REKLAMA

Sztuczne zawyżanie wymagań, multi do 12 graczy i bezczelne kopiowanie scen – Call of Duty: Ghosts to wpadka na wpadce

Call of Duty: Ghosts to jedna z najgorętszych premier końcówki tego roku. Nowa odsłona najbardziej popularnej sieciowej strzelaniny zapowiadała się nad wyraz interesująco. „Duchy” miały wszystko, aby nadać wysłużonej serii zupełnie nową jakość – większe niż wcześniej możliwości, nowy silnik graficzny oraz następną generację sprzętu. Mimo tego, Ghosts zalicza wpadkę za wpadką. Co w tym wszystkim najgorsze, odpowiedzialnych za nie trzeba szukać w samym Infinity Ward oraz Acivision. Kottick zdaje się naprawdę wyznawać zasadę „kto bogatemu zabroni”.

Sztuczne zawyżanie wymagań, multi do 12 graczy i bezczelne kopiowanie scen – Call of Duty: Ghosts to wpadka na wpadce
REKLAMA

Call of Duty następnej generacji? Nie powala

REKLAMA

Przypomina mi się, kiedy robiliśmy dla Was relację z konferencji Microsoftu. Wtedy po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć Call of Duty: Ghosts w akcji. Pamiętam, jak ze słuchawek dobiegły do mnie odgłosy umiarkowanego zachwytu nad powstającym dzieckiem Infinity Ward, ze strony moich redakcyjnych kolegów. „Ładne”, „śliczne”, „robi wrażenie”. Pomyślałem sobie wtedy, że ktoś tutaj od dawna nie jest na bieżąco z najnowszymi grami. Oczywiście myliłem się, ponieważ Piotrek już wtedy robił wiele, aby zostać najlepszym trenerem Pokemonów pod słońcem.

Nie zmieniało to faktu, że „Duchy” w ogóle mnie nie zachwyciły. Przy tak ogromnym budżecie, jaki na nowe Call of Duty mogło przeznaczyć Activision, fragmenty rozgrywki nie doprowadziły do trzęsienia ziemi. Miast rewolucji dostaliśmy ewolucję, natomiast Call of Duty „zaledwie” dogoniło współczesne standardy graficzne, grzecznie nie wybiegając przed szereg. Grafika nowej generacji? Dobre sobie.

Twórcy pokazali, że nad warstwę wizualną wciąż przedkładają sprawdzony i doszlifowany patent na rozgrywkę, niezmienny w swojej formie od lat. Pomimo sporego rozczarowania, „Duchy” wciąż jednak zapowiadały się na naprawdę interesujący tytuł, który po prostu trzeba ograć. Pal licho zaledwie ładną grafikę, przecież od kilku ostatnich odsłon to nie o to chodzi w tej serii, prawda? Liczy się czysta rozrywka, nieskrępowana zabawa, w dostarczaniu której Bobby Kottick osiągnął mistrzostwo. Cały problem polega jednak na tym, że twórcy i wydawca robią wszystko, aby sabotować właśnie tę przyjemność z grania, popełniając wpadkę za wpadką.

Tryb wieloosobowy do 12 graczy? To grabież w biały dzień, tego nie da się inaczej nazwać

Zarówno seria Battlefield, jak również Call of Duty, rozwijają swoje skrzydła dopiero w trybie dla wielu graczy, kampanijną część rozgrywki traktując zaledwie jako (dla wielu niepotrzebny) dodatek. O ile na komputerach osobistych gry DICE mogą toczyć równorzędną walkę z produkcjami duetu Infinity Ward – Treyarch, tak na konsolach niepodzielnie króluje Call of Duty, pomimo usilnych starań EA. Patrząc na to w ten sposób, zarówno twórca, jak i wydawca powinni dołożyć wszelkich starań, aby to właśnie edycje na PS3 oraz X360 były maksymalnie dopieszczone, bez kompleksów spoglądając w stronę PeCetów. Z „Duchami” jest jednak zupełnie odwrotnie.

Call of Duty: Ghosts w wersji na konsole aktualnej generacji będzie posiadać tryb wieloosobowy ograniczony do maksymalnie 12 graczy walczących równocześnie. To dokładnie tyle samo, co w strzelaninie na smartfony i tablety – Modern Combat 4. Taki wynik to także o 1/3 mniejsza ekipa, niż ta, którą możemy znaleźć na serwerach poprzednich odsłon Call of Duty. Tam za broń chwyta do 18 graczy, natomiast w wielu trybach standardem są potyczki w 7-osobowych grupach. Fani Battlefielda, z wojną toczoną przez 64 graczy jednocześnie, mogą teraz parsknąć śmiechem, lecz należy pamiętać, że seria Call of Duty od zawsze koncentrowała się na bardziej bezpośrednich starciach, w odczuwalnie mniej rozległym otoczeniu.

Tak czy inaczej – 12 graczy. Dlaczego właśnie tylu? Ponieważ „Duchy” tak czy siak rozejdą się pośród posiadaczy sprzętów aktualnej generacji niczym świeże bułeczki. Kiedy pojawią się next-genowe platformy, a nastąpi to już niebawem, duża ilość klientów może połakomić się na dokupienie wersji na PS4 oraz XONE, oddając Acitvision kolejne 10 dolarów w zamian za nowe, większe i lepsze możliwości. Kottick już zaciera ręce, ja natomiast jestem zniesmaczony celowym ograniczaniem graczy, którzy przez wiele lat związali się z tą legendarną serią. Takie praktyki to po prostu świństwo, inaczej tego nie umiem nazwać.

Na komputerach osobistych jest lepiej? Nie do końca

Godne krytyki praktyki nie ominęły również PeCetowych graczy. Activision oraz Infinity Ward wpadło, sztucznie zawyżając wymagania sprzętowe swojej najnowszej gry. Aby w nią zagrać, musicie posiadać na pokładzie przynajmniej 6 GB pamięci RAM. Jeśli nie spełniacie tych kryteriów, nie ma co liczyć na ewentualny pokaz slajdów. Gra nawet się Wam nie uruchomi, informując jedynie o braku odpowiednich trzewi, wymienionych na opakowaniu z grą. Niestety, tego typu posunięcie obnażyło manipulację ze strony producenta, o czym pisałem na sPlay.pl i co pozwolę sobie tutaj zacytować:

"Oczywiście komputerowa społeczność nie byłaby sobą, gdyby nie znalazła sposobu na obejście tego typu blokady, uruchamiając najnowsze dzieło wydawane przez Activision na sprzętach, które nie spełniają odpowiedniej, opisanej na pudełku specyfikacji. Jakież było jednak zdziwienie jednego z graczy, który maczał palce w obejściu tego typu zabezpieczenia.

Podczas samej rozgrywki, Call of Duty: Ghosts „zjada” zaledwie 1,2 GB pamięci RAM, opierając się na informacjach o procesach, zaczerpniętych z windowsowego menadżera zadań. Oczywiście nie oznacza to, że 2 GB pamięci RAM wystarczą, aby cieszyć się zabawą z Ghosts. System potrzebuje przecież dodatkowej pamięci na własne działanie. Mimo tego, 4 GB pamięci wystarczają w zupełności, aby uruchomić i płynnie bawić się z najnowszym Call of Duty".

Infinity Ward kradnie… od samych siebie

Mamy więc próbę wyłudzenia dodatkowej kasy od konsolowych graczy oraz kłamanie w żywe oczy komputerowej braci. Na tym jednak nie koniec. Jak możecie zaobserwować na poniższym filmiku, twórcy „pożyczają” sami od siebie konkretne fragmenty wcześniejszej gry, przenosząc je do swojego nowego tytułu. Tak oto w Call of Duty: Ghosts pojawiły się fragmenty z drugiego Modern Warfare, natomiast my możemy pobawić się w klasyczne „znajdź 10 różnic”:

Dla mnie jest to żenująca praktyka. Oczywiście twórcy mają prawo do kopiowana własnej, zapewne ciężkiej pracy, lecz tak ewidentne wklejanie całych scen z poprzedniej odsłony nie tylko świadczy źle o nich samych, ale również stanowi policzek dla wielomilionowej grupy fanów, od wielu lat skupionej wokół Call of Duty. To po prostu droga na skróty, niechlujstwo i pośpiech, którego nie jest w stanie ugasić nawet drugie studio, w postaci Treyarch, teoretycznie pozwalające na chwilę oddechu.

Call of Duty się skończyło?

Możecie napisać „nie podoba się? To idź sobie graj w Battlefielda”. Będziecie mieli rację. Właśnie rozpocząłem zabawę z czwartą odsłoną serii. Mimo tego, zarówno kierunek jak i polityka obrane przez twórców i wydawcę CoD’a bardzo mnie bolą. Piszę to jako wieloletni fan tej serii, który wersję demo pierwszej części, jeszcze w drugo-wojennej scenerii, przeszedł kilkanaście razy, uważając scenę na rzece Wołga za jedną z najlepszych w historii komputerowej rozgrywki.

REKLAMA

Call of Duty to seria wielka. Wielka, wspaniała i z wpływem, który na stałe zmienił sieciowe strzelaniny. To właśnie Modern Warfare sprawiło, że Battlefield oraz Medal of Honor uczepiło się współczesnego teatru wojny. Ta gra była rewelacyjna pod każdym względem. Niedościgniony ideał, od którego można jedynie się uczyć. To po pierwszym Modern Warfare zaczęło dziać się coś niedobrego. W ekipie Infinity Ward doszło do rozłamu, natomiast kolejne części gry, choć dobre i jeszcze bardziej dochodowe, nigdy nie wpisały się ponownie z takim impetem w świadomość graczy.

Dzisiaj nawet nie mam ochoty zagrać w „Duchy”, chociaż byłem im stosunkowo życzliwy, a nawet nimi zainteresowany. Activision traktuje mnie, swojego klienta, jak idiotę i worek z pieniędzmi bez dna. Po raz kolejny wciska mi to ten sam, a nawet gorszy produkt, w nowym opakowaniu i nowej cenie. Wydawca w zaledwie jeden dzień po premierze zarobił miliard dolarów, lecz po cichu liczę, że to ostatnia odsłona bez polotu, którą wybaczą mu gracze. Mam taką nadzieję, nie z powodu własnej złośliwości, lecz właśnie z sympatii do serii. Ta po prostu musi być wielka, tak, jak była nią kiedyś. Póki co, wielkie zostały jedynie reklamy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA