Tinder, czyli ten brzydki, tamten też, a z tym chcę porozmawiać
Ponad 750 milionów przesunięć dziennie. 750 milionów ocen "tak" i "nie" w reakcji na zdjęcia najczęściej całkowicie obcych osób. 10 milionów dopasowań dziennie, czyli 10 milionów nowych potencjalnych znajomości. Tinder - aplikacja, która w idealny sposób oddaje bezosobowość i płytkość nowoczesnych podpieranych siecią interakcji międzyludzkich. Choć twórcy bronią jej mówiąc, że relacje zaczynają się tak samo w "realu", to gadają bzdury.
Tinder to aplikacja, która dostała kopa podczas Igrzysk w Soczi, a teraz staje się małym hitem, o którym mówi się w talk-showach i różnych mediach. Idea Tindera jest prosta. Połącz go z kontem Facebooka, a aplikacja automatycznie "zaciągnie" zdjęcia i podstawowe informacje. Ustaw, kim jesteś i kogo szukasz i voila - Tinder zacznie pokazywać zdjęcia ludzi znajdujących się w okolicy. Czasem doda do tego informacje o wspólnych zainteresowaniach (na podstawie lajków z fejsa, czyli ogólnie mało przydatne) i wspólnych znajomych oraz opis, o ile użytkownik go ustawił.
Owych obcych ludzi możesz ocenić - przesunięcie w lewo to "nie", w prawo to "tak". Jeśli druga osoba także przesunęła cię na prawo macie połączenie i możecie ze sobą porozmawiać.
Tinder miał być anonimowy, ale ponieważ używa zdjęć z fejsa, to robiąc zrzut ekranu i używając wyszukiwania grafik Google łatwo znaleźć informacje o tych "anonimowych" użytkownikach.
W wielu miejscach Tinder z powodu nienarzucania stosunku relacji - po dopasowaniu od użytkowników zależy, co dalej - jest aplikacją do flirtowania, nawet do jednonocnych wyskoków. W Polsce jest wciąż mały, ale jego charakter jest nieco "grzeczniejszy".
Twórcy Tindera mówią, że sposób oceniania użytkowników i uzależnianie, czy chce się z nimi rozmawiać wyłącznie od wyglądu wcale nie różni się specjalnie od tego, jak postępujemy w rzeczywistości. W rzeczywistości wygląd i wrażenia wizualne mają spore, jeśli nie największe znaczenie przy podejmowaniu decyzji o rozpoczęciu rozmowy. Faktycznie, nie ma co ukrywać - tak jest.
Ba - w rzeczywistości, na ulicy czy w sklepie oceniamy, choćby podświadomie, nawet więcej osób, niż podczas kilkunastominutowej sesji z Tinderem. Problem w tym, że Tinder to nie rzeczywistość.
Po pierwsze wchodzimy na niego tylko w celu oceniania i ewentualnego znalezienia partnera to rozmowy lub czegoś więcej. Robimy to nie na podstawie tego, jak rzeczywiście wygląda - w "realu" prócz wyglądu w grę wchodzą dziesiątki innych czynników, od zapachu, postury, przez głos czy ruchy - a jakie zdjęcie wybrał do profilu.
Cholera, nawet na serwisach randkowych nie widziałam tylu przepozowanych, lansiarskich zdjęć nastawionych na pokazanie "patrz, jaki jestem fajny". Przefiltrowane wielokrotnie focie z egzotycznych wakacji z człowiekiem w podskoku, artystyczne portrety z podkreślonymi do przesady oczami czy rozmazane w chyba romantycznym wyrazie pozy w stylu "jestem delikatny" - Tinder to kopalnia sztuczności. Pewnie wynika to ze specyfiki aplikacji - jest to w końcu aplikacja na smartfony, głównie dla młodych i aktywnych, żądnych przygód ludzi.
Same formy zdjęć często mówią więcej, niż wygląd przedstawionych na nich ludzi, ale ponieważ są skrzętnie dobrane, przekobinowane i często nienaturalne nijak nie mogą równać się do słynnego pierwszego wrażenia ze spotkania twarzą w twarz.
Odpalenie Tindera przypomina trochę reality show z opcją głosowania za eliminacją uczestnika, z tym, że jest bardziej dynamiczne. Uruchamiasz i po pięciu przejrzanych profilach włącza się w głowie tryb, który każe przyspieszyć proces i oceniać tylko po jednym zdjęciu. W końcu to największa zabawa - ocenanie! "Nie, nie, nie, tak, nie, nie, nie...", jakby użytkownicy Tindera byli mięsem za ladą, "poproszę ten kawałek, nie tamten, tamten brzydki, o ten!".
Tinder doskonale podsumowuje dzisiejsze internetowe relacje międzyludzkie. Ciężko poznać kogoś nowego? Wejdź na Tindera, dwoma klikami znajdziesz kogoś z Twojej okolicy. Bez zbędnych opisów, zbędnego gadania. Rozmowę rozpoczniesz już po ocenie, ale przecież tinderowcy wiedzą, po co go używają, więc rozmawiaj bez zbędnych ceregieli.
Najlepiej emotikonami.