REKLAMA

"Wayward Pines" nie będzie drugim "Twin Peaks", ale też warto go obejrzeć

"Wayward Pines", nowy serial stacji FOX, reklamowany był jako taki, który klimatem przypomnieć ma "Miasteczko Twin Peaks" i zachwycić fanów produkcji Davida Lyncha. Po pilotażowym odcinku można sobie powiedzieć wprost - "Wayward Pines" miejsca "Miasteczka Twin Peaks" nie zastąpi, zwłaszcza że to ostatnie wraca na antenę już w przyszłym roku. Nadal jednak jest to serial, który warto obejrzeć, chociażby dlatego, że był jednym z bardziej oczekiwanych produkcji tego roku.

„Wayward Pines” nie będzie drugim „Twin Peaks”, ale też warto go obejrzeć
REKLAMA

Serial autorstwa Chada Hodge'a był jednym z bardziej promowanych w tym roku, nic więc dziwnego, że narosły wokół niego oczekiwania. Trudno już teraz wyrokować czy rzeczywiście jest spełnił, ale choć nie wszystkie obietnice reklamowe się zgadzają, "Wayward Pines" ma potencjał i warto poświęcił czas, by obejrzeć pierwszy odcinek serii. Ta oparta jest na powieściach Blake'a Croucha. Crouch napisał trzy książki poświęcone miasteczku Wayward Pines, a te noszą kolejno tytuły: "Szum", "Bunt" i "Krzyk".

REKLAMA

Serialowe "Wayward Pines" nieco przyspiesza fabułę w stosunku do książek. Język filmowy rządzi się jednak innymi prawami i mając to na uwadze, jak na razie produkcja wydaje się dość wierna temu, co czytamy w powieściach Croucha.

Akcja "Wayward Pines" rozpoczyna się w tajemniczym lesie. Oto naszym oczom ukazuje się mężczyzna, który - jak możemy założyć - nie ma pojęcia, gdzie się znajduje. Wygląda jakby cudem uniknął śmierci. Jest zdezorientowany, ma rany na twarzy, jego ubranie jest pomięte. Chwilę później dowiadujemy się, że to agent specjalny Secret Service, Ethan Burke (Matt Dillon), który uniknął śmierci w wypadku samochodowym. Mężczyzna ląduje w szpitalu w Wayward Pines, małym miasteczku.

Burke wraz z jednym ze współpracowników wyruszył na poszukiwanie dwóch zaginionych agentów, kolegi i koleżanki z pracy.

Kilka tygodni temu kobieta i mężczyzna zaginęli, lecz nie wiadomo, co się z nimi stało. Poszukiwania utrudnia wypadek oraz specyficzne zachowanie mieszkańców miasteczka. Wygląda na to, jakby każdy tu miał jakąś tajemnicę. Nic nie jest jednoznaczne. Wszyscy wydają się brać udział w przedziwnym przedstawieniu, którego ofiarą jest Ethan Burke. Na światło dzienne wychodzą coraz dziwniejsze rzeczy, ale nie wiadomo jak je ze sobą połączyć.

wayward pines

Akcja "Wayward Pines" jest dynamiczna i szybko dostajemy dużo poszlak, które próbujemy ze sobą wiązać, by poznać zagadkę. Nie przyjdzie nam to jednak łatwo. Choć wiele się dzieje, widz tak naprawdę nie wie z czym ma do czynienia, zwłaszcza że nie może założyć, iż to, co przypomina sobie Burke albo to, co mówi jest stuprocentową prawdą.

Choć do dzieła Lyncha serialowi Hodge'a wiele brakuje, można zauważyć pewne elementy zbieżne. Tu też mamy małe, dziwne miasteczko, choć w przypadku Wayward Pines nie możemy mówić o zjawiskach paranormalnych. Jest też główny bohater, który podobnie jak agent Cooper jest zdany sam na siebie i musi wejść w struktury miasteczka, by rozwiązać problem.

"Wayward Pines" to produkcja, która zachęca.

REKLAMA

Pierwszy odcinek, choć nie wszystko mi się w nim podobało, na przykład aktorstwo żony Burke'a i jego syna (postaci te wydają mi się tu zgoła niepotrzebne), sprawia, że chce się obejrzeć następne. Mam nadzieję, że każdy z nich będzie coraz bardziej udany.

Autorka jest redaktor prowadzącą sPlay.pl – bloga poświęconego cyfrowej rozrywce.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA