Reklamacja w Play przekonała mnie, że warto zgłaszać problemy z zasięgiem
Nie ma operatora telefonii komórkowej na świecie, który miałby samych zadowolonych klientów. Przy tym biznesie nie da się uniknąć wpadek, problemów i awarii. Panuje przy tym przekonanie, że biura obsługi klienta zbywają klientów z nietypowymi problemami. Na szczęście nie zawsze tak jest i warto poświęcić czas i zgłaszanie problemów ma sens.
Dzwoniąc, pisząc wiadomość e-mail lub zgłaszając problem na portalach społecznościowych do pomocy technicznej i licznych biur obsługi klienta nigdy nie robię sobie zbyt wielkich nadziei. Po drugiej stronie zazwyczaj spotykam osoby, które sprawiają wrażenie mających mniej wiedzy na temat produktu lub usługi z którymi mam problem ode mnie.
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że pierwsza linia pomocy technicznej korzysta wyłącznie ze skryptu, który ma rozwiązać większość problemów.
To oczywiście zrozumiałe, że producenci sprzętu elektronicznego i dostawcy usług elektronicznych tną koszty na pomocy technicznej i mało kogo stać na zatrudnienie prawdziwych specjalistów. Okazuje się jednak, że w przypadku polskich telekomów wbrew obiegowej opinii da się czasem trafić na osobę, która zachowa się profesjonalnie.
Sam mam teraz spory problem z moim operatorem. Po przeprowdzce do nowego miejsca zamieszkania okazało się, że złapanie zasięgu często graniczy z cudem. W mieszkaniu mam ledwie kilka kresek sieci 3G, a po wyjściu z klatki schodowej zwykle nie sposób połączyć się z siecią, wykonać połączenia ani nawet wysłać SMS-a.
Postanowiłem to zgłosić obsłudze Play nie robiąc sobie zbyt wielkich nadziei.
To niedopuszczalne, by w 2015 roku w centrum stolicy europejskiego państwa nie móc złapać zasięgu na tyle, by odebrać połączenie. Okazuje się jednak, że to dość złożony problem, a operatora nie do końca można za to winić. Traf chciał, że zamieszkałem w prawdziwej dziurze zasięgowej i niezależnie od tego, z usług którego operatora chciałbym skorzystać, zasięg będzie słaby.
Przyznam, że kontakt zwrotny w wykonaniu operatora mnie zaskoczył. Przedstawicielka sieci zamiast zamieść problem pod dywan przeprosiła mnie i przyznała, że faktycznie między Trasą Łazienkowską a Placem Unii Lubelskiej w Warszawie jest problem ze świadczeniem usług. Wyjaśniono mi, na czym problem polega i zaproponowano kilka rozwiązań.
Play bardzo by chciał, ale… nie bardzo może.
Jako klient mógłbym oczywiście zignorować tłumaczenia przedstawicielki sieci i dążyć do rozwiązania umowy, ale sprawa mnie zaciekawiła na tyle, by poznać przyczynę problemu. Problemem w miejscu mojego zamieszkania jest brak wystarczającej liczby stacji bazowej. Ich brak nie wynika ze złej woli operatora.
Problemy sprawia uzyskanie pozwolenia od miasta i właścicieli okolicznych budynków. Z rozmów z przedstawicielami innych telekomów wiem zresztą, że z takimi wyzwaniami borykają się wszyscy polscy operatorzy, a dodatkowo urzędy nie pozwalają “podkręcić” mocy nadajników i wymagają budowania ich większej liczby.
Co może w takiej sytuacji zrobić klient?
Jeśli mieszkacie w rejonie gdzie obserwujecie notoryczne problemy z zasięgiem, to jak się okazuje, faktycznie warto zgłosić to do operatora. W moim przypadku, na moje życzenie, sieć umożliwiła mi łączenie się z nadajnikami Orange w ramach roamingu krajowego i zmieniła hierarchię automatycznego wybierania alternatywnego operatora.
To, niestety, nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, ale przynajmniej w razie wystąpienia problemów mogę połączyć się teraz z nadajnikami Orange ręcznie. Nie jest to oczywiście idealne rozwiązanie i mimo profesjonalnego podejścia sieci Play i zaproponowania zniżki na abonament zastanawiam się nad zmianą operatora.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że w mojej okolicy w końcu operatorom uda się wybudować nowe nadajniki, a urzędy przestaną tak rygorystycznie ograniczać ich mocy. Normy w Polsce są wyjątkowo wyśrubowane w porównaniu do innych państw, na czym finalnie cierpią klienci.
Jako klient nie mam jednak do Play żalu dzięki temu, że nie potraktowano mnie jak natrętnego petenta.
*Grafiki pochodzą z serwisu Shutterstock.