Bing też może o Tobie zapomnieć. Wystarczy tylko poprosić
Po tym, jak Google musiało się pogodzić z wyrokiem sądu i zaczęło przyjmować żądania usunięcia wybranych danych z wyników wyszukiwania, nie trzeba było długo czekać na podobną decyzję ze strony Microsoftu. Od dziś również Bing szanuje nasze prawo do bycia zapomnianym.
Rozwiązanie, o którego pojawieniu się poinformował PCWorld, działa niemal dokładnie tak samo jak w przypadku Google. Jeśli uważamy, że jakiś wynik wyszukiwania związany z nami nie powinien wyświetlać się użytkownikom wyszukiwarki Microsoftu, musimy wypełnić odpowiedni formularz i czekać na jego akceptację.
Wśród danych, które musimy podać są oczywiście takie podstawowe informacje jak imię i nazwisko, ale oprócz nich trzeba dostarczyć również skan odpowiednio wiarygodnego dokumentu. Na szczęście służy on tylko do potwierdzenia właśnie imienia i nazwiska - pozostałe dane można usunąć z grafiki.
Niezbędne jest także określenie, czy jesteśmy osobą publiczną czy nie i czy odgrywamy istotną rolę w naszej społeczności (np. nauczyciel, policjant, lekarz, etc.). Następnie wystarczy podać adresy stron, które nie powinny wyświetlać się w wynikach i oczywiście uzasadnić każde ze zgłoszeń.
Wskazane wyniki można oznaczyć jako nieprawdziwe lub niedokładne, niekompletne, przedawnione lub niewłaściwe w inny sposób. Dla każdej z tych kategorii można podać dodatkowe wyjaśnienia.
Nie wiadomo jak długo trwa proces ręcznej weryfikacji tego typu zgłoszeń. Jeśli jednak tych pojawi się tyle, co w przypadku Google, powinniśmy zdecydowanie uzbroić się w cierpliwość. W związku z mniejszą popularnością Binga w Europie i w Polsce, można jednak spodziewać się, że kolejka do "usunięcia" będzie o wiele mniejsza.
I aż chciałoby się podsumować, że od teraz możemy jeszcze lepiej zadbać o swoją prywatność, usuwając z Binga to, co o nas wie. O ile oczywiście cokolwiek o nas wie.
Zdjęcie pochodzi z serwisu Shutterstock