprawny trailer, który spolaryzował fanów Star Wars, którzy oceniają go albo skrajnie negatywnie, albo hurraoptymistycznie.
Pierwsze Gwiezdne wojny to jeden z najważniejszych filmów w całej historii kina. Dzieło George’a Lucasa zmieniło oblicze produkcji science-fiction, a Odległa Galaktyka wychowała już kilka pokoleń fanów. Trylogia prequeli umiejscowiona chronologicznie na kilka dekad przed przygodami Luke’a, Lei i Hana wiele osób zawiodła, ale tchnęła też nowego ducha w markę Star Wars.
Mity na temat kolejnej trylogii krążyły po świecie od kiedy pamiętam, ale dopiero kilka lat temu Epizod VII okazał się faktem, a nie tylko mrzonką.
Sam jestem ogromnym entuzjastą Gwiezdnych wojen. Przeczytałem wszystkie książki rozwijające moje ulubione fikcyjne uniwersum przekopując biblioteki i księgarnie, zagrałem w większość gier od LucasArts i ślęczałem nocami czytając kolejne karty komiksów.
Nic dziwnego, że wieść o sprzedaniu praw do marki przez George’a Lucasa korporacji Disney przyjąłem z entuzjazmem. Co prawda “skasowano” dotychczasowe Expanded Universe, ale w zamian dostaniemy nową trylogię, trzy kinowe spin-offy i całą masę nowych gier, komiksów i powieści.
Odpowiadają za to ludzie, którzy przenoszą na srebrny ekran komiksy Marvela, a reżyserem Przebudzenia Mocy został nie kto inny, jak J.J. Abrams.
Decyzja o przyznaniu stołka Abramsowi była ryzykowna, bo wyreżyserował on w końcu nowego Star Treka. Od lat 70-tych ortodoksyjni fani Gwiezdnych wojen spierają się z Trekkies o to, który fikcyjny wszechświat jest lepszy i fajniejszy.
Na szczęście J.J. podołał zadaniu zrebootowania Star Treka i otrzymał od fanów, w tym ode mnie, olbrzymi kredyt zaufania. Wierzę w to, że nowe Gwiezdne wojny też uda mu się zrealizować tak, by zarówno młodsi, jak i starsi fani byli zadowoleni.
Sposób kręcenia filmu i pierwsze teasery na to wskazują.
George Lucas tworząc pierwsze Gwiezdne wojny dokonywał cudów pracując w analogowych czasach nad efektami specjalnymi, kostiumami i scenografiami. W trylogii prequeli niestety zachłysnął się greenscreenem, a Mroczne Widmo i jego kontynuacje zgubiły nieco klimatów na rzecz efektów generowanych komputerowo.
J.J. Abrams wraca do korzeni sagi Star Wars i ogranicza wykorzystanie komputerów do produkcji filmów. Fani popadli w ekscytację widząc pierwsze zdjęcia z planu, a zaprezentowany rok temu teaser był szalenie klimatyczny. Druga zajawka podobnie - nie zdradzała zbyt wiele, ale prezentowała świetne kadry.
Cieszy mnie, że finalny trailer był bardzo… oszczędny.
W nocy z poniedziałku na wtorek o godzinie czwartej z minutami polskiego czasu zaprezentowano pierwszy trailer siódmego epizodu sagi Gwiezdne wojny o podtytule Przebudzenie Mocy. Nie wywołał on jednak w fanach ekscytacji. To nadal zlepek wyrwanych z kontekstu scen, który nie rzuca zbyt wiele światła na fabułę nowego filmu.
Takie podejście J.J. Abramsa mi się podoba. Nie lubię zwiastunów, które chronologicznie prezentują najlepsze sceny z nadchodzącego filmu. Niemniej jednak po seansie czuję niedosyt i paradoksalnie żałuję, że najpewniej ostatni już trailer nie był dłuższy, a na poznanie dalszych losów ulubionych bohaterów i przedstawienie nowych postaci muszę czekać jeszcze dwa miesiące.
Zrozumiałem też, że ten zwiastun nie był dla mnie.
Wieloletni fani Star Wars i tak obejrzą (nie raz) nowy film Disneya i pewnie tak jak ja kupili już bilety. Bez dwóch zdań Przebudzenie Mocy zarobi kosmiczne pieniądze, ale twórcy nie przepuszczą żadnej okazji, by zachęcić do seansu jeszcze więcej ludzi.
Trailer trafił co prawda do sieci, ale szerszej publiczności w USA został zaprezentowany w przerwie podczas bardzo ważnego meczu. Dzięki temu organizatorzy wydarzenia mogli liczyć na wzrost oglądalności - śmiano się, że piwniczne nerdy wczoraj się dowiedziały w końcu, co to sport - a Disney mógł dotrzeć z reklamą nowego dzieła do szerszej publiki.
To dlatego trailer był utrzymany w takim hollywoodzkim klimacie.
Pierwszy teaser miał więcej ducha oryginalnej trylogii, bo był ukłonem w stronę fanów. Teraz mieliśmy zlepek efektownych scen, który ma zachęcić do wyjścia w zimę do kina miłośników letnich blockbusterów - a także młodszych fanów filmów Marvela, którzy space operę kojarzą raczej ze Strażnikami Galaktyki, niż z Rycerzami Jedi.
Sam byłem nieco rozczarowany długością zwiastuna, ale obejrzałem też dwa poprzednie teasery i wszystkie sneak peaki opublikowane w poniedziałek. Widziałem masę grafik koncepcyjnych i zdjęć z planu. Osoba oglądająca materiał związany z Przebudzeniem Mocy po raz pierwszy z pewnością odbierze go inaczej, niż ja.
A co tak naprawdę zobaczyliśmy?
Chociaż ujęcia nie zdradzają zbyt wiele fabuły - a omijam szerokim łukiem wszelkie spoilery - to nadal do końca nie wiemy, jak będzie wyglądała Odległa Galaktyka na 30 lat po śmierci Imperatora. Czy bohaterowie Rebelii wygrali, czy też rząd Nowej Republiki nie poradził sobie z ciężarem odpowiedzialności i w ruinach Imperium zapanował chaos?
Jestem pewien, że wizja włodarzy Disneya będzie odbiegać od tego, co znamy z książek i filmów. Intrygująco brzmią słowa Hana Solo, który mówi o legendach, które są prawdziwe. Czekam na wyjaśnienie motywacji Kylo Rena obiecującego spalonemu hełmowi Vadera dokończenie dzieła Mrocznego Lorda oraz na wyjaśnienie, kim jest Rey - czyli pierwszoplanowa postać żeńska.
Nieco więcej światła zwiastun rzuca na postać Finna.
Pojawił się w roli czarnoskórego szturmowca, który jak widzimy w zwiastunie weźmie do ręki miecz świetlny i dołączy do Poe Damerona, czyli pilota walczącego po stronie tych dobrych - najpewniej Nowej Republiki. Będą oni w konflikcie z The New Order, czyli fanatyczną organizacją zrodzoną z upadłego Imperium.
Zwiastun pokazuje sporo ważnych scen, które nie są jeszcze umiejscowione w żadnym kontekście. Widzimy kilka planet, sporo wybuchów i przygotowania do bitwy. Sporą rolę odegra tutaj Sokół Millenium oraz jego dwóch dzielnych pilotów, którzy wpadną razem z Finnem w tarapaty. Eksplozja na planecie i mostek na którym stoi Kylo Ren wskazują zaś na obecność nowej superbroni.
Na chwilę mignął nam nowy i ciekawie wyglądający czerwony robot, pojawił się ponownie pocieszny BB8 i widzieliśmy wiele scen zrozpaczonych postaci - w tym płaczącej Rey i Lei wtulającej się w tors Hana Solo. Nie można jednak pod koniec zadać jednego, najważniejszego pytania - gdzie jest, cholera, Luke Skywalker?!