REKLAMA

Beta Battlefield 4 - kotlet w nowej panierce, rewolucji nie stwierdzono

Nie było łatwo. Dostępna dla wszystkich wersja bety Battlefield 4 napsuła mi wiele krwi. Po problemach z kompatybilnością, sterownikami, fatalną optymalizacją oraz ogromnymi lagami przyszedł czas na rozgrywkę. Od pierwszej minuty na mapie Siege of Shanghai czułem się jak w domu. Battlefield 4 to aż i tylko jeszcze bardziej rozbudowana część trzecia, z nowymi elementami, jeszcze milszą dla oka stroną wizualną i dokładnie takim samym patentem na rozgrywkę.

Beta Battlefield 4 – kotlet w nowej panierce, rewolucji nie stwierdzono
REKLAMA

Beta (nie) dla wszystkich

REKLAMA

Wielu graczy nie miało żadnych problemów, aby uruchomić betę nowego Battlefielda. Z tego, co widziałem na forach dyskusyjnych, nie dla każdego testy nowego hitu DICE były jednak bezproblemowe. Na dwóch komputerach gra po prostu nie chciała się uruchomić, na zasadzie „bo nie”, bez żadnego wyraźnego powodu oraz komunikatu o błędzie. Nowe sterowniki, punk-buster, tryb administratora, edycja plików konfiguracyjnych – moje starania spaliły na panewce.

batlefield 4 beta 2

Dopiero trzeci komputer osobisty, w połączeniu z wersją beta najnowszych sterowników Nvidii, podołał zadaniu i przed moimi oczami zaczęła rozpościerać się azjatycka aglomeracja. Optymalizacja kodu, stabilność serwerów, współpraca z wieloma komputerowymi podzespołami – na tym polu wersja beta najnowszego Battlefielda po prostu leży i kwiczy. Dyskusyjna jest również sama „beta”, ponieważ ta jest niczym innym, jak wersją demonstracyjną produktu, z jedną mapą i jednym trybem rozgrywki.

Zrobiło się nostalgicznie

battlefield 2

Muszę przyznać, że zamiana Rosjan na Chińczyków była dla mnie bardzo miłą odmianą i nostalgiczną wycieczką w czasy drugiego Battlefielda. Skośnoocy przeciwnicy oraz towarzysze broni to wyraźny, choć kosmetyczny powiew świeżości. Ich okrzyki, komendy oraz polecenia od samego początku przypominają o dawnych, internetowych potyczkach na tak kultowych już mapach jak Dragon Valley.

Levolution to pusty slogan

Mapa Siege of Shanghai jest najlepszym przykładem na to, że twórcy starali się pokazać coś nowego, coś, dzięki czemu nie będę chciał nazwać nową grę DICE Battlefieldem 3,5. Czymś takim ma być Levolution, system zmieniający mapę nie do poznania, wszystko w trakcie rozgrywki.

battlefield 4 1

Bzdura. Levolution to na ten moment dokładnie to samo, co widzieliśmy w Battlefield 3, tyle tylko, że na większą skalę. Dewastacja budynków, wybuchające ściany, kruszejące mury – wszystko to oczywiście ma miejsce, ale tylko tam, gdzie zażyczyli sobie tego twórcy. Ogromny wieżowiec w centrum lokacji co prawda wali się w gruz, ale zawsze w ten sam sposób, z tym samym efektem.

Levolution to na ten moment bardzo ładne określenie na bardzo znany system, który jest z fanami Battlefielda od lat. Oskryptowane zmiany terenowe, niezależnie, czy to waląca się ściana, czy cały drapacz chmur, są jedynie efektownym, kilkusekundowym odciągnięciem uwagi od walki, nic więcej.

Trzy fronty, jeszcze więcej akcji

O wiele bardziej spodobała mi się odczuwalna próba przeniesienia rozgrywki na jeszcze większą ilość płaszczyzn, równoległych linii frontu. Za przykład tego może posłużyć właśnie walący się wieżowiec. Kiedy jego konstrukcja jest jeszcze stabilna, każdy z graczy może dostać się na dach ogromnego budynku, czy to za pomocą helikoptera, czy chociażby windy. Kiedy już stanąłem na krawędzi, widząc teren dookoła siebie, po raz pierwszy poczułem nową jakość.

battlefield 4 3

Widziałem, jak pode mną ścierają się czołgi. Nad głową prują ogniem helikoptery. Ktoś jechał skuterem wodnym, ktoś starał się mnie trafić z poziomu ulicy. DICE świetnie radzi sobie z prowadzeniem trzech frontów na raz – tego w powietrzu, na ziemi i na morzu. W Battlefield 4 ta „potrójna wojna” jest jeszcze bardziej zintensyfikowana. Nie zmienia to faktu, że pod względem samych lokacji i możliwości z nimi związanych – cóż, Levolution to na razie pusty frazes, slogan reklamowy o twarzy walącego się budynku, dokładnie tak samo, jak walący się budynek był twarzą promującą trzeciego Battlefielda w trybie dla pojedynczego gracza. Rewolucji, ewolucji czy też levolucji nie stwierdzono.

Co nowego?

Nie licząc szumnie zapowiadanego trybu Commander, Battlefield 4 to po prostu rozwinięcie części trzeciej. Zmiany są widoczne, lecz obyło się bez ogromnych różnic. Mnie ucieszyło dopieszczenie animacji – wojak gracza dopiero po pewnym czasie nabiera pełnej szybkości biegu, natomiast podczas czołgania nie wcina się w ściany, lecz od nich odbija. Cieszy również dopieszczenie wydawania komend za pomocą klawisza „Q” – te nie są już sygnalizowane jedynie głosem wirtualnego żołnierza, ale również gestami. Komputerowi gracze wskazują na pojazd wroga, który zauważyli czy wyraźnie sygnalizują, że potrzebują amunicji.

battlefield 4 beta

Interfejs wirtualnego żołnierza doczekał się również ikonek symbolizujących jego ekwipunek. Dzięki ładnemu spisowi posiadanych broni i gadżetów od razu wiemy, pod jakim klawiszem numerycznym mamy daną zabawkę, nie musząc pospieszne kręcić korbką myszy komputerowej.

Zmienił się również system, za pomocą którego otrzymujemy punkty. Dla przykładu, ich ilość rośnie wraz z postępowaniem paska przejmowania strategicznych punktów, zamiast przyznać graczowi ujednoliconą pulę, jak miało to miejsce dotychczas. Pod względem punktowym znacznemu osłabieniu uległo również korzystanie przez towarzyszy z pomocy gracza, czy to w formie apteczek, czy paczek z amunicją.

battlefield 4 2

Dla równowagi, system przydzielania punktów za zabójstwa innych graczy przeszedł oczekiwaną zmianę na lepsze. W Battlefield 4 punkty za posłanie wroga do piachu nie dostaje ten, kto trafił go jako ostatni, lecz ten, kto zabrał mu najwięcej życia. Oczywiście asysty w dalszym ciągu obowiązują. Logiczne, sensowne, oczekiwane.

Mówiąc o oczekiwaniach, DICE posłuchało miłośników gry i wprowadziło do zabawy tryb podglądu. Z punktu widzenia osób, które planują grać w ten tytuł turniejowo, to bardzo ważna nowość. Dla mnie, jako przeciętnego gracza, Spectacor nie robi większego wrażenia. To po prostu standard, który w tej serii powinien znaleźć się znacznie, znacznie wcześniej.

Battlefield 4 naprawę jest „czwarty”?

Moje doświadczenia z grą uznaję za miłe i satysfakcjonujące. Mimo tego, gdyby ktoś posadził mnie przed betą i powiedział, że gram w kolejne DLC do części trzeciej, uwierzyłbym bez większego zawahania. Battlefield 4 wygląda dokładnie tak samo, jak poprzednik. Patent na rozgrywkę jest ten sam, poziom realizmu kropka w kropkę identyczny, sposób latania śmigłowcami czy prowadzenia czołgu jest dokładnie taki sam – niemal wszystko, co zobaczyłem w Battlefield 4, widziałem już wcześniej. Wielkie nowości to albo standard, który powinien pojawić się znacznie wcześniej (spectator), albo puste frazesy, takie jak oskryptowane Levolution. Prawdziwe zmiany są kosmetyczne i niemal nieodczuwalne, wręcz naturalne, jak gdyby były w serii od początku.

REKLAMA

Mimo tego, Battlefield 4 to świetna gra. Nic w tym dziwnego, bo poprzednia odsłona serii taką była. Jeśli podobała Ci się część trzecia, będziesz zadowolony. Jeśli oczekujesz powiewu świeżości bądź klimatu i rozwiązań z drugiej odsłony – to nie tutaj. Battlefield 4 to więcej, szybciej i lepiej tego samego. To „trójka” z wyzerowanymi statystykami i nowymi mapami. Zapowiada się naprawdę dobra produkcja, ale nic ponad to, co widzieliśmy do tej pory w grach DICE.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA