Zagrałem na smartfonie w grę sprzed prawie 20 lat. Jestem zachwycony!
Chociaż 1 kwietnia mamy za sobą, dwa razy odświeżyłem ofertę Square-Enix w Google Play. Pierwszy, oryginalny i dostosowany do dotykowych ekranów Tomb Raider wylądował właśnie na platformach cyfrowej dystrybucji. Grzechem jest nie kupić.
To właśnie od serii Tomb Raider zaczęła się moja przygoda z poważnymi, konsolowymi grami
Szare PlayStation nabyłem w zestawie z przerażającym (wtedy!) Resident Evil 2 oraz wyścigami TOCA: Touring Car Championship. Pierwszą samodzielnie kupioną grą były jednak przygody najpopularniejszej wirtualnej archeolog. Za słuszną namową sprzedawcy najpierw wybrałem udoskonalone, ułatwione Tomb Raider 2 z możliwością zapisu w dowolnym momencie. Po treningu przyszedł czas na pierwszą, niezwykle bezwzględną i wymagającą odsłonę serii.
Gdyby chociaż połowa ze współczesnych gier dawała tyle frajdy co minione, konsolowe platformery! Pod tym względem pierwsze Tomb Raider było bardzo podobne do gier From Software – Dark Souls i Bloodborne. Z jednej strony twórcy Lary Croft karali za idiotyczne akrobacje i brak zdolności manualnych. Z drugiej – nagradzali olbrzymią satysfakcją po rozwiązaniu łamigłówki czy pokonaniu niezwykle trudnej rozpadliny. To naprawdę motywowało do gry.
Dzisiaj znowu mam okazję zagrać w pierwszego Tomb Raider. Gra, która zmieniła branżę, mieści się teraz w kieszeni.
Kiedy ponownie zobaczyłem charakterystyczne menu z trójwymiarowymi obiektami, zrobiło się naprawdę sentymentalnie. Uczucie nostalgii jedynie potęgowała znana muzyka w tle, wzmocniona delikatnymi chórami. Z serią Tomb Raider mam naprawdę przyjemne wspomnienia. Reedycja tej gry na smartfony i tablety jest dla mnie czymś wyjątkowym, żeby nie napisać osobistym. Nie miałem żadnych oporów, żeby wydać nieco ponad 5 złotych.
Absolutnie nie żałuję. Na całe szczęście Square-Enix nie mieszało się do kodu gry ani wymagającej mechaniki. Wszystko pozostało w zgodzie w legendarnym oryginałem. Żadnych mikro-transakcji, złotych monet do zebrania czy DLC do kupienia. Wszelkie zmiany jakie odnotowałem, to ulepszenia na plus. Tych jest całkiem sporo.
Square-Enix zrobiło wiele, aby nowy Tomb Raider stał się bardziej przyjazny.
Przede wszystkim pojawiła się możliwość zapisu stanu gry w dowolnym momencie. Kolosalna zmiana, biorąc pod uwagę punkty kontrolne w wersji z 1996 roku. Dzięki temu nowe - stare przygody panny Croft stały się znacznie prostsze. Zapewne ma to równoważyć wymagające sterowanie przy użyciu dotykowego ekranu.
Pozytywnej zmianie uległa również warstwa wizualna. Modele postaci i powierzchnie lokacji doczekały się tekstur w wyższej rozdzielczości. Posiadacze słabszych urządzeń mogą wybierać między trzema stopniami szczegółowości terenu. Na ekranie smartfona Galaxy S5 pierwszy Tomb Raider prezentował się naprawdę ostro i wyraźnie. Nieporównywalnie lepiej, niż na konsoli PlayStation.
Zgodnie z dzisiejszymi standardami gra jest surowa i pozbawiona szczegółów. Mnie to w ogóle nie przeszkadza. Założyłem nostalgiczne klapki na oczy i możliwość ponownego podróżowania po lokacjach, które znam niemal na pamięć, tak czy inaczej jest cudownym doświadczeniem. Jak łatwo się domyślić, na drodze do ideału stoi jedynie sterowanie.
Kontrolowanie panny Croft za pomocą dotykowego ekranu to największe wyzwanie w Tomb Raider.
Muszę oddać twórcom konwersji, że ci zrobili naprawdę wiele, aby uprzyjemnić zabawę. W ustawieniach przewidziano swobodne rozstawianie dotykowych przycisków na powierzchni całego ekranu. Można włączyć takie udogodnienia jak automatyczne łapanie się krawędzi przez bohaterkę. To oczywiście wciąż za mało, aby udawać, że rozgrywka jest komfortowa. O ile nie posiadacie dodatkowego, fizycznego kontrolera, przygotujcie się na połamanie palców.
Jednoczesne naciskanie ekranu w obu miejscach, na przykład aby wykonać skok do przodu, to prawdziwa męczarnia. Akrobację skok do tyłu – przewrót – skok do przodu – chwyt – podciągnięcie wykonywałem kilkanaście razy. W wielu miejscach mobilny Tomb Raider to zabawa dla masochistów. Nic jednak nie poradzę, że mam słabość do takich tytułów i z konwersją od Square-Enix bawię się naprawdę doskonale.
Nie żałuję zakupu. Nieco ponad 5 złotych to bardzo atrakcyjna cena za wycieczkę do sentymentalnych, wyidealizowanych czasów pierwszego PlayStation. Mobilne Tomb Raider przypomniało mi, jak wielką przygodą była kiedyś ta seria i jak wspaniałe mam wspomnienia z 1996 roku. Jeżeli jesteście nieco starszymi graczami, którzy tęsknią za wymagającymi, trójwymiarowymi platformami – naprawdę warto. Sam jestem zauroczony.
Pierwszy Tomb Raider w Google Play oraz iTunes App Store