The Interview pokazuje, że można sprzedać film przez internet. I to jak!
Dla jednych co najmniej kontrowersyjny, dla niektórych po prostu słaby i okraszony żałosnymi dowcipami, a dla jeszcze innych przenoszący w być może niezbyt wyszukanej formie ważne treści. Niezależnie jednak od tego, jak oceniać The Interview, film nie tylko odniósł spory sukces, ale i okazał się udanym eksperymentem w kwestii nowej formy dystrybucji.
Nie trzeba było bowiem zbyt długo czekać na moment, kiedy po klasycznej premierze w kinach The Interview trafił na mniejsze ekrany. Wręcz przeciwnie - film najpierw trafił do kanałów online, żeby dopiero następnego dnia doczekać się debiutu na salach kinowych. Sony postanowiło zaryzykować zmniejszeniem przychodów ze sprzedaży kinowej, licząc prawdopodobnie na to, że zamieszanie wokół filmu i nadchodzący okres świąteczny przekona ludzi do zapoznania się z nim na komputerze, tablecie, czy nawet telefonie.
Efekt? W ciągu pierwszych kilku dni od premiery, film o budżecie szacowanym na około 44 mln dol. zarobił w ramach cyfrowej dystrybucji ponad 15 mln dol. W zbliżonym czasie przychody z "wielkiego ekranu" były ponad pięciokrotnie niższe i wyniosły około 2,8 mln dol. Różnica jest więc gigantyczna, nawet jeśli nie można mówić o błyskawicznym zwrocie wszystkich kosztów poniesionych w związku z tworzeniem The Interview.
Z jednej strony może to wynikać z faktu, że film ostatecznie trafił na początku do o wiele mniejszej liczby kin, niż planowano. Serwis The Verge informował, że według Sony pierwotnie miało być to ponad 3 tys. kin na terenie Stanów Zjednoczonych, podczas gdy ostateczny rezultat był dziesięciokrotnie niższy. W związku z tym piątkowa informacja o zarobieniu około miliona dolarów na dystrybucji kinowej w ciągu pierwszy 24 godzin nie zdziwiła specjalnie nikogo. Wszyscy zresztą z o wiele większą dozą ciekawości przyglądali się wynikom internetowym.
Tutaj również nie obyło się jednak bez problemów. Z wprowadzeniem filmu do oferty nie spieszyło się chociażby Apple, które ostatecznie dokonało tego dopiero w niedzielę w nocy. Zdecydowana większość przychodów pochodzi więc ze sprzedaży za pośrednictwem Google Play (choć nie był on jedynym cyfrowym dystrybutorem), co zresztą potwierdzają nieoficjalnie przedstawiciele Sony. Na wyniki pochodzące od Apple trzeba będzie jeszcze prawdopodobnie chwilę poczekać, chyba że okażą się na tyle dobre, że Sony postanowi pochwalić się nimi w kilkadziesiąt godzin po niedzielnej "premierze".
Prawdopodobnie nie pochwali się natomiast wynikami osiągniętymi na północnokoreańskim czarnym rynku, gdzie zapotrzebowanie na film jest podobno niesamowite.
Business Insider donosi, że za kopię The Interview trzeba tam zapłacić ponad dziesięciokrotnie więcej, niż za "zwykły" film (do około 50 dol.). Jednocześnie, z dość oczywistych powodów, z nieoficjalną dystrybucją stara się walczyć lokalny rząd, starając się, aby żadna kolejna kopia nie przekroczyła granic państwa. Zadanie to może okazać się dość trudne, jeśli aktywista Park Sang Hak zrealizuje swój plan przesyłania kopii filmu do Korei Północnej w... balonach wypełnionych wodorem.
The Interview nie jest więc pod żadnym względem absolutnym kasowym hitem. Nie jest też żadnym arcydziełem. Wyniki finansowe po tych kilku dniach, napędzane głównie kopiami sprzedanymi w sklepie Google, nastrajają jednak optymistycznie i każą lokować film w "okolicach" Strasznego Filmu 3 czy Silent Hill (pod względem zarobków z pierwszych dni). Warto zwrócić tutaj uwagę na fakt, że podczas gdy te tytuły wyświetlane były w kilku tysiącach kin, The Interview wyświetlany był w kilkuset (mniej więcej dziesięciokrotna różnica!).
Wszystko wskazuje więc na to, że Internet jest jednak niesamowicie potężnym narzędziem sprzedaży, z czego zdaje się zdawać sobie sprawę większość osób, z wyjątkiem tych, które odpowiadają za wydawanie filmów.
Nakłady na film prawdopodobnie więc ostatecznie zwrócą się, ale biorąc pod uwagę fakt, że w dużej części jego popularność wynika z otaczających go wydarzeń i zamieszania, mającego chwilami prowadzić nawet do wycofania się z planów dystrybucji, za kilka tygodni czy miesięcy większość osób po prostu o nim zapomni.
Bardzo jednak możliwe, że nie zapomną o nim ci, którzy odpowiadają za ustalanie modeli dystrybucji filmów, które do tej pory, w zdecydowanej większości przypadków, muszą najpierw zarobić swoje w kinach, żeby trafić na platformy dystrybucji cyfrowej. Nie ma oczywiście mowy o tym, aby w najbliższym czasie w sposób podobny do The Interview debiutowały największe hity z budżetami liczonymi w setkach milionów dolarów. Sony udało się jednak udowodnić, że w przypadku "mniejszych" filmów można z powodzeniem przełamać obowiązujący dotychczas schemat i zdać się w dużej mierze na sprzedaż cyfrowych kopii. Tym bardziej, jeśli chodzi o filmy, na które niekoniecznie warto wybierać się do kina, ale można chcieć z ciekawości zobaczyć.
Czy kolejne firmy i filmy pójdą w te ślady? Trudno zakładać, że będzie inaczej. Nawet jeśli nie natychmiast, to z całą pewnością w pewnym momencie przyjmiemy taki model dystrybucji za standard.
* Zdjęcie pochodzi z serwisu Shutterstock.