Producenci smartfonów w końcu poszli po rozum do głowy. Teraz czas na klientów
Wiele osób jest przekonanych, że flagowy smartfon musi być wyposażony w najlepsze podzespoły znajdujące się na rynku. Twierdzenie to jest prawdziwe wyłącznie w teorii. Okazuje się bowiem, że w aktualnie sprzedawanych sprzętach mobilnych wyjątkowo mocne części mogą sprawić więcej szkody niż pożytku.
Wynika to z tego, że wraz ze wzrostem mocy obliczeniowej rośnie też ilość wydzielanego ciepła. Doskonale zdają sobie z tego sprawę osoby, które interesują się sprzętami wyposażonymi w procesory Qualcomm Snapdragon 810. Są to jedne z najszybszych jednostek na rynku, jednak okazują się na tyle gorące, że używanie ich może doprowadzić nawet do niestabilnej pracy urządzenia. Jak sobie radzić z tym problemem? Cóż, jest kilka szkół.
Na przykład tajwański HTC tworząc One M9 nie zauważył tego problemu i ostatecznie wydał bardzo szybki smartfon wyposażony we wspomnianego Snapdragona 810. Ten z kolei jest stworzony w oparciu o architekturę big.LITTLE, która przewiduje zastosowanie kilku rodzajów rdzeni. W tym wypadku były to cztery rdzenie Cortex-A57 przeznaczone do wydajnych zadań oraz cztery słabsze rdzenie Cortex-A53, które służyły do mniej wymagających zadań i odpowiadały za długi czas pracy smartfonu bez ładowania.
Rozwiązanie idealne? Niestety, tylko w teorii.
Okazuje się, że Snapdragon 810 w obudowie HTC One M9 nagrzewa się tak bardzo, że HTC One M9 postanowił wydać aktualizację, w której naprawiał ten problem w zaskakujący sposób. Mianowicie wyłączał najmocniejsze rdzenie, sprawiając że niemal cały czas działają wyłącznie rdzenie energooszczędne. Chyba nie muszę tłumaczyć, jaki to ma wpływ na wydajność urządzenia? No właśnie. Swoją drogą, jest to idealne rozwiązanie dla HTC. Z jednej strony może pochwalić się, że stosuje w swoich urządzeniach absolutnie najlepsze podzespoły i jest to prawda. Z drugiej strony ich sprzęt się już nie przegrzewa.
A że sprzęt wykorzystuje może nieco ponad połowę swojego potencjału? Nikt poza garstką nerdów tego nie zauważy.
Dlatego o wiele bardziej podoba mi się podejście LG, mimo że wynika ono z nauki na własnych błędach. Już ich zeszłoroczny smartfon, LG G3, miał problemy z odprowadzaniem ciepła. Problem ten pogłębił się w przypadku LG Flex2, który został wyposażony w felerny procesor Qualcomm Snapdragon 810. Teraz LG zdecydowało się na całkowitą zmianą strategii i w swoim flagowym smartfonie, LG G4, zdecydowało się na zastosowanie nieco słabszego układu - Qualcomm Snapdragon 808.
Jest on wyposażony w nieco słabszy układ graficzny niż Snapdragon 810. Do tego ma dwa zamiast czterech wydajnych rdzeni. To wszystko powinno spowodować, że smartfon nie będzie miał problemów z przegrzewaniem się lub chociaż będą one mniej zauważalne.
Mimo to wiele osób odbiera to za wadę G4
W komentarzach na wielu serwisach branżowych mogłem przeczytać liczne głosy rozczarowania. Wiele osób zarzucało LG, że obniża wydajność swojego urządzenia. Nie jest to jednak prawda. Dzięki temu, że LG G4 nie będą dotyczyć problemy ze zbyt wysoką temperaturą, jego wydajność będzie mogła okazać się wyższa niż w przypadku zdławionych mocniejszych układów. Dodatkowo sprzęt taki będzie sprawiał mniej problemów i miał dużą żywotność. Czego chcieć więcej?
Najwięksi malkontenci mimo to mogą podawać przykład Samsunga Galaxy S6, który mimo że jest wyposażony w taką samą konfigurację rdzeni jak Qualcomm Snapdragon 810, nie ma problemów z temperaturą. Jest to prawda i tu należą się prawdziwe słowa uznania dla Samsunga. Jestem jednak pewien, że Samsung nie zechce podzielić się swoimi układami z jednym z głównych konkurentów. Dodatkowo umów między producentami sprzętu i dostawcami podzespołów nie podpisuje się w tydzień. LG był niejako zmuszony do korzystania z procesorów Qualcomma i w tej sytuacji podjął najlepsze możliwe wyjście. Delikatnie obniżył wydajność smartfonu bez naciągania klientów na droższe podzespoły.
Swoją drogą, kto zauważy ten spadek wydajności?
Sam wychodzę z założenia, że jakieś 99% użytkowników nie jest w stanie wykorzystać mozliwości swojego smartfonu i nie zauważy najmniejszej różnicy między Snapdragonem 808 i 810. W swojej opinii posunę się nawet dalej i stwierdzę, że zdecydowanej większości osób, w tym mi, wystarczyłby układ ze średniej półki cenowej, taki jak Qualcomm Snapdragon 410. Już on wystarczy do komfortowego korzystania ze smartfonu, płynnego działania jego interfejsu oraz absolutnie płynnego korzystania z niemal wszystkich aplikacji oraz gier.
Należy więc pochwalić LG za to, że w tak patowej sytuacji wybrało nienajlepsze pod względem wizerunkowym, ale najbardziej logiczne wyjście. Mam też nadzieje, że będzie to swego rodzaju kamień milowy, a popularni producenci uznają, że do cieszenia się dobrym mobilnym sprzętem wcale nie potrzebujemy najszybszego procesora. Że zechce im się tworzyć urządzenia prawdziwie zdroworozsądkowe, przeznaczone dla przeciętnego użytkownika, który jednocześnie nie jest entuzjastą.
Smartfony wyposażone w procesor ze średniej półki, dużo pamięci RAM, bardzo dobrze wykonaną obudowę, wysokiej jakości aparat oraz świetny wyświetlacz. Jak na razie do opisu tego najbliżej jest sprzedawanemu przez Asusa ZenFone’owi 2. Co prawda jego aparat nieco odstaje od trzy razy droższych flagowców, tak samo jak wydajność, jednak przestaje się zauważać te problemy, gdy spojrzy się na jego cenę. Najprawdopodobniej sprzęt ten będzie kosztował w Polsce od 899 zł do 1499 zł, co oznacza, że stanie się łakomym kąskiem dla osób, które nie mogą sobie pozwolić na kupno Samsunga Galaxy S6 czy LG G4.
Pozostaje mieć nadzieję, że zdobędzie on dobrą pozycję na rynku, a inne firmy będą musiały na niego odpowiedzieć równie przemyślanymi modelami. W przeciwnym wypadku pozostanie nam czekanie na finalną wersję Projektu Ara, który pozwoli każdemu na złożenie smartfonu najlepiej dopasowanego do jego potrzeb.