REKLAMA

Piotr Lipiński: INTERNET WYJDZIE Z MODY, czyli nie wszystko jest kołem

Czasami zastanawiam się, kiedy Internet przestanie być modny. I co go zastąpi.

Piotr Lipiński: INTERNET WYJDZIE Z MODY, czyli nie wszystko jest kołem
REKLAMA
REKLAMA

Bo czy przypadkiem nie darzymy już sieci nadmiernym zainteresowaniem? Czy za bardzo nie zakochaliśmy się w narzędziu, zamiast po prostu z niego korzystać?

Miłośnicy młotów pneumatycznych są w świecie niezbyt zauważalni. Że o zwykłych młotkach nie wspomnę. A fani Internetu – jak najbardziej. Określenie „Internauta” jest już niemal tak ogólne, jak „człowiek”. Wszędzie wokół otaczają nas ludzie, którzy świata nie widzą poza ekranem swojego smartfona. O tym, że pali się ich dom dowiedzą się dopiero, gdy napisze o tym jakiś portal sieciowy albo znajomy wrzuci post na Facebooka.

Pewnie zgodzimy się, że jakiś czas temu minęły złote czasy radia i telewizji. Internet rozumiany w ten sposób - jako kolejny nośnik informacji - powinien więc za jakiś czas również utracić popularność na rzecz czegoś nowszego, choć niekoniecznie lepszego.

Taka wizja przyszłości w żadnym razie nie znaczy, że spodziewam się dramatycznego upadku i lamentowania, że nikt już nie potrzebuje blogerów ani portali randkowych. Że z Internetu korzystać będą już tylko ludzie w wieku emerytalnym, zapatrzeni w nowinkę z czasów swojej młodości. Radio nie zlikwidowało prasy, a telewizja nie zniszczyła radia. Ale kolejne nowości powodowały zmniejszenie zainteresowania poprzednią. Taki jest naturalny cykl ludzkiej uwagi. Coś więc kiedyś zapewne wyprze Internet. Tylko co?

internet laptop

Choć patrząc z innej strony: czy z mody wychodzi woda? Albo energia elektryczna? A przecież Internet staje się podobnego rodzaju dobrem. Dodatkiem, nakładką na naszą rzeczywistość, ułatwiającym życie. Podobnie jak codzienne funkcjonowanie usprawniły prąd czy bieżąca woda. Choć z punktu widzenia mieszkańca Europy trudno uznać dziś te dobra za ekscytujące, to jednak takimi były dla wielu Polaków jeszcze w połowie ubiegłego stulecia.

Radio i telewizji w roli „ułatwiaczy” życia sprawuje się znacznie gorzej. Właściwie pełni głównie rolę informacyjną, rozrywkową, niekiedy edukacyjną. Z telewizji dowiemy się, jaka jest na jutro przewidywana prognoza pogody, ale dzięki telewizji nie zrobimy przelewu w banku. Internet w takim znaczeniu jest istotnym krokiem do przodu – sieć potrafi zastąpić telewizję, ale w drugą stronę to nie działa.

Jednak bez wątpienia Internet – podobnie jak osobiste komputery - stał się nie tylko przydatnym narzędziem, ale pewnego rodzaju hobby. Kiedyś mężczyźni masowo pasjonowali się samochodami albo majsterkowaniem. Dziś swoimi komputerami.

A to już obecnie w praktyce oznacza fascynację Internetem, bo tyle dziś wart komputer, ile warte jego sieciowe łącze. Odcięty od sieci właściwie nie mam co robić przy komputerze. Mogę co prawda pisać felieton jak kiedyś w czasach maszyny do pisania, ale już bez dostępu do sieci trudniej zweryfikować fakty. Nie chce mi się sprawdzać szczegółów w papierowej encyklopedii PWN, wolę skorzystać z internetowego serwisu wydawcy. Mogę off-line obrabiać zdjęcia, ale przecież i tak muszę je potem wrzucić na jakiś serwer. Sieć tak ułatwia życie i pracę, że wydaje się to niekiedy aż absurdalne. Ostatnio w Internecie kupiłem buty. Może za jakiś czas trafię na atrakcyjną wyprzedaż trumien.

telewizja telewizor

Jednak stwierdzenie, że Internet to tylko rodzaj hobby jest sporym uproszczeniem. Bo przecież można by powiedzieć, że życie też jest pewnego rodzaju hobby. W końcu intrygujący jest nie tyle sam Internet, ale to, co w nim robimy – czytamy, oglądamy filmy, zlecamy przelewy, gramy – dla każdego coś innego. Jednego interesuje budowanie stron internetowych, drugiego socjologia sieci. Jeden uczy się angielskiego, drugi hejtuje. W końcu zawsze byli ludzie, którzy w publicznych szaletach anonimowo mazali po ścianach „Zośka to zdzira”.

Mimo fascynacji siecią nigdy nie byłem jej bezkrytycznym fanem. Zawsze obawiałem się – i te obawy we mnie pozostały – że coś pójdzie nie tak i że Internet stanie się takim przekleństwem jak komunizm.

Bo sieć zakłada w swoich podstawach powszechną równość, a ta w życiu ma o tyle tylko sens, że wszyscy jesteśmy równi jedynie wobec prawa. A cała reszta – talenty, wykształcenie – znacznie nas między sobą różni. Udawanie, że jest inaczej to komunistyczna „urawniłowka”. W Internecie równość zaczęła się od wszechobecnej potrzeby zwracania się do wszystkich per „ty”. Nie dramatyzuję, dawno się przyzwyczaiłem, bo po prostu taki utarł się zwyczaj, często ułatwiający życie. Zauważam jednak, że pokazuje on właściwą Internetowi i Włodzimierzowi Leninowi potrzebę powszechnej równości.

Internet trafił na genialny moment przełomu tysiącleci. Dzięki temu milenijna zmiana może zostać zapamiętana w historii jako moment przejścia między epoką analogową a cyfrową. Choć tu ulegamy mitologii człowieka posługującego się naszym kalendarzem, a ten jest tylko jednym z wielu na świecie. Żydzi żyją obecnie w roku 5774, a muzułmanie w 1435. Nasze milenijne ekscytacje umiarkowanie ich obchodzą. Komputery jednak działają u nich tak samo jak u nas, bo dwa plus dwa wszędzie równa się cztery. Co do tego zgodzą się i Palestyńczyk, i Żyd. Tylko czeski kelner przekona nas, że wynik jest inny.

Świat cyfrowy spowodował, że niezwykle wzrosły nasze wymagania. Kto się kiedyś martwił, że pieniądze na konto trafiają po kilku dniach od zlecenia przelewu?

A dziś co kilka godzin sprawdzamy, czy już doszły. Jak ich nie ma, to podnosimy szum w Internecie, że bank jest beznadziejny. Ach, żeby jeszcze zamiast chodzić do bankomatu, można było wypuszczać pieniądze z domowej drukarki! Prekursorom takiej nowoczesności czasami to się udawało, przynajmniej do momentu kiedy nie przechodzili na państwowy wikt i opierunek.

filmy i seriale online

A rzućmy okiem na cyfrowe zdjęcia. Ktoś się kiedyś martwił, jak fotki wyglądają w olbrzymich powiększeniach? Większość fotografii oglądaliśmy w „pocztówkowych” formatach, a o lepszą jakość dbali zawodowcy albo amatorzy fotografujący na slajdach. Dziś każdy jednym naciśnięciem klawisza powiększa zdjęcie na ekranie do 100 procent i narzeka, że staje się ono wówczas trochę nieostre, trochę rozmyte. I dalejże krytykować producenta aparatu! Kiedyś te nieostrości na zdjęciach Roberta Capy nikomu nie przeszkadzały, dziś by go na forach internetowych roznieśli.

Przy okazji ten cyfrowy świat tępi naszą wrażliwość. Bo zalewani obrazami wojen, głodu, cierpienia dawno przestaliśmy odczuwać empatię. Inaczej pewnie byśmy zwariowali.

Wiadomości przez ich nadmiar przestały do nas docierać. Internet nie tylko zmienił sposób życia wielu ludzi, ale też wpłynął na to, jak odbierają rzeczywistość. W modzie stało się życie w biegu, tylko nikt nie widzi mety.

Ale przecież świat się rozwija i to, co dziś uważamy za nowoczesne, z czasem trafi do lamusa. Mało jest wynalazków, które przez wieki pozostają wciąż popularne tak jak koło. Z przyjemnością zobaczyłbym świat, w którym Internet nie byłby już modny.

Co więc okaże się ciekawsze od Internetu? Nie mogę doczekać się odpowiedzi – co jest zresztą potrzebą wynikającą z takiego właśnie świata instant. Ale prawdę mówiąc nie jestem przekonany, czy odpowiedź pojawi się za mojego życia.

REKLAMA

Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na piotrlipinski.pl. Żartuje ze świata na Twitterze. Nowa książka „Geniusz i świnie” – o Jacku Karpińskim, wybitnym informatyku, który w latach PRL hodował świnie – już w księgarniach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA