W pogoni za tyłkiem Siwiec i cyckami Dody, czyli... uciekając przed bandą hipokrytów
Dystans w Internecie jest jak kosmici, każdy o nim słyszał, ale nikt jeszcze nie widział go na własne oczy. To przerażające, ale mimo tego, że żyjemy w XXI i nic już nas nie powinno dziwić, w Sieci nadal istnieje tabu i ma się całkiem dobrze. Funkcjonuje spora grupa internautów, która w imię jakiejś dziwnej idei (prawdopodobnie obrony człowieczeństwa) postępuje zgodnie z zasadami tzw. dulszczyzny, przecząc sobie na każdym kroku. Ba, nie tylko sobie! Przy okazji paru wiekom historii.
Prawdopodobnie wielu z was kojarzy postać „Gimbusa” wykreowaną przez Krzysztofa Gonciarza, jednego z popularniejszych polskich vlogerów. Tym, którzy chcieliby zaprzeczyć i zapytać mnie „Kto to jest?”, odsyłam do kanału na YouTube – prawdopodobnie będzie to lepszym rozwiązaniem niż przepychanki w komentarzach. Gimbus jest jedną z moich ulubionych cyber postaci – utożsamia to, czego absolutnie nie znoszę w polskim internaucie, a przy okazji pokazuje jego przywary w sposób dowcipny, ironiczny i celny. Gimbus twierdzi na przykład, że internauci chcą czytać mądre rzeczy, wyśmiewa chamską reklamę i walczy o lepszą Polskę w cyberprzestrzeni. Jest taki, jak Ty.
„Jeżeli coś jest głupie, obraźliwe i płytkie, to nie należy o tym pisać! Tym wpisem tylko to reklamujecie.”
Czołowy komentarz przeciętnego polskiego internauty, który umieścił go pod wpisem a propos programu takiego jak „Warsaw Shore”, „Enjoy the View. Love. Natalia” czy „Miłość na bogato”. Nie ważne, czy artykuł pochwala tego typu produkcje czy otwarcie z nich kpi, nie zostawiając na Trybsonie albo Siwiec suchej nitki. Walka w imię idei „jak coś ci się nie podoba, to o tym nie pisz”, trwa od dobrych kilku lat (o ile nie od początku Internetu) i dotyczy właściwie wszystkiego. Każdy przejaw krytyki (może oprócz tego na Wykopie, który zdaje się być karmą dla użytkowników tej strony, będących w większości wampirami energetycznymi) musi być zawsze przez co najmniej jednego Don Kichota tłumiony w zarodku.
Internetowi hipokryci najprawdopodobniej nie zdają sobie sprawy, że tym komentarzem i takim podejściem do sprawy, próbują zmienić bieg historii, co najmniej dwóch wieków wstecz. Jeżeli przestaniemy pisać o tym, co nam się nie podoba, to za chwilę poddamy w wątpliwość sens istnienia takich dziedzin jak krytyka literacka czy krytyka filmowa. Ze słownika wyrazów obcych usuniemy słowo „paszkwil”, a Karol Irzykowski toczący bój z Tadeuszem Boy-Żeleńskim zniknie z naszych czarnych kart historii literatury XX-wiecznej.
Pisanie o rzeczywistości i komentowanie jej pozwala nam choć trochę wydostać się z bąbla informacyjnego, w którym chcąc czy nie chcąc i tak funkcjonujemy. Przemilczenie przez trzech dziennikarzy i pięciu redaktorów kontrowersyjnych programów, które są mało wymagającą rozrywką skierowaną do mas, nie sprawi, że ich popularność będzie mniejsza, albo że przestaną istnieć - w takie bajki może wierzyć chyba tylko dziecko. Aby mieć jakąkolwiek wiedzę o dzisiejszej rozrywce i kulturze raz na jakiś czas trzeba obejrzeć prymitywny reality-show, by potem zakąsić go lekturą zarówno Schmitta jak i Cobena czy Nurowskiej. Jeżeli chcecie, aby wasz świat składał się tylko z pięknych i wartościowych rzeczy, to chyba trzeba zmienić… świat. Oh, wait…
„Gardzę tymi, którzy śmieją się z bohaterów Warsaw Shore. Więcej tolerancji, ludzie. To wy jesteście żałośni, nabijając się z nich!”
Kolejna postawa, która wywołuje salwy śmiechu u każdego zdroworozsądkowego człowieka. Poprawność polityczna i bycie samozwańczym dyplomatą niektórym naprawdę zafundowały klapki na oczach. Dziś już większość rzeczy nie wolno nazywać, tak jak kilkadziesiąt czy kilkanaście lat temu. I proszę, oszczędźcie mi historii o kolonializmie i rasistach, nie o tym dzisiaj jest ten tekst.
Uber-tolerancyjna postawa jest charakterystyczna dla większości popularnych osób, które można uważać za osoby publiczne. Nie wypada mówić, że coś, co po prostu jest głupie, jest głupie, tylko, że przewidziane jest dla innego rodzaju odbiorcy. Błazenady i nie szanowania siebie, nie można nazwać brakiem szacunku do swojej osoby, a należy oznajmić, że ta osoba po prostu ma inny styl życia, odbiegający od preferowanego przeze mnie.
Internauci stracili zdrowy rozsądek – z jednej strony mamy nienawiść i wytykanie błędów, złego postępowania na każdym kroku (złego, bo nie takiego, jakiego by sobie życzył jeden x z drugim y), a z drugiej sztuczną tolerancję, za pomocą której co poniektórzy próbują nam udowodnić, że „Warsaw Shore” jest równie atrakcyjny i wartościowy co programy prof. Jana Miodka. Bo przecież każdy jest inny i w złym tonie jest zwrócenie uwagi, że jednak nie każdy jest tak samo inteligentny. Co to, to nie.
„No jasne, napisali o tym, żeby były kliki. Hajs się zgadza.”
Trzeci komentarz i chyba mój ulubiony, pokazujący ogrom hipokryzji polskiego internauty w pełnej krasie. Ostatnimi czasy najwięcej nienawiści dało się zauważyć odnośnie dwóch wpisów na Spider’s Web. Pierwszy to tekst Ewy Lalik, w którym sytuacja na Ukrainie stała się dla niej bodźcem do zastanowienia się nad znieczulicą, która opanowała Internet, drugi to wywiad z Jarosławem Kuźniarem. Komentatorzy oszaleli – krytyka wylewała się ze wszystkich stron, oskarżanie o głupotę, brak empatii, o zły wybór rozmówcy nie miało końca prawie że literalnie. Oba teksty były bowiem najbardziej komentowanymi publikacjami w ostatnim czasie – felieton Ewy zdobył 237 głosów jadu i nienawiści, a wywiad z Kuźniarem 196.
Jeżeli nie chcesz czytać, to po co narzekasz pod wpisem, w który świadomie kliknąłeś, że chodzi o zdobycie kliknięć? Właśnie nabiłeś jeszcze jedną odsłonę, wiesz o tym? Dzisiejsze media dobrze wiedzą, jakie tematy wybierać, zdają sobie sprawę, co przeczyta przeciętny internauta i o czym przeciętny Polak po prostu chce czytać. Wiecie jaki wpis na sPlay.pl od początku powstania serwisu cieszył się największą popularnością (tj. zdobył najwięcej klików)? Ten o „Warsaw Shore”. I nie dlatego, że spłukiwałam głowy w toalecie tym, którzy nie chcieli w niego kliknąć, nie. Dlatego, że to wy chcieliście w niego kliknąć z różnych powodów – napisać jakiś komentarz, dowiedzieć się, co to jest, utwierdzić się w przekonaniu, że ten program to faktycznie jedna z głupszych produkcji, jaka powstała, albo by znienawidzić autorkę tekstu, która jest bardzo nietolerancyjna, bo nie utożsamia się z bohaterami programu.
Statystyki mówią same za siebie – dzisiejszy polski użytkownik Sieci pragnie kontrowersji, seksu i śmiania się z głupoty, albo po prostu głupoty w czystej postaci. Zapomina jednak, że wartościowe teksty mogą powstać nawet wtedy, kiedy o tej głupocie mówią w świadomy i dosadny sposób. W styczniu 2014 roku najbardziej angażującą stroną fanowską na Facebooku (wg. Sotrender) był fanpage Kwejk.pl. Jak mniemam, prawdopodobnie nie dlatego, że ludzie chcą czytać tylko teksty w stylu Racjonalisty.pl, a dlatego, że żądają rozrywki i prostoty. Macie taki Internet, jaki sobie wybraliście.
Autorka jest redaktor prowadzącą sPlay.pl.
Zdjęcia Swearing an oath with fingers crossed behind back concept for dishonesty or business fraud oraz Graffiti wall with tolerance pochodzą z serwisu Shutterstock.