Do redakcji tygodnika Wprost przyszli panowie z ABW i… nie wiedzieli jak poprosić o taśmy afery podsłuchowej
Michał Majewski relacjonował na Twitterze wejście przedstawicieli Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego do redakcji tygodnika Wprost. Dzięki temu mogliśmy na żywo śledzić poczynania służb w sprawie afery taśmowej.
Pierwszym smaczkiem jest fakt, że dzięki wszędobylskiemu Internetowi i sieciom społecznościowym każdy Polak może na żywo brać udział w tym co się dzieje - we wszystkich ważnych dla kraju sprawach. Relacja na żywo z wejścia ABW do redakcji popularnego tygodnika to coś, co jeszcze kilka lat temu wydawało się nie do pomyślenia.
Obecnie, jak podaje dziś Media2, ponad 2/3 Polaków posiada telefon z dostępem do Internetu. Takie narzędzie może posłużyć jako potężna broń, która może zostać wymierzona przeciw służbom państwowym. Dlatego też nie powinien dziwić fakt, że w przypadku wystąpienia jakichkolwiek poważniejszych zamieszek, strajków lub protestów różne rządy szybko podejmują decyzję o odcięciu obywateli od Twittera, Facebook czy nawet “całego” Internetu. Nie pochwalam takich działań, ale je rozumiem.
Michał Majewski urządził na Twitterze relację na żywo z wejścia ABW do redakcji tygodnika Wprost.
Praktycznie minuta po minucie informował o tym co się dzieje, po co weszły służby, jakie są ich żądania oraz jak zareagowała na nie redakcja. Wiemy, że przyszło trzech panów z ABW, którzy zażądali dobrowolnego udostępnienia wszystkich nośników z zapisami rozmów z tzw. afery taśmowej.
Dzięki zamieszczonej na Twitterze fotografii dokumentu przedstawionego przez ABW wiemy, że panowie działali na polecenie Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga w Warszawie. Prokurator Anna Hopfer postanowiła zażądać od redaktora naczelnego tygodnika Wprost oraz kilku redaktorów dobrowolnego wydania nośników. Tak, nośników.
Tym samym Prokuratura dała popis nieznajomości nowych technologii i tego, jak obecnie wygląda przekazywanie i przechowywanie danych w formacie cyfrowym.
Nie mówię, że tygodnik Wprost nie dysponuje nośnikami z nagraniami. Tego nie wiem. Jednak zapewne redakcja jeszcze przed publikacją swojego nowego głośnego numeru zabezpieczyła się i wykonała kopie nagrań. Podejrzewam, że wsparła się przy tym chmurami od dostawców, których serwery leżą poza granicami kraju.
Prokuratura, która zwraca się o udostępnienie nośników sprawia wrażenie, że nie zdaje sobie sprawy tego, że takie nośniki mogły nawet nigdy nie być w posiadaniu tygodnika Wprost. Służby powinny żądać wydania cyfrowych kopii materiałów lub dostępu do nagrań, gdziekolwiek te nie byłyby obecnie przechowywane.
Z relacji Michała Majewskiego wiemy, że redakcja nie wydała panom z ABW żadnych materiałów. Majewski napisał również, że taki ruch mógłby się przyczynić do zdemaskowania źródła nagrań, które zastrzegło sobie anonimowość.
Zdjęcie pochodzi z serwisu Shutterstock.