Znany z YouTube'a vloger wygra wybory do samorządu. To już tylko kwestia czasu
O potencjale nagrań, często nawet amatorskich, zamieszczanych w serwisie YouTube, mogliśmy przekonać się już wielokrotnie. To właśnie tu rodziły się wielkie fortuny, kreowane były przyszłe gwiazdy mediów czy po prostu budowano grupy odbiorców o ogromnym zasięgu. Czy jednak już wkrótce będziemy mogli mówić o innym trendzie - przechodzenia z YouTube nie do telewizji, a do... polityki?
Obecność w polityce celebrytów wielkiego ekranu, sportu czy innych popularnych, aczkolwiek niekoniecznie związanych z polityką dziedzin, nie jest w dzisiejszych czasach dla nikogo zaskoczeniem. W ławach sejmowych czy samorządowych często zasiadają osoby, które dostały się tam głównie dzięki temu, że są po prostu znane.
Ich lista, w przeciwieństwie do listy osiągnięć po wybraniu kariery politycznej, jest wręcz ogromna. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie.
Dlaczego więc tego samego nie mogliby spróbować ci, którzy przecież także mają wierne, często wielomilionowe grupy odbiorców? Czasem na przeszkodzie stoi wprawdzie fakt, że są oni rozsiani po całym świecie, ale gdyby zebrać odpowiednio dużo oglądających z danego kraju (lub nawet miasta albo gminy), posiadających oczywiście prawo do głosowania? Nie wydaje się to być szczególnie trudne.
Podobnego zdania jest zresztą jeden z najpopularniejszych w Polsce youtuberów, Sylwester Wardęga, czemu dał wyraz w jednym ze swoich wpisów na Facebooku. I przy 2 637 032 subskrypcjach oraz prawie 400 mln. odsłon trudno mu się dziwić. Taki zasięg, wykorzystany do "autopromocji wyborczej", połączony z nazwiskiem dla wielu osób o wiele lepiej rozpoznawalnym niż nie-internetowi kandydaci, daje spore szanse na sukces.
Nawet przy założeniu, że spora część obserwujących pochodzi spoza Polski, a i wśród Polaków sporo jest osób bez prawa do głosowania czy takich, które na jakiekolwiek wybory i tak nie pójdzie. Szczególnie, że w niektórych gminach, jak wynika z kalkulacji przeprowadzonych przez RP, tych głosów nie potrzeba wcale tak wiele. Czasem wystarczy ich zaledwie kilkanaście, a nawet jeśli mówilibyśmy o setkach czy tysiącach, dla popularnego twórcy treści na YouTube nie powinno być to niemożliwe. Na razie Wardęga na szczęście nie planuje jednak skorzystać z tej możliwości.
Eksperyment w tej kwestii postanowił przeprowadzić również inny vloger, Mateusz Olech, mający 90 tys. subskrybentów, z czego niemal połowa jest uprawniona do głosowania w Polsce. Opublikowany kilka dni temu na Facebooku wpis sugerował, że Olech dołączył do Polskiej Partii YouTuberów i wystartuje w najbliższych wyborach samorządowych właśnie z listy tej partii.
Cała akcja okazała się być oczywiście żartem i sprytną akcją promująca nowe nagranie, będące parodią spotu wyborczego, ale i tak wzbudziła spore zainteresowanie, dziwiąc tym samym nawet jej autora. Od publikacji ulotek, plakatów, karty członkowskiej partii czy nawet zdjęć billboardów, do oficjalnego dementi, minęło zresztą trochę czasu. Nic więc dziwnego, że część z osób pytała nie tylko o to, czy faktycznie Olech planuje wystartować w wyborach, ale także o to, w jaki sposób można dołączyć do Polskiej Partii YouTuberów, która - przynajmniej na razie - nie istnieje.
Jej pojawienie prawdopodobnie jednak mało kogo naprawdę by zdziwiło. Ewentualnie zaskoczone mogłyby być jedynie osoby, które albo nie mają w ogóle dostępu do internetu, albo niespecjalnie wiedzą, co się w nim dzieje. Szczególnie, że przecież w niektórych krajach partie wywodzące się z internetu odnosiły już mniejsze lub większe sukcesy, żeby wspomnieć tylko o lokalnych oddziałach Partii Piratów.
Zamiast pytania "czy" pozostaje więc jedynie pytanie "kiedy". Kiedy ktoś w końcu wykorzysta swoją popularność w internecie do osiągnięcia korzyści politycznych i rozpoczęcia nowej kariery, niekoniecznie w Polskiej Partii YouTuberów. I jak długo, po tym jak pierwszy youtuber zdecyduje się na taki ruch, będzie trzeba czekać, aż pójdą za nim kolejni.
Bo o to, co jest w stanie wnieść do polityki ktoś, kto jest znany z tego, że jest znany, można zapytać tych, którzy trafili do niej z programów rozrywkowych czy boisk piłkarskich...
* Zdjęcie pochodzi z serwisu Shutterstock.