Twórca Skype'a rusza z nowym komunikatorem. Wire ma wszystko czego potrzeba i wygląda przy tym obłędnie
Wire ma prawie wszystko co będzie mu potrzebne do odniesienia sukcesu. Jest bezpieczny, ma niskie zapotrzebowanie na energię, wygląda obłędnie, jest multipatformowy, obsługuje różne formy porozumiewania się, a za jego powstaniem stoi jeden z twórców Skype’a. Jedyna wada Wire, to fakt, że jest tylko kolejnym komunikatorem.
Gdy usłyszałem, że Janus Friis, współtwórca Skype’a, rusza z własnym komunikatorem poczułem dziwne podekscytowanie. Tak, to jest gość, który wie jak to zrobić dobrze - pomyślałem. Po chwili byłem już na stronie Wire.com, którą odwiedziłem ze smartfona. Łał, łał, łał - taka myśl krążyła w mojej głowie.
Wire dopiero debiutuje, ale już sprawia wrażenie dobrze przygotowanego i kompletnego rozwiązania. Strona internetowa to dopiero początek. Interfejs aplikacji mobilnej jest cudny. Najlepszy jaki widziałem w komunikatorze. Czysta forma, ładne grafiki, sprytna nawigacja, obsługa gestami. Bajka. Aż chce się korzystać.
Do Wire zaimportowałem listę kontaktów i… odnalazłem tylko jednego znajomego. Zaprosiłem go do kontaktu, odpowiedział, przeklikałem się przez wszystkie funkcje. Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze.
Nawigacja za pomocą gestów i przesunięć jest intuicyjna i wygodna. Animacje i efekty są przyjemne dla oka, a funkcje komunikatora nie pozwalają na zbudowanie jakiejś sensownej listy zastrzeżeń. Są rozmowy tekstowe, aplikacja pozwala na łatwe przesyłanie zdjęć (nowych jak i tych z galerii), nie zabrakło rozmów głosowych w jakości HD. W Wire znajdziemy nawet zaczepki znane m.in. z Facebooka.
Pod względem oferowanych funkcji oraz wygody korzystania Wire ma wszystko co musi mieć komunikator.
Problem jest taki, że poza zwalającym z nóg interfejsem Wire nie wyróżnia się niczym konkretnym. Dla osoby, która używa Facebook Messengera zamiennie z Hangoutami to smutna wiadomość. Nie wyobrażam sobie, aby w najbliższej przyszłości możliwa była przesiadka na Wire.
Problem stanowi baza użytkowników, a w zasadzie jej brak. Nie wierzę też, aby setki tysięcy osób, a najlepiej miliony, bo o takich liczbach należy mówić, aby komunikator miał sens, zaczęły masowo migrować na Wire. Bo po co miałyby to robić? Dlatego, że jest ładny? Bez szans.
W Wire zabrakło jakiegoś przełomowego elementu. Jakiejś szalonej funkcji, która porwałaby tłumy.
Dobry pomysł na aplikację mobilną, pełniącą funckję komunikatora mieli twórcy Snapchata, Yo, a nawet Twittera. Ograniczona czasowo ważność wiadomości, brak możliwości przesyłania własnych treści lub ograniczenie konwersacji do 140 znaków to było coś szalonego. Oderwanego od rzeczywistości.
I dlatego ludzie postanowili spróbować. Zadziałała ciekawość i chęć poznania czegoś nowego, niespotykanego i intrygującego.
Niestety, ale ładny komunikator, taki jak Wire, nie wzbudzi podobnych emocji. Zamiana Messengera, Hangoutów, Skype’a lub Telegramu na Wire nie ma większego sensu. A szkoda.
Wire już teraz jest dostępny na iOS, Androida i OS X. Wersja dla przeglądarek internetowych powinna pojawić się wkrótce.