Piotr Lipiński: ELEKTROOBYCZAJE, czyli miss inteligentnego podkoszulka
Nad Pompejami szalał wulkan, gdy nagle zadzwoniła „komórka”. Los Pompejów był przesądzony - co mogło zaskoczyć tylko amerykańską widownię. Ale to, że siedząca za mną kobieta, w samym środku kinowego sensu najzwyczajniej w świecie odbierze telefon - to już było niespodzianką nawet w Europie Centralnej.
Ale właściwie dlaczego? Dzwoni telefon - trzeba odebrać. Pewnie posiłkując się taką logiką pani z tylnego rzędu spokojnie gaworzyła z wnuczką. Jak dla mnie jednak właśnie została przekroczona pewna granica. Jeszcze kilka lat temu gdy ktoś zapomniał wyłączyć „komórkę” w kinie i ta zadzwoniła, to w popłochu ją wyciszał. Machał rękami na wszystkie strony, badając, czy podstępna machina telefoniczna ukryła się w jakiejś kieszeni, w torbie czy wybrała wolność i spoczywa na podłodze. Ale jak widać obyczaje się zmieniły. Obecnie chyba najważniejsza staje się reguła, że wypada odebrać dzwoniący telefon.
Pamiętam pewnego adwokata, któremu wiele lat temu na sali sądowej co chwilę dzwoniła „komórka”. Co zaczynał swoją mowę obrończą, to rozlegały się dźwięki „Dla Elizy”. Po kilku razach na ratunek ruszyła cała publiczność, każdy doradzał, jak wyłączyć aparat. Nieszczęśnik walczył z opornym urządzeniem, próbując go wepchnąć jak najgłębiej do teczki. Wiadomo przecież, że im bardziej coś chowamy, tym mniej będzie nam przeszkadzać.
Ale czasy się zmieniają i dziś może mecenas zachowałby się inaczej. Skoro telefon dzwoni, to należy go odebrać.
- Cześć Zośka, żebyś ty wiedziała, jaką ja tu mam sprawę! Klienta mi chcą wysłać na dożywocie, a ta cholera nie chce płacić! No kończę już, bo sędzia do mnie macha, chyba nie może się dodzwonić.
Nowe urządzenia, pojawiające się w naszym życiu, nie tylko poprawiają komfort pracy, rozrywki czy nawet snu. Wpływają też na pojawienie się nowych obyczajów. To dość oczywiste – dopóki telefony działały na uwięzi, nikt się nie zastanawiał, czy wypada używać ich w kinie albo teatrze.
Dobre obyczaje sami musimy sobie stworzyć – producenci elektrogadżetów w niczym nam tu nie pomogą. Normy, jak posługiwać się elektroniką w przestrzeni publicznej, to nie przejawy prawa boskiego, nie kryje się za nimi jakaś szczególna wartość. Sprowadzają się do bardzo prostej zasady: abyśmy korzystając z naszych urządzeń jak najmniej przeszkadzali innym. Co zresztą sprawdza się w każdej dziedzinie życia. Dlatego wypada - bo tak jest korzystniej dla większości - wyłączyć komórkę w kinie i w teatrze. Nie odczytywać maili, świecąc w zaciemnionej sali. Sieciowa netykieta też w jakimś stopniu temu służyła, zalecając choćby, aby do maili nie dołączać bez zapowiedzi dużych załączników.
Przy czym dobrze jest najpierw samemu zastanowić się, czy komuś w czymś nie przeszkadzamy, a nie czekać, aż nam zwróci uwagę. Niekiedy jednak trudno w pełni przewidzieć, w jaki sposób może przeszkadzać nasz sprzęt komuś innemu. Kiedyś irytujące były cudze „komórki” dla użytkowników walkmanów czy discmanów, bo potwornie siały zakłóceniami w słuchawkach.
Pewnie dlatego zabroniono używania „komórek” w samolotach, żeby piloci mogli spokojnie zasypiać przy ulubionej muzyce.
Granice przyzwoitości jednak przesuwają się – można by niekiedy stwierdzić ze smutkiem. Kilka lat temu w kinach nie widać było aż tak wielu świecących ekraników, wszyscy patrzyli w ten największy z przodu. Ale może to jedynie moje złudzenie wynikające z tego, że ówczesne ekrany „komórek” były mniejsze i w ciemnych salach nie rzucały się aż tak bardzo w oczy.
Nie wiem jak to teraz wygląda, ale kiedyś wypadało wyjść z przedziału kolejowego, gdy w kieszeni zadzwoniła „komórka”. Ale teraz pewnie wszystkim dzwonią na raz, więc pasażerowie musieliby spędzać czas głównie na korytarzu.
Elektroobyczaje wciąż się zmieniają, bo pojawiają się nowe urządzenia, które muszą jakoś wtopić się w nasze życie. Nie oczekujmy jednak zawsze, że już pierwsi użytkownicy nowych gadżetów uznają za stosowne dyskretne obchodzenie się z nimi. W początkach polskiej analogowej telefonii komórkowej szczytem elegancji według panów z pomocy drogowej było postawienie na środku stolika w restauracji „kaloryfera”, czyli olbrzymiego telefonu Nokii. Dopiero potem właściciel z szelestem rozpinał dresik. A dziś ów pan kładzie na stole smartfona i siedzi w szczelnie zapiętej marynarce, bo guziki są trudniejsze w obsłudze od suwaka.
Kiedyś ze zdziwieniem na ulicy patrzono na ludzi, którzy rozmawiają z samymi sobą. To ci, którzy w uchu mieli niewielkie słuchawki bluetooth. Ale już niedługo zobaczymy wariatów dyskutujących ze swoimi zegarkami.
I będzie się ucierała norma, czy do nadgarstka wypada mówić tylko ściszonym głosem, czy wolno też przekrzykiwać hałas uliczny.
Tu przypomina mi się historia pewnego pana, który uskarżał się, że nieznani mężczyźni chodzą za nim i mówią coś do swoich teczek. Pisał w tej sprawie skargi do różnych urzędów, w których brano go oczywiście za wariata. Co nie było prawdą, bo ów mężczyzna w rzeczywistości był opozycjonistą, którego śledziła Służba Bezpieczeństwa. Zmierzający za nim funkcjonariusze mówili do teczek, bo w środku kryli swoje krótkofalówki.
Jak się rodzą te nowe elektroobyczaje, możemy oglądać na żywo. Trzeba tylko się rozejrzeć. Na przykład Google Glass. Ktoś już wie, czy wypada w nich iść na randkę?
Ale to wszystko nic w porównaniu z nadciągającą epoka, kiedy nasze skarpetki będą się komunikowały z szalikiem. Inteligentna odzież - to dopiero spowoduje rewolucję obyczajową!
- Przepraszam, czy mógłby pan wyłączyć dzwonek w kurtce? Bardzo mnie rozprasza.
- Mógłby pan zaprzestać skanowania moich nóg? Czuję się speszona.
- Najmocniej przepraszam, że tamuję chodnik - wyłączyło mi się wspomaganie w butach.
- Och, gdzie pan kupił ten krawat? Widzę, że świetnie poprawia transmisję danych.
- Ależ ma pani piękne sensory w uszach! Reagują na dotyk?
- Na czym chodzą pana rękawiczki? Na Andku czy iOS-ie?
Ileż będzie musiało powstać nowych zasad, kiedy wypada wyłączyć nasze ubrania, a kiedy je tylko wyciszyć!
I co zrobić, gdy w towarzystwie zawiesi nam się koszula. Albo gdy pasek u spodni zacznie się samodzielnie nadmiernie zaciskać.
Powstaną zapewne nowe poradniki savoir-vivre, może nawet jakiś kanał tematyczny. Albo czekają nas ekscytujące wybory miss inteligentnego podkoszulka.
Inteligentna odzież może niestety fatalnie wpłynąć na nasze życie erotyczne. Bo jak tu się bliżej poznać, kiedy nie wiadomo, w jakich częściach garderoby partnera znajdują się kamery? Za to ustrzeże nas przed zdradą małżeńską, bo ciężko pozwolić sobie na skok w bok, gdy czapka bez przerwy raportuje nasze położenie geograficzne.
Inteligentna odzież z pewnością zmieni nasze życie i obyczaje. Kiedy szaliki staną się mądrzejsze od ich właścicieli, nic już nie będzie takie samo. Nawet bójki „szalikowców”.
Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na piotrlipinski.pl. Żartuje ze świata na Twitterze. Nowa książka „Geniusz i świnie” – o Jacku Karpińskim, wybitnym informatyku, który w latach PRL hodował świnie – już w księgarniach.
Zdjęcia man talking on mobilephone in cinema, man on phone annoys the audience in theater, pick up the phone call go to the destination oraz Videochat with a modern Internet Smart Watch pochodza z serwisu Shutterstock.